Tragiczny wypadek 2

1.2K 33 7
                                    

Kamila wzięła Kubusia na kolana. Przesunęła się w kąt kanapy. Andrzej i Ada usiedli obok siebie. Mężczyzna spojrzał na córkę ze współczuciem.
- Aduś, powiedz mi, co się stało... - rzekł spokojnie.
- Bo my... - szepnęła. - Bo my z Bartkiem pojechaliśmy na lody... - wydusiła z siebie.
Szymon nalał wody do szklanki. Podał ją zrozpaczonej dziewczynce. Ada napiła się. Spojrzała ojcu w oczy.
- Pojechaliście na lody i co? - rzekł Andrzej.
Kamila podniosła się z kanapy. Zaniosła Kubę na górę do pokoju chłopaków. Po chwili była już z powrotem. Usiadła przy stole.
- No i zjedliśmy po dwa... Potem Bartek kupił swojemu torbę jedzenia... Pojechaliśmy na stóg, a potem do domu taty Bartka...
Powiedziawszy te słowa dziewczynka ponownie przytuliła się do piersi ojca. Po chwili wszyscy usłyszeli wielki huk dobiegający z pokoju Nikodema. Szymon i Daniela popędzili sprawdzić, co się stało.
- Co to biurko robi na środku pokoju?! - krzyknął Szymon widząc leżącego na ziemi Nikodema. Ojciec chłopca od razu się domyślił, że Niko skoczył z biurka na podłogę i stąd ten huk.
- Lusia, złap ze mną to biurko. Odstawimy je na miejsce. A ty, młody człowieku, jeśli złamiesz sobie nogę albo rękę, to zanim zawiozę cię na pogotowie, najpierw spiorę ci dupsko! - zwrócił się do Nikodema.
Chłopiec zrobił zeza, po czym podniósł się z podłogi. Usiadł na łóżku między Kubą a Marcelem.
Szymon i Daniela odstawili mebel na swoje miejsce.
- Ma tu być spokój. Jasno się wyraziłem? - rzekł Szymon chwytając za klamkę.
- Ciemno - odparł Marcel uśmiechając się do taty.
Małżonkowie zeszli na dół. Ada wciąż płakała. Nie potrafiła się uspokoić.
- Myszko, powiedz w końcu co się stało... - rzekł Andrzej tuląc zrozpaczoną córkę.
- Tatę Bartka zabił prąd - powiedziała na nowo wybuchając płaczem.
- Co ty mówisz, dziecko?
- Tatę Bartka zabił prąd - powtórzyła. - Dojechaliśmy tam... A tam policja, karetka, energetyka, pan Janek i pani Hania... Jak ona płakała... Bartek też płakał, a ja razem z nim...
Andrzej nie wiedział, co powiedzieć.
- Jak tam dotarliśmy, to nieśli go na noszach w czarnym worku... Pan Janek mówił, że tata Bartka chciał podłączyć sobie prąd na lewo, ale mu się fazy pomyliły...
Wtem do salonu wbiegł Marcel. Chłopiec otworzył szeroko tarasowe drzwi. Chciał zawołać psy, ale nim to uczynił, obydwa pupile wbiegły do salonu.
Marcel pośpieszył na piętro.
- Misiu! Monster! - zawołał.
Psy jak wściekłe pobiegły za chłopcem na górę. Po chwili wszyscy usłyszeli trzaśnięcie drzwiami i głośną muzykę.
Szymon podniósł się z krzesła. Poszedł do pokoju Nikodema.
- Co tu się wyprawia? - spytał patrząc na trzech skaczących po łóżku chłopców.
- Impreza się wyprawia! - zawołał Nikodem. 
Szymon podszedł do wieży. Ściszył muzykę.
- Tak może grać - rzekł. - I trochę spokojniej proszę imprezować.
- Spoko loko! - zawołał Marcel.
- Spoko loko! - powtórzył Kubuś. - Wuja! Pić! - zawołał po chwili.
- O picie się zgłoś do organizatorów tej imprezy - rzekł Szymon. - O dziesiątej widzę was w łóżku.
- Spoko loko! - odparł Marcel.
Kubuś wybuchnął śmiechem.
Nie mówiąc nic więcej, Szymon zszedł na dół.
- A gdzie Ada? - spytał spoglądając na poważne miny Kamili, Andrzeja i Danieli.
- Poszła się myć - rzekł ojciec nastolatki. - Straszna tragedia...
Szymon skinął lekko głową.
- Co zrobisz? Nic nie zrobisz... - rzekł sam do siebie.
- Idę po Kubę. Czas na niego - odezwała się Kamila.
- My też już idziemy do siebie - szepnęła Daniela. - Chodź, Szymon...
Mężczyzna posłusznie ruszył za żoną do sypialni. Otworzył barek. Nalał sobie pół kieliszka Martini. Usiadł wygodnie w fotelu.
Daniela weszła do łóżka. Przykryła się kołdrą po samą szyję.
Wtem oboje usłyszeli odgłos przypominający galop dzikich koni. Hałas dobiegał, rzecz jasna, z pokoju Nikodema.
- Czy te dzieciaki nie mogą za siebie? - odezwał się.
- Siedź, nie idź... Niech sobie mają tą swoją imprezę pożegnalną...
- Jaką imprezę?
- Pożegnalną dla Ady i Kuby...
- Tak... Jasne... Do dziesiątej mają czas na wygłupy... Punkt dziesiąta pójdę sprawdzić, czy leżą w łóżkach.
- Okej - odparła Daniela przeciągając się. - A ja śpię...
- To śpij - odparł.
- To śpię.


Ojczym od matematyki 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz