Adriana siedziała przy kuchennym stole. Rozwiązywała zadania z geometrii. Szymon i Daniela stali przy kuchennym blacie. Rozmawiali szeptem.
- Skoro jesteśmy zaproszeni do Janka, to wypadałoby zanieść coś do kawy... Skarbie, zrobiłabym szarlotkę. Może skoczyłbyś do sklepu po jabłka, margarynę i cynamon?
Szymon podrapał się po głowie.
- Lusia, sklep masz kilometr od domu... Wsiądź w samochód. Przejedź się. Sama najlepiej będziesz wiedziała, którą margarynę kupić i jakie jabłka.
- Ja mogę rowerem pojechać - odezwała się Adriana.
- Ty masz się uczyć. Zrobiłaś już wszystkie zadania? - rzekł Szymon spoglądając z powagą na małolatę.
- No, jeszcze nie...
- To nos w zeszyt.
Daniela chwyciła męża za ręce. Przytuliła się do niego. Szymon ucałował ją w czubek głowy.
- Okej. Pojadę do tego sklepu, ale jak wrócę chcę widzieć kubek kawę na stole... Wiesz, który kubek?
- Ten twój ulubiony, który zmienia kolor - odpowiedziała.
Szymon kiwnął głową. Dał żonie całusa, po czym wziął w rękę kluczyki od auta.
- A to ciekawe - odezwała się Ada po chwili.
- Co? - spytała Daniela nalewając wodę do czajnika.
- No wujek idzie z powrotem do domu... Pewnie zapomniał, co ma kupić.
Rzeczywiście, po chwili otworzyły się drzwi od domu. Szymon wszedł do salonu. Wniósł Misia. Piesek był ledwo żywy.
- Co się stało? Misiu! - zawołała Daniela prędko nalewając wodę do głębokiego talerza.
- Ktoś zamknął psa w samochodzie - odparł Szymon. - Jak ten ktoś wróci od Oliwera do domu, będzie stał za to w kącie minimum przez pół godziny. Już ja go przeszkolę. Pies ledwo się na łapach trzyma. Dobrze, że się nie usmażył w tym aucie.
- Szymon, Marcel na pewno nie chciał zrobić Misiowi krzywdy... Wiesz, jak on kocha tego pieska... Daruj mu tę karę. Dobrze? - powiedziała Daniela błagalnym głosem.
- Zobaczymy - rzekł Szymon kucając przy piesku. - Pij... - dodał głaszcząc szczeniaka po grzbiecie.
Wtem rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Kto to może być? - odezwała się Daniela.
Szymon stał przy drzwiach, toteż szybko je otworzył. Momentalnie do domu wparował Janek. Podał Szymonowi do ręki skórzany pejcz, po czym usiadłszy na kanapie wypił stojącą na ławie szklankę wody.
- Co to ma być? - odezwał się Szymon.
- Pejcz. Daję ci go w prezencie - rzekł Janek zdejmując z głowy czapkę z daszkiem. Otarł nią spocone czoło. - Weźmiesz się w końcu za wychowanie swojego syna.
- Janek, mów jaśniej. O co chodzi? - rzekł Szymon.
- Amela przyleciała mi do domu z rykiem. Marcel, zgodnie ze swoim zwyczajem, przywiązał ją do drzewa... Ją, Julę i Madzię...
- Tę czterolatkę? - rzekł Szymon z niedowierzaniem.
- Tak! Ale to nie koniec! Obaj z Oliwerem wzięli z mojego garażu lepik i farbę olejną! Zamoczyli głowę Amelii we wiadrze z lepikiem! Wyobrażasz to sobie?!
Janek zamilknął. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Ma włosy do pasa... Żona próbuje jej tam coś na tej głowie uratować, ale coś ty!
- Tak mi przykro - westchnęła Daniela. - Bardzo przepraszamy...
- Nic tu po waszych przeprosinach.
Powiedziawszy te słowa Janek podniósł się z kanapy. Wsunął czapkę na głowę.
- Weź się za syna, chłopie - rzekł zwracając się do Szymona. - Mój dostał piętnaście razy paskiem. Piszczał, że aż żal chłopaka... Ale który to już raz? Ile można? I jeszcze jedno ci powiem... Mój sam by czegoś takiego nie zrobił. To twój go do tego namówił.
Szymon spuścił głowę. Wiedział, że Janek ma rację.
- A jeśli chodzi o prezent, który ode mnie dostałeś, udzielę ci przyjacielskiej rady... Na twojego Marcelka, pięć symbolicznych pasów to za mało. Niech trochę go tyłek przepiecze, to może zmądrzeje i na drugi raz nie będzie robił głupstw. Idę. Widzimy się wieczorem. Zaproszenie oczywiście aktualne. Na razie!
- Na razie - rzekł Szymon podchodząc od stołu. Usiadł na krześle. - Obiecał, że będzie grzeczny... - dodał licząc na pejczu skórzane paski.
Daniela wyłączyła wodę.
- Zrobię ci tą kawę... - westchnęła.
- Marcel dostanie lanie? - odezwała się Adriana.
- Zadania zrobiłaś? - rzekł Szymon nie odrywając wzroku od pejcza.
- Tak... - szepnęła podając wujkowi zeszyt.
Daniela popatrzyła na męża.
- Tak, Marcel dostanie lanie... - powiedziała. - Włożył głowę Amelii do wiadra z lepikiem. Dostanie za to takie lanie, że na pikniku nie będzie mógł wysiedzieć na dupsku. Tak?
Szymon wzruszył ramionami.
- Nie wiem... - rzekł. - Idę na hamak. Muszę ochłonąć... Chodź, przyjacielu - zwrócił się do Misia...
Wypuścił pieska z mieszkania. Sam, udał się z tyłu za dom.