Marcel pobiegł w stronę domu na skarpie. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu będzie mógł popływać tratwą po jeziorze. Gdy dotarł na miejsce, Aleks i Oliwer podawali do siebie piłkę. Ujrzawszy kolegę, wybiegli mu naprzeciw.
- Siema! - rzekł Marcel wyjmując scyzoryk z kieszeni. Podrzucił go w górę, po czym schował w to samo miejsce, z którego go wyciągnął.
- Co będziemy robić? - spytał Oliwer.
- Jak to co? Popływamy tratwą! - rzekł Marcel śpiesząc w stronę szopy, w której ukryta była jego łódź.
Chłopcy otworzyli duże drzwi. Oliwer podparł je drewnianym kółkiem. Marcel rozejrzał się.
- Oli, nie ma tratwy! - zawołał zdenerwowany.
- Jak nie ma? Musi być! Jeszcze parę minut temu pokazywałem ją Aleksowi! - odparł ciemnowłosy chłopiec.
- Może dziewczyny ją zabrały - rzekł Aleks. - Przecież cały czas za nami łaziły, a teraz nigdzie ich nie ma...
Marcel poczuł wielką złość. Wybiegłszy z szopy ruszył w stronę jeziora. Aleks i Oliwer pobiegli za nim.
- Zamorduję je! - krzyknął Marcel widząc Amelię, Julię i Magdalenę ciągnące tratwę w stronę jeziora.
Zbiegł ze skarpy. Wskoczył na tratwę. Dziewczyny rozbiegły się w popłochu.
- Łapiemy je! - zawołał dziesięciolatek zeskakując z łodzi. Udało mu się schwytać najmłodszą z dziewczynek, Magdalenę.
Zdjąwszy z tratwy linkę, zaczął przywiązywać czterolatkę do drzewa. Jasnowłosa dziewczynka rozpłakała się.
- Zamknij się, albo strzelę ci w pysk! - krzyknął chłopiec unosząc rękę w górę. Poskutkowało. Magdalena momentalnie zamilkła.
Chłopiec ucieszył się, gdy po chwili ujrzał Oliwera i Aleksa prowadzących Julię i Amelię. Obydwie dziewczynki próbowały wyrwać się chłopakom.
- Powiem tacie! - krzyczała Amelia. - Oli, powiem! Dostaniesz na dupę!
- Zamknij się! - rzekł Oliwer chcąc zaimponować Aleksowi a przy okazji przypodobać się Marcelowi.
Chłopcy przywiązali do drzewa pozostałe dwie dziewczyny, po czym poszli po tratwę.
- Musimy głośno krzyczeć... - odezwała się Amelia. - Ten Marcel to psychopata. On jest zdolny do wszystkiego... Na "trzy, cztery" krzyczymy "pomocy". Trzy, cztery.
- Pomocy! - wydarły się.
Marcel odwrócił się w ich stronę. Prędko podbiegł do swoich ofiar. Zerwał wiotką gałązkę rosnącego w pobliżu dzikiego bzu, po czym trzykrotnie uderzył nią Amelię po bosych stopach. Dziewczynka rozpłakała się.
- Jak któraś piśnie słowo, Amelia znowu oberwie - zagroził.
Małolaty popatrzyły na Marcela z przerażeniem. Najmłodsza, Magdalena popłakała się. Aleks nie mógł patrzeć na łzy siostry. Podbiegł do niej i zaczął rozplątywać gruby sznur.
- A ty co?! - wrzasnął Marcel.
Aleks nie odpowiedział ani słowem. W pośpiechu starał się uwolnić siostrzyczkę.
Marcel zdenerwował się jeszcze bardziej.
- Oli, bierzemy go! - rozkazał.
Oliwer nie był pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł. Wiedział, że jego kuzyn nie pozwoli się przywiązać do drzewa. Mimo to, pomógł Marcelowi go schwytać.
Aleks był sprytniejszy, gdy tylko Marcel schylił się, by podnieść z ziemi koniec sznurka, chłopiec wyrwał się z rąk oprawców, po czym ruszył w stronę domu.
- Wygada? - odezwał się Marcel.
- Niby komu? Tata i ciocia gdzieś pojechali... A mama gówno nam zrobi - rzekł Oliwer.
Marcel uśmiechnął się. Wszedł na tratwę.
- Dziewuchy - zaczął. - Bez pytania zabrałyście tratwę, która jest w połowie moja a w połowie Nikodema. Mogła się wam stać krzywda... Jakby któraś z was wpadła do wody, dopiero by było! Byłoby na mnie, bo to moja tratwa... W połowie...
Zakończywszy przemowę, Marcel odwrócił się w stronę Oliwera.
- Nie ma twojego taty? - szepnął mu do ucha.
- No, nie ma...
- To chodźmy do garażu...
Oliwer uśmiechnął się. Obaj chłopcy pobiegli w stronę podwórka. Po chwili byli na miejscu. Marcel wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu na wybór narzędzi tortur, bo w każdej chwili może wkroczyć Emilia. Wziął pierwszą rzecz, która mu wpadła w ręce. Była to puszka czerwonej farby olejnej.
- Damy im to na włosy... - zwrócił się do Oliwera.
- No, okej... Ale nie za dużo, bo tata dopiero co kupił tę farbę i jak zobaczy, że ubyło to się wkurzy.
- A masz jeszcze inne farby? Byśmy wzięli różne kolory! - zawołał Marcel podskakując wesoło.
Oliwer puknął się ręką w czoło. Otworzył wisząca na ścianie szafę.
- Masz tu całą półkę farb... Do drewna, do metalu... Jest nawet jakiś czarny lepik...
- Czarny?! Idealny na głupi łep Amelii! - ucieszył się Marcel. - Weź jeszcze te dwie - dodał wskazując ręką na niebieską i zieloną farbę do drewna.
Tak wyposażeni chłopcy pobiegli z powrotem nad jezioro. Dziewczyny nie zdołały się uwolnić.
- Która pierwsza na ochotnika? Widzę, że Amelia się wyrywa! - rzekł Marcel otwierając wiadro z lepikiem.
Oli i Marcel odwiązali Amelię od drzewa. Dziewczynka próbowała się im wyszarpać, ale nic z tego. Nie myśląc o konsekwencjach swego zachowania, Marcel zanurzył głowę Amelii w gęstej, smołowatej substancji. Dziewczynka rozpłakała się. Z płaczem pobiegła do domu.
- Teraz Jula! - krzyknął Marcel.
Oliwer zawahał się.
- Lepiej nie - rzekł.
- Jak nie? Oli, one zabrały bez pytania moją łódź. Muszą zostać za to ukarane...
Julia i Magdalena zaczęły płakać. Tymczasem Marcel otworzył puszkę zielonej farby i wylał całą jej zawartość na głowę Julii. Uczyniwszy to, uwolnił ją.
Julka podbiegła do Oliwera. Z całej siły kopnęła brata między nogi.
- Idę do mamy! - krzyknęła.
Nie musiała. W tej samej chwili ujrzała Janka. Ojciec dziewczynki szedł w stronę dzieciaków. Oliwer przestraszył się. W pośpiechu zaczął rozplątywać przywiązaną do drzewa kuzynkę.
Marcel prędko zaciągnął tratwę do jeziora. Udało mu się zwiać przed wściekłym sąsiadem. Oliwer nie miał tyle szczęścia. Marcel z daleka obserwował, jak Janek wyjmuje pasek ze spodni i tłucze nim Oliwera po tyłku. Chłopiec darł się w niebogłosy, a razom nie było końca.
- Głupi Oliwer - westchnął Marcel. - Mógł coś wymyślić... Mógł zwalić całą winę na mnie i tyle... Ale jak lubi dostawać po dupie, to już jego sprawa...