Szymon wpuścił do salonu obydwa psy. Położył swoją brązową, skórzaną torbę na podłodze, obok komody. Usiadłszy na kanapie, odpiął trzy górne guziki koszuli.
- Chłopcy byli grzeczni? - spytał spoglądając na Nikodema.
- A kto ich tam wie?! - odpowiedziała Danuta. - Cały dzień nie było ich w domu. Wrócili chwilę przed tobą.
- Gdzie panowie byli?
- Bawiliśmy się w piratów... - odpowiedział Marcel.
- Babcia pozwoliła wam pływać tratwą po jeziorze?
Chłopcy spojrzeli na siebie z zakłopotaniem. Marcel podrapał się po głowie.
- Tatuś, nie gniewaj się, ale czy piraci pytają się swoich babć o to, czy mogą wypływać w rejs?
Szymon uśmiechnął się.
- Marcel, nie wiem, co robią piraci... Wiem natomiast, co ty i Nikodem macie robić. Za każdym razem, kiedy wyruszacie na podbój mórz i oceanów, najpierw proszę zgłosić się do najstarszego pirata o zgodę na taki rejs...
- No, okej... - westchnął Marcel.
Danuta nalała synowi talerz zupy.
- Siadaj do stołu - odezwała się. - Byłeś u Lusi?
- Byłem - odparł Szymon podnosząc się z kanapy. Usiadł obok Marcela. Nim zaczął jeść, pogłaskał chłopca po głowie.
- Badał ją dzisiaj lekarz. Ciąża rozwija się prawidłowo. Podają jej żelazo i kroplówki wzmacniające...
- Wiadomo, kiedy mama wróci do domu? - odezwał się Marcel.
- Synku, za kilka dni wróci do domu... Pozwólmy jej troszkę od nas odpocząć... Tak?
- Tak - odparł chłopiec.
Szymon spojrzał na leżące na parapecie kajdanki.
- Skąd to macie? - spytał.
- Aleks i Oliwer nas skuli... - rzekł Nikodem.
- Ale babcia nas uwolniła, co nie babcia? - odezwał się Marcel.
- Tak... - odparła.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Obaj chłopcy spojrzeli przez okno.
- To Aleks i Oli - szepnął Marcel. - Po co oni tu przyleźli? To nasz rewir...
Chłopiec odszedł od stołu. Otworzył drzwi.
- Czego? - spytał.
- Gówna psiego - odparł Oliwer. - Kajdanki oddaj.
- Dać to ci mogę co najwyżej z pięści między oczy!
- Marcel! - odezwał się Szymon.
Mężczyzna podszedł do rozmawiających w przejściu chłopaków..
- Do kogo należą te kajdanki? - spytał.
- Do mnie... - rzekł Oliwer.
- Skąd się wzięły w posiadaniu Marcela? - padło kolejne pytanie.
- No, bo bawiliśmy się, że oni byli skazańcami... Prawda, Marcel?
- Prawda - odparł ciemnowłosy chłopiec.
- Dlaczego nie chcesz im oddać ich kajdanek?
- Bo ich nie lubię... - odpowiedział dziesięciolatek.
- Więc ja to zrobię.
Szymon podał Oliwerowi jego kajdanki.
- Dziękujemy - rzekł Aleks. - Jakby chłopaki chcieli, to mogą się z nami przed wieczorem pobawić w chowanego... Tak o siódmej, jak się robi szarówka.
- Chłopaki dziękują za zaproszenie, ale jutro pierwszy wrzesień i chłopcy z tego powodu idą dzisiaj spać przed ósmą...
Aleks i Oliwer niemalże wybuchnęli śmiechem.
- A i mamy do pana jeszcze jedną prośbę... Możemy z Aleksem być w jednej klasie z Nikodemem i z Marcelem?
Szymon uśmiechnął się.
- Nie ma takiej opcji - rzekł.
- Czemu? - rzekł Oliwer.
- Bo nie. Nie i koniec. Nie ma mowy. A teraz chłopaki, wybaczcie, ale jestem w trakcie obiadu... Podobnie zresztą jak Marcel i Nikodem. Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedzieli obydwaj.
Szymon zamknął drzwi, po czym usiadł z powrotem przy stole.
- Ale wymyślili! W życiu nie wezmę tych dwóch urwisów do swojej klasy!
- Masz już swoich dwóch urwisów... Starczy, nie? - rzekł Marcel uśmiechając się szeroko.
Szymon przegarnął chłopcu ręką włosy.
- Tak... Starczy - rzekł patrząc w bystre oczy syna. - W zupełności...