Dwudziesta druga

1.2K 37 0
                                    

Punktualnie o godzinie dwudziestej drugiej Szymon podniósł się z fotela. Po cichu poszedł na piętro.
Gdy wszedł do pokoju Nikodema, obaj chłopcy siedzieli na łóżku. Niko toczył z Monsterkiem walkę o poduszkę. Rozwścieczony piesek próbował wyrwać ją z jego rąk.
Marcel trzymał na kolanach tablet. Grał w kulki.
- Koniec imprezy - rzekł Szymon podchodząc do regału. Wyłączył muzykę.
- Jeszcze parę minut - rzekł Nikodem wsuwając palce do pyszczka Monsterka. - Oddawaj tą poduszkę! - zwrócił się do pieska.
- Chłopaki... Marcel, odłóż ten tablet na moment... Niko...
- Jestem... Słucham cię - rzekł Nikodem kładąc pieska na podłodze.
- Chłopaki, wujek z ciocią wracają jutro rano do domu. Może pozwólmy im się wyspać, co? - rzekł spoglądając na Marcela kątem oka wpatrującego się w swój tablet. - Jest godzina dwudziesta druga. Czas spać... - dodał podnosząc w górę kołdrę. - Niko, wskakuj...
Chłopiec położył się. Wsunął sobie pod głowę jaśka. Szymon przykrył go kołdrą, otulił. Po chwili wziął do ręki tablet Marcela. Odłożył go na biurko. Zapalił nocną lampkę.
- No... I tak ma być - rzekł uśmiechając się do chłopców.
- Tata, nie idź... - odezwał się Nikodem. - Chciałem ci się o coś spytać...
- No, słucham cię.
- A jak zacznie się szkoła, to o której godzinie będziemy musieli z Marcelem kłaść się spać?
- O dwudziestej trzydzieści - odpowiedział.
- W twoich snach - szepnął Nikodem przytulając się do poduszki.
- Co ty powiedziałeś? - odparł Szymon uśmiechając się do syna. - Co ty, mała żabo, powiedziałeś? - dodał wsuwając ręce pod kołdrę. Zaczął łaskotać Nikodema po brzuchu. Chłopiec śmiał się w głos.
- Powiedziałem, że w twoich snach... - powtórzył próbując bronić się przed gilgotkami.
- W moich snach? Ja ci zaraz dam "w twoich snach"... Chłopaki, ale koniec żartów. Proszę się przytulić do poduszki i spać... Tak?
- Tak jest, duża żabo - rzekł Nikodem.
Szymon uśmiechnął się. Jeszcze raz pogłaskał synka po włosach. Ucałował w czoło Marcela i Nikodema.
- Dobranoc - rzekł kierując się w stronę drzwi.
- Dobranoc - odparli obydwaj.
Gdy tylko trzydziestosześciolatek wyszedł z pokoju syna, Marcel wstał z łóżka. Podniósł z podłogi Misia. Położył go obok swojej poduszki.
- Śpisz ze mną - rzekł.
- Serio będziesz spał? - zdziwił się Nikodem.
- No, będę... A ty nie?
- A ja nie... Coś sobie porobię, tylko jeszcze nie wiem, co...
- Tylko rób to coś cicho, bo ja śpię...
- Okej, okej... Może pójdę do kuchni po piwko...
- Niko, błagam cię... Znowu?
- Nie no, żartuję przecież - rzekł Nikodem podnosząc się z łóżka.
- Ja to już nie wiem, kiedy ty żartujesz, a kiedy mówisz serio - westchnął Marcel przytulając się do Misia. - Zgasisz lampkę?
- Nie...
- Niko...
- Nie zgaszę, bo będę sobie rysował statek kosmiczny...
- Sam jesteś jak kosmita. Zgaś, bo ja nie zasnę jak jest światło zapalone.
- Kto ci każe spać? Możesz rysować ze mną...
Marcel zacisnął powieki. Próbował zasnąć, ale nie potrafił. Po pół godzinie mordęgi, podniósł się z łóżka. Chwycił kołdrę i poduszkę. Zawoławszy Misia, rozłożył sobie spanie na piętrze w przedpokoju.
- Chodź Misiu... Przytul się do mnie - szepnął pieskowi do ucha. - Dobranoc Misiu...

Ojczym od matematyki 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz