Zaraz po powrocie z Torunia, Adriana wyprowadziła rower z kanciapy. Pojechała zobaczyć się z Bartkiem.
Na podwórku Młynarczyków panowała niespotykana cisza. Dziewczynka nieśmiało weszła do przybudówki. Zapukała do drzwi.
Po chwili w futrynie pojawiła się Hania. Ada przyjrzała jej się z uwagą. Nie dostrzegła żadnego podobieństwa między nią a Bartoszem.
- Dzień dobry - odezwała się nastolatka. - Jest może Bartek?
- Bartek pojechał z wujkiem na łąkę - odpowiedziała kobieta. - Ale wiesz, co? Wejdź. Pewnie niedługo wrócą do domu.
Ada zawahała się. Niepewnie weszła do domu Młynarczyków. Hania wprowadziła gościa do dużego pokoju. Ada usiadła na kanapie.
- Zrobię ci herbatę odezwała się Hania. - Słodzisz?
- Tak. Jedną łyżeczkę - odpowiedziała dziewczynka. - Który z nich to Stasio? - spytała spoglądając na dwójkę maluchów kulajacych się po miękkim dywaniku.
- Stasio jest starszy od Kornela... Stasio, pokaż pani, ile masz latek...
Chłopczyk z pomocą mamy pokazał Adzie swoje dwa maleńkie paluszki.
- Mogę wziąć go na ręce? - spytała dziewczynka po chwili.
Hania podała nastolatce małego chłopca.
- Cześć, Stasio. Jestem Ada. On w ogóle nie jest do pani podobny - odezwała się.
- Jak nie? Powiedz Stasio... "Cały jestem wykapana mama" - odparła Hania uśmiechając się do chłopca.
- Ta, jasne... - westchnęła Adriana. - A gdzie dzieciaki? Jula, Magdalena...
- Chcesz zobaczyć? To chodź...
Adriana zeszła z kanapy. Ostrożnie odłożyła Stasia na dywanik. Hania zaprowadziła ją na górę.
Na piętrze prócz korytarza znajdowało się pięć pomieszczeń. Każde z dzieci Janka i Emilii miało tu własny pokój. Zarówno podłogi, jak i ściany, a nawet sufit wykonane były z sosnowego drewna. Ada była pod wrażeniem tego wszystkiego.
Hania podeszła do jednych z drzwi. Nacisnęła na klamkę.
- Tylko spójrz, co one wyprawiają...
Adriana weszła do pokoju Julii. Oniemiała.
Na środku sporego pomieszczenia stał wielki, przykryty długim kocem stół. Julia i Magdalena siedziały pod tym stołem razem ze swoimi lalkami Barbie. Bawiły się.
- Cześć mamusia! - odezwała się Madzia. - Moja Oliwcia idzie na bal! Ładną ma sukienkę?
- Śliczną - odpowiedziała Hania.
- A moja Zuzuchna? - spytała Julka.
- Obie mają przepiękne sukienki...
Ada spojrzała na Barbie dziewczynek. Przypomniało jej się, że do niedawna sama bawiła się lalkami.
- U mnie w domu jest całe pudło lalek Barbie - odezwała się. - Jak przyjadę następnym razem to je wam przywiozę.
Julia i Magdalena spojrzały na siebie z uśmiechem.
- A kiedy przyjedziesz? - odezwała się Julia.
- Nie wiem dokładnie...
- A jak wyglądają te lalki?
- Mają zginane nogi i długie włosy. Jedna jest blondynką i ma włosy do kolan a pozostałe do pasa... Jedna ma rude loki.
- Kiedy nam je przywieziesz? - spytała Julia poraz kolejny.
- Nie wiem... Serio... Pewnie nie wcześniej niż w ferie zimowe.
Julia prędko wyszła spod stołu. Chwyciła swoją świnkę skarbonkę. Podniosła ją w górę, po czym zrzuciła na podłogę. Świnka pękła, drobne monety rozsypały się po pokoju. Julka wzięła do ręki dwudziestozłotowy banknot. Podała go Adzie.
- Wyślesz nam lalki pocztą? Nie wytrzymamy do ferii - odezwała się.
- Spoko - odparła Ada. Wsunęła banknot do kieszeni spodni. - Dobra, spadam... To się bawcie - dodała.
Wyszła z pokoju dziewczynek. Hani nie było już na piętrze, zeszła na dół zajrzeć do maluchów.
Ada rozejrzała się po korytarzu. Korciło ją, by obejrzeć pozostałe trzy pokoje. Zbliżyła się do pierwszych drzwi. Nacisnęła klamkę.
Zamarła na widok siedzącego na podłodze Oliwera. Chłopiec był skulony. Na widok Ady zasłonił zapłakaną twarz.
Dziewczynka bez słowa weszła do pokoju chłopca. Zbliżyła się do niego. Przykucnęła.
- Czemu płaczesz? - odezwała się.
- Tata nie zabrał mnie na łąkę... - wyznał łkając. - Powiedział, że zamiast pomagać to mu przeszkadzam i kręcę się pod nogami... Zabrał tylko ciocię i Bartka... A mnie, nie...
- Też mi coś - odezwała się. - Ja na twoim miejscu bym się cieszyła, że nie muszę pomagać.
Chłopiec otarł łzy.
- Amela ze mną nie gada, Aleks ze mną nie gada... A Bartek, szkoda gadać...
- Co Bartek? - zainteresowała się.
- Miałem w spodniach dwa papierosy, a on powiedział o tym mojemu tacie...
- I dobrze zrobił. Ile ty, gówniarzu masz lat?
Oliwer naburmuszył się. Kopnął Adrianę w stopę.
- No! Oddać ci z potrójną siłą? - oburzyła się.
Chłopiec pochylił głowę na dół. Ada popatrzyła na niego z namysłem, po czym wyszła na przedpokój. Zbiegła po schodach.
- Masz herbatę na ławie... Twoja jest ta w czerwonym kubku - odezwała się Hania.
Czternastolatka usiadła na kanapie. Napiła się ciepłej herbaty. Po chwili nadjechał jeep Janka. Mężczyzna, wraz z siostrą i z Bartkiem weszli do dużego pokoju.
- No! Sufity i ściany elegancko wykończone! - rzekł Janek tryumfalnie klaszcząc w dłonie. - Jutro podłoga i będzie można wstawiać drzwi.
- Już podgrzewam wam zupę - odezwała się Hania.
Emilia wzięła Kornela na ręce.
- Czy moje maleństwo było grzeczne? - odezwała się.
- Tak... Wypił całą butelkę kaszki.
Emilia uśmiechnęła się.
- Tak? Nie plułem kaszką? - zwróciła się do chłopca.
- Nie! - zawołał maluszek piskliwym głosem.
- A gdzie Oliwer? Przeszło mu? - odezwał się Janek.
- Przeszło. Bawi się na dworze - odparła Hania.
- No, to całe szczęście...
- Amelia u Marcela, a Aleks siedzi w garażu i robi perpetum mobile...
Janek się uśmiechnął.
- No, ciekawy jestem, co mu z tego wyjdzie. Idę, zajrzę do niego.
Bartek bez słowa podszedł do Ady. Przyglądał jej się z uwagą.
- Idziemy na dwór? - odezwała się nastolatka.
- No, możemy...
Ada uśmiechnęła się. Pożegnawszy się z Hanią, Emilią i dziećmi, wyszła z Bartkiem na dwór.
- Zarobiłem dzisiaj u wujka całą stówkę - oświadczył wyjmując banknot z kieszeni spodni. Pocałował go.
- To stawiasz lody? - spytała dziewczynka.
- Pewnie! Od razu kupimy tacie chleb i jakiś pasztet... Zawieziemy mu, co?
- Twój tata powinien sam się zatroszczyć o jedzenie dla siebie... Bez przesady, Bartek. Mówiłeś, że pracuje u jakiegoś gospodarza. Dostaje kasę. Za darmo nie robi przecież.
- Ale jak byłem u niego wczoraj to nie miał nic w lodówce...
- Może przez to, że nie ma w domu prądu... Serio, Bartek, nie ogarniam tego, jak można nie opłacić rachunku za prąd... Masakra normalnie...
- No, masakra... Ale to mój tata... Ile zapłacę za ten chleb i pasztet? Nawet nie pięć złotych. A on chociaż się naje...
- Sory, ale na fajki ma kasę a na chleb nie ma?
Bartek zamyślił się. Wzruszył ramionami. Chwycił leżący na trawie rower.
- Zapraszam cię na lody - rzekł.
Ada uśmiechnęła się.
- Okej - odpowiedziała. - To jedźmy.
- No, jedźmy.