Obrońca

1.3K 33 2
                                    

O wpół do jedenastej Daniela zajrzała do pokoju chłopaków. Zdjęła z nich kołdrę.
- Marcel! Niko! Wstajemy! - zawołała.
- Mama, my śpimy? Nie widzisz? - odezwał się Marcel.
Daniela zmarszczyła brwi.
- Wstań natychmiast! - krzyknęła zdenerwowana. - Czy nie zabroniłam ci wczoraj spać z psami?! O piątej rano obydwa psy piszczały, bo nie miał ich kto wypuścić na dwór! W końcu tata wstał i je wyprowadził.
- No i dobrze... - westchnął malec.
- Niedobrze. Jesteś nieusłuchany! Powiedziałam ci, że nie chcę widzieć psów w domu!
- To zamknij oczy i się nie patrz! - krzyknął chłopiec.
Daniela wzruszyła ramionami, po czym trzasnąwszy drzwiami wyszła z pokoju Nikodema.
- Odbija jej - westchnął Marcel przeciągając się. - Czepia się o Misia, jakby miała o co... - dodał wstając z łóżka.
Prędko się ubrał. Po chwili był już na dole. Chciał usiąść naprzeciw Szymona, ale mężczyzna chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie. Posadził chłopca na swoim kolanie. Pogłaskał go po głowie.
- Co tam działo się dzisiaj o trzeciej w nocy u was w pokoju, co? - spytał.
- Niko uczył Misia i Monsterka aportowania... - wyznał chłopiec biorąc do ręki kawałek drożdżowego ciasta. - A najbardziej lubię kruszonkę. A ty?
- Ja spód - zaśmiał się Szymon.
- Ta... Jasne - westchnął malec.
Daniela skrzyżowała ręce. Stanęła w oknie.
- Szymon, wyjaśnij Marcelowi, w jakim celu budowaliście budy dla psów - odezwała się.
Marcel spuścił nisko głowę. Szymon ucałował chłopca w czoło.
- No, w jakim celu? - rzekł mężczyzna z namysłem. - Różnie to jest... Jakiś wiatr może się zerwać czy deszcz... Pieski muszą mieć, gdzie się schować, kiedy ich właściciele są w pracy albo na wyjeździe... - wyjaśnił.
Marcel uśmiechnął się.
- A wczoraj tata się tak zezłościłeś na mnie za to, że chciałem wpuścić pieski do domu... - szepnął.
- Co? - spytał Szymon. - Nie wiem, o czym mówisz, szkrabie.
- No, jak wróciliśmy z grilla, to chciałem wpuścić Misia do domu i wziąć go do siebie do spania... Tata, no... A mama powiedziała, że nie, bo zabroniłeś i że zaraz mam być w łóżku, bo jak nie to... Uuu...
- Mama tak ci powiedziała? - zdziwił się. - Marcelek, ale przecież ty doskonale wiesz, że ja nie mam nic przeciwko temu, żeby Misiu spał w twoim pokoju... Ale synek, piesek piszczał od piątej rano... Dlaczego nie wstałeś, żeby go wypuścić?
- Nie słyszałem go - odparł chłopiec.
- Nie słyszałeś? To następnym razem jak weźmiesz pieska do spania, to nastawiasz sobie budzik na piątą rano, a jak budzik zadzwoni to zejdziesz na dół i wypuścisz pieska na dwór... Zrozumiano?
- Zrozumiano - rzekł chłopiec.
- No...
Daniela poprawiła wiszącą w oknie firankę.
- Super, że nikt w tym domu nie liczy się z moim zdaniem - odezwała się.
- Mama, pies jest mój, a dostałem go od taty, więc ciebie ta sprawa w ogóle nie dotyczy... Prawda, tato?
Szymon popatrzył na żonę z namysłem.
- No, okej. Powidz, jakie jest twoje zdanie w tej sprawie - rzekł.
- Miejsce psów jest na dworze...
- Mama jest nudna z tą swoją gadką - westchnął chłopiec kładąc głowę na stole. - Tata, przegadaj mamę... Błagam cię.
- Lusia... Co mam zrobić, żeby cię przegadać? - spytał.
Daniela uśmiechnęła się.
- Nie lubisz Misia? Przecież Misiu jest słodki i kochany...
Powiedziawszy te słowa Szymon zdjął Marcela ze swoich kolan.
- Przynieś tu Misia na moment - rzekł.
Chłopiec pobiegł na taras. Po chwili wrócił do domu z pieskiem na rękach. Podał go ojcu.
Szymon wstał od stołu. Podszedł do Lusi.
- Spójrz mu w oczy - rzekł uśmiechając się do żony. - No, spójrz...
Daniela spojrzała w okrągłe oczy pieska.
- Co on ci zrobił, że tak go nie lubisz?
- Nic... - westchnęła. - Lubię go, dopóki jest na dworze...
- Tak? To spójrz mu oczy i powiedz mu, że nie chcesz go widzieć w domu i wyjaśnij mu dlaczego, tak, żeby zrozumiał i, żeby nie zrobić mu przykrości...
Daniela uśmiechnęła się. Marcel również.
- Misiu... - zaczęła. - Szymon, to głupie!
- On nie wie, że zabraniasz mu wchodzić do domu. Powiedz mu o tym...
- Misiu, jesteś psem, a miejsce psa jest na dworze... - odezwała się.
- Ale ja wolę spać z Marcelem u niego w pokoju - rzekł Szymon podkładając głos za Misia.
Daniela klepnęła Szymona w ramię. Misiu zawarczał. Marcel szeroko się uśmiechnął.
- Brawo Misiu! - zawołał rozpromieniony. - Tata, daj mi go! Zasłużył na chrupkę! Mój kochany obrońca! - rzekł chłopiec podbiegając do szafki. Wyjął z kartonika garść kolorowych, psich smakołyków. Podał je Misiowi do pyszczka.
- Kocham cię, mój kochany obrońco... Od dzisiaj zawsze będziesz mnie bronił przed mamą... Mój kochany Misiu...
Daniela westchnęła.
- Kochany? Niewiele brakowało a by mnie ugryzł - odezwała się.
- Bo wie, że go nie lubisz... To mądry piesek...
- No, mądry - przyznała Daniela. - Z tego, co widzę to wdał się w ciebie...
- Jestem jego panem - rzekł chłopiec. - A on moim przyjacielem - dodał całując pieska w czubek mokrego noska.
- I moim - rzekł Szymon podchodząc do Marcela. Usiadł obok niego na podłodze. Wziął szczeniaka na ręce. Misiu polizał go po twarzy.
- Wystarczy... - rzekł Szymon. - Misiu...
- Lubi cię, bo wyprowadziłeś go siku... Im częściej będziesz go wyprowadzać, tym bardziej będzie cię lubił, wiesz? - szepnął chłopiec.
- Nie wiedziałem... - odparł Szymon. - Ale skoro tak to działa, to wiem, co zrobi, żeby Misiu i mama się zaprzyjaźnili... Mama musi wyprowadzać Misia na siusiu...
- Czyli nie muszę nastawiać budzika? Mama będzie wyprowadzać rano mojego piesiunia? - ucieszył się chłopiec.
Szymon spojrzał z uśmiechem na żonę. Ta, wzruszyła ramionami.
- Idę na dwór się odstresować... Omal nie zostałam pożarta przez psa... A ty Marcel, powinieneś powoli myśleć o tym, żeby zaszczepić pieska przeciwko wściekliźnie... Taka szczepionka to spory wydatek... Ale chciałeś mieć psa więc pewnie się z tym liczysz...
- Spoko loko - odparł chłopiec. - Misia dostałem od taty, więc to on zapłaci weterynarzowi kasę... Co nie, tato?
- Pewnie - odparł Szymon głaszcząc pieska po brzuchu.
Wtem po schodach zszedł Nikodem. Bez słowa usiadł na podłodze między Marcelem a Szymonem. Położył się tuż przy łepku Misia. Zaczął go głaskać i całować po łapkach.
- To ja może pójdę trochę na dwór... Kamila siedzi sama na tarasie... Pójdę do niej... A wy sobie tu siedźcie... - odezwała się, po czym wyszła na dwór.

Ojczym od matematyki 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz