Zarówno Marcel jak i Nikodem byli podekscytowani. Jechali przed Szymonem nieznaną im dotąd leśną dróżką. Wokół rosły brzozy i niska trawa. W pewnym momencie obaj ujrzeli olbrzymie drzewo, którego grube konary zamiast rosnąć w górę, pokładały się na trawie.
Chłopcy zeskoczyli z rowerów. Pobiegli w stronę drzewa. Obaj natychmiast wdrapali się na nie. Marcel wyciągnął scyzoryk z kieszeni.
- Muszę zostawić tu swój podpis - rzekł nacinając nożykiem twardą korę drzewa.
Nikodem wdrapał się wysoko. W końcu położył się na jednej z gałęzi.
Tymczasem Szymon usiadł na konarze obok Marcela.
- Co tam strugasz? - spytał przyglądając się rzeźbionej przez chłopca dużej literze "M".
- Piszę tylko swoje imię - odparł malec.
- Zrób też dzisiejszą datę... Ja zawsze tak robiłem - rzekł Szymon.
- Podpisywałeś drzewa? Tatuś, nieładnie...
- No, nieładnie - uśmiechnął się. - Na tym drzewie też jest mój podpis... Pokazać ci? - spytał.
- Pewnie - rzekł chłopiec.
Szymon zeskoczył z olbrzymiej gałęzi, po czym wziął Marcela na barana. Podszedł z nim z drugiej strony drzewa.
Chłopiec już z daleka ujrzał wyrzeźbione w korze wielkie serce.
- "Szymon i Agatka to wariat i wariatka" - odczytał. - Tata! Ty to napisałeś?
- No ja - odparł Szymon. - Niko! Gdzie tam wlazłeś tak wysoko?! Zejdź mi stamtąd! - zawołał po chwili.
- Umiem wejść jeszcze wyżej - odparł chłopiec. - A tak w ogóle to jak dorosnę zostanę kaskaredem!
- Nikodem!
- No schodzę przecież - odparł chłopiec.
Szymon posadził Marcela na ziemi. Kątem oka patrzył na schodzącego z drzewa Nikodema.
- Tatuś, często tu przychodziłeś, jak byłeś mały?
- Praktycznie codziennie - odparł. - To było moje ulubione miejsce... Bawiliśmy się tutaj z panem Jankiem w żołnierzy. To drzewo to była nasza tajna baza. No, a potem razem z dziadkiem zrobiliśmy wasz domek na drzewie... No i wtedy przestałem tu przychodzić - wyznał.
Po chwili Nikodem zeskoczył z drzewa. Upadł tak niefortunnie, że poździerał sobie obydwa kolana. Szymon pomógł mu się podnieść.
- Niko, co ty wyprawiasz?
Chłopiec otrzepał spodenki. Bez słowa przytulił się do Szymona.
- A to za co? - spytał mężczyzna.
- Za nic... Za darmo... - odparł jedenastolatek.
Szymon pogłaskał syna po głowie.
- Jedziemy dalej? - spytał.
- Nie... Ja mam napisaną dopiero literę "M" - rzekł Marcel.
Szymon uśmiechnął się. Usiadł pod drzewem.
- To pisz... Mamy czas... - rzekł.
Wtem zadzwonił jego telefon. Sięgnął do kieszeni spodni. Odebrał połączenie od Lusi.
- Szymon, gdzie wy jesteście? - spytała przestraszona.
- Zabrałem chłopców na wycieczkę rowerową - odparł.
- Aha, no dobrze... Skarbie, dzwonił Andrzej. Pytał, czy wzięlibyśmy Adę na tydzień... Zgodziłam się.
- Aha, bo dobra... - rzekł.
- Tylko, że Andrzej ma akurat urlop... Pomyślałam, że byłoby miło, gdybyśmy zaprosili nie tylko Adę, ale też Andrzeja z Kamilą i z Kubusiem...
Szymon zaniemówił. Nastała chwila trwającą kilkanaście sekund.
- Dlaczego nic nie mówisz? - odezwała się Daniela.
- A co mam powiedzieć? Zaprosiłaś gości, okej. Byłoby miło, gdybyś następnym razem chociaż spytała mnie, co na ten temat myślę.
- A co myślisz?
- Nic nie myślę. Kiedy przyjadą ci twoi goście?
- Nie moi goście, tylko nasi goście... Jutro - wyznała.
- No, okej... To pewnie trzeba będzie zrobić jakieś zakupy...
- No, koniecznie.
- Dobrze skarbie. To my za dziesięć minut będziemy w domu.
- Okej - odparła.
Szymon rozłączył połączenie. Podniósł się z trawy. Marcel kończył rzeźbić swój podpis. Wykonywał ostatnie poprawki.
- Może być? - spytał uśmiechając się do Szymona.
- Może być - rzekł mężczyzna pomagając chłopcu zejść z drzewa.
- Jakich gości będziemy mieć? - spytał Nikodem po chwili.
- Ada przyjedzie jutro. Razem z rodziną - wyznał.
- Kubański też przyjedzie? - spytał Nikodem podskakując przy rowerze.
- Też.
- Będzie mógł spać ze mną i z Marcelem w pokoju?
- Nie wiem. Zobaczymy - odparł Szymon. - Wracamy do domu. Trzeba na zakupy jechać...
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- A czy Misiu może jechać z nami? - spytał Marcel wsiadając na rower.
- Nie... Ktoś niestety musi zostać i pilnować domu - zaśmiał się Szymon.
- Nie lepiej ogrodzić podwórko drutem kolczastym? - spytał Nikodem wyprzedzając Szymona.
- Drutem kolczastym? - zdziwił się mężczyzna. - Niko, skąd wy bierzecie takie pomysły, co?
- Z nikąd! - odparł Nikodem.
Marcel uśmiechnął się.
- Tata, on mówi serio. On znikąd bierze te pomysły, bo nie ma mózgu! - zawołał.
- Sam nie masz mózgu! Zamiast mózgu masz w czaszce jeden wielki żelek! - odparł Nikodem.
- A jaki smak? - spytał Marcel.
- Zielony!
- Zielony, mniam, mniam! Mój ulubiony! - zawołał Marcel wyprzedzając Nikodema.
Po chwili trójka wycieczkowiczów dotarła rowerami na podwórko.