Szymon zatrzymał auto przed domem sąsiadów. Na betonowych schodach siedział Aleks. Głowę miał zwieszoną... Rysował patykiem po ziemi.
Wstał na widok wychodzącego z samochodu Szymona.
- Dzień dobry - powiedział. - Kogo zawołać?
Szymon uśmiechnął się do chłopca. Dziesięciolatek był jego uczniem, toteż Jasiński postanowił zamienić z nim dwa słowa.
- Jak ci mijają wakacje? - spytał.
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Dobrze - odpowiedział. - Ale nie mogę się doczekać, kiedy w końcu pójdę do szkoły...
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Zawołasz Bartka? - spytał.
- Bartek nie wyjdzie... Ma karę - rzekł Aleks.
- To mamę zawołaj...
Chłopiec spuścił głowę na dół. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, jak postąpić. Ostatecznie zdecydował się pójść po mamę. Wszedł do domu.
Mijały minuty, nikt się nie pojawiał. Szymon zastanawiał się, czy jego przyjazd tutaj miał jakikolwiek sens. Miał już pójść do auta, gdy nieoczekiwanie w drzwiach stanęła Hania.
Kobieta była przestraszona. Miała olbrzymiego siniaka na policzku. Próbowała zasłonić go ręką.
- Słucham pana - odezwała się.
- Dzień dobry... Ja jestem ojcem Nikodema... Pamięta mnie pani? - spytał.
- Tak. O co chodzi? - spytała krótko.
- Koniecznie muszę porozmawiać z Bartoszem. To zajmie kilka minut...
- Bartka nie ma w domu - odpowiedziała.
- Aleks mówił mi co innego - rzekł Szymon drapiąc się z tyłu głowy.
- Przykro mi. Nie pomogę panu... Czy coś jeszcze?
Szymon kiwnął przecząco głową, po czym bez słowa poszedł w stronę auta.
- I co? - odezwała się Adriana.
- I nic...
- Czy mama Bartka miała siniaka na twarzy?
- Ada... Ciszej... - rzekł Szymon spoglądając na Marcela przez wsteczne lusterko.
Chłopiec trzymał psa na kolanach. W milczeniu przysłuchiwał się rozmowie ojca z Adą.
- Czyli, że nie miała... - szepnęła dziewczynka niby sama do siebie.
Szymon zamyślił się. Zbity policzek Hani nie dawał mu spokoju. Chociaż Szymon nie miał zwyczaju wtrącać się w nieswoje sprawy, postanowił, że powie Jankowi o dziwnej sytuacji panującej w domu jego siostry.
Brama była szeroko otwarta, toteż Szymon pozwolił sobie wjechać autem na podwórko przyjaciela. Ada natychmiast wyszła z samochodu.
Wbiegła do przybudówki, po czym głośno zapukała. Po chwili z domu wyszła Emilia. Trzymała na rękach małego synka.
- Słucham - odezwała się spoglądając na zmierzającego w jej kierunku Szymona. - Oliwer znowu coś przeskrobał? Oli! - zawołała.
- Nie... Nie chodzi o Oliwera... Jest Janek w domu?
Kobieta skinęła głową.
- Wejdźcie... - szepnęła wpuszczając Adę i Szymona do mieszkania.
- Janek, masz gości! - zawołała wkładając Korneliusza do kojca. Podała chłopcu pluszową piłeczkę, po czym wyszła do kuchni.
- Oliwer znowu coś przeskrobał? - rzekł Janek uśmiechając się do przyjaciela.
- Nie...
Szymon usiadł w fotelu naprzeciw Janka. Nie wiedział czy najpierw powiedzieć o podbitym oku Hani czy o tym, że Bartek ukradł ojcu pieniądze.
- Janek, chodzi o twojego siostrzeńca - odezwał się wreszcie. - O Bartosza...
Jasnowłosy mężczyzna spojrzał na Adę dość podejrzliwie. Dziewczynka uśmiechnęła się, rozbijając jego obawy, jakoby Bartosz i Ada byli w konflikcie.
- Wujku, ja powiem, bo ty nie wiesz o co chodzi... My się z Bartkiem przyjaźnimy... I Bartek mi powiedział prawdę o swoim ojcu.
Janek zmarszczył brwi. Z uwagą słuchał słów nastolatki.
- Bartek ukradł ojcu kasę... Trzy koła... I zgubił tę kasę...
- Ukradł Cześkowi pieniądze? - rzekł Janek z niedowierzaniem.
- Tak... On serio chciał dobrze. Jego ojciec zabiera im całą kasę... Nie mają potem na jedzenie ani na inne potrzebne rzeczy...
- No, ale Bartek zgubił te pieniądze... Ada je znalazła... - rzekł Szymon.
Dziewczynka wyciągnęła z kieszeni bluzy plik pieniędzy. Położyła je na ławie. Janek uśmiechnął się. Nie docierało do niego, że jego siostrzeniec odważył się ukraść ojcu trzy tysiące złotych.
- Pojechaliśmy do domu Bartka... Chcieliśmy z nim pogadać i oddać mu tę kasę... Janek, twoja siostra ma na policzku siniaka wielkości pięści...
- Co?! - krzyknął Janek zrywając się z kanapy. - Zabiję gnoja!
Momentalnie w pokoju dziennym zjawiła się Emilia. Spojrzała na rozgniewaną minę męża.
- Janek, co się dzieje? - spytała.
- Nic... Jadę do Hanki... Przywiozę ich tutaj! Zrób coś do jedzenia, bo te dzieciaki znowu głodują! - krzyknął zdenerwowany. - Szymon, pojedziesz ze mną na wypadek, gdyby Czesiek stawiał opór.
Mężczyźni wsiedli do jeepa. Janek odpalił silnik.
- Moja siostra ma utrapienie z tym Cześkiem - rzekł odpalając auto. - Zabiera jej wszystkie pieniądze... My z Emilą mamy duży dom... Mogłaby przyjść do nas z dzieciakami, ale uparte to i głupie! Kupiłem pięć hektarów łąki po drugiej stronie jeziora... Szymon, pewnie wiesz, o którą ziemię chodzi. Stoi tam taki nieduży, gospodarczy budynek. Zawiozłem tam Hankę. Mówię do niej "Wyremontuję ci ten dom i za dwa miesiące się tu wprowadzisz z dzieciakami, ale warunek jest jeden... Masz kopnąć Cześka w dupę". Myślisz, że się na to zgodziła? Naiwna jest i głupia, a on to wykorzystuje... Narobił jej dzieciaków i uważa się za wielkiego pana... Ja mu zaraz pokażę, gdzie jego miejsce...
Po chwili Janek wjechał autem na zaniedbane podwórko siostry. Aleks i Magdalena siedzieli na ławce. Nie odzywali się do siebie.
- Biegiem do samochodu! - krzyknął Janek. - Ojciec w domu?
Aleks kiwnął twierdząco głową, po czym wspólnie z czteroletnią dziewczynką wsiadł do jeepa.
Wtem z domu wybiegła Hania.
- Janek, po co przyjechałeś? Wszystko jest dobrze... - powiedziała.
Zdenerwowany mężczyzna wszedł do domu siostry.
- Bartek, weź brata i wsiadaj do mojego auta... - zwrócił się do przestraszonego chłopca.
Piętnastolatek wziął na ręce małego Stasia. Chciał wynieść chłopca na dwór, ale Czesiek zagrodził mu drogę.
- Bartek, nawet nie próbuj - rzekł.
Chłopiec uczynił dwa kroki w tył. Spojrzał na wujka. Janek wziął głęboki oddech, po czym podszedłszy do szwagra uderzył go zaciśniętą pięścią w twarz.
- To za moją siostrę! - krzyknął spoglądając na podnoszącego się z podłogi mężczyznę. - Jeszcze raz ją uderzysz, a zabiję!
Bartek zacisnął powieki. Z oczu popłynęły mu łzy. Mimo to, uśmiechnął się do braciszka.
- Wychodzimy - rzekł Janek.
- A tata? - odezwał się dwulatek.
- A tata zostaje...Hania i Szymon stali na podwórku oparci plecami o samochód Janka. Kobieta była roztrzęsiona. Uspokoiła się dopiero, gdy ujrzała Bartka oraz biegnącego w jej kierunku dwuletniego synka. Podniosła Stasia. Ucałowała.
- Janek, Czesiek nie chciał... Był zdenerwowany... - westchnęła Hania siadając z tyłu do jeepa.
- Teraz będzie miał sporo czasu, żeby się nad sobą zastanowić... Nie wrócisz do niego. Wyremontuję dla ciebie ten dom, który ci pokazałem... Pomożemy ci z Emilą.
- A Czesiek? - westchnęła.
- Nie myśl o Cześku... Myśl o sobie i o dzieciach. One zasługują na normalny dom... Nie, Aleś? - rzekł odwracając na moment głowę do tyłu. - Masz kochane dzieciaki... Kopnij Cześka w dupę. Zrób to dla nich...
- Stasio zrobił kupę - odezwała się czteroletnia Magdalena. - I co teraz?
- Gówno - pomyślał Szymon. - Gdyby był tu z nami Marcel, powiedziałby "gówno"...