Tego dnia Danuta nienajlepiej się czuła. Przyjazd wnuków poprawił jej samopoczucie.
- Jak wam mijają wakacje? - spytała.
- Może być - odparł Marcel. - A dziadek jest w domu?
- Dziadek poszedł do apteki. Niedługo powinien wrócić - odparła.
Chłopcy usiedli przy stole. Danuta wyciągnęła z szafki koszyczek z ziemniakami. Po chwili położyła na stole dwa małe nożyki.
- Wyręczycie babcie w obieraniu kartofli - odezwała się.
Nikodem zgodnie ze swoim zwyczajem, zrobił zeza. Marcel wsunął rękę do kieszeni spodni.
- Chłopcze, co to za mina? Znałam jednego chłopca w twoim wieku, który też tak przewracał oczami jak ty i któregoś razu jak zrobił zeza, to mu już tak zostało.
Nikodem wybuchnął śmiechem. Tymczasem Marcel wyciągnął z kieszeni swój scyzoryk. Zabrał się za obieranie ziemniaków.
- Babcia, a co będzie na obiad? - odezwał się Nikodem.
- Kartofelki, ziemniaczki i do tego pyreczki... - odpowiedziała.
- Babcia jak żartuje to wcale nie śmiesznie - podsumował ją.
Danuta przygroziła wnukowi palcem.
- Weźmiesz się w końcu za obieranie kartofli, czy nie? - zwróciła się do Nikodema.
- Nie - odpowiedział wstając od stołu. - Idę zobaczyć, co jest w tym garnku...
Chłopiec podszedł do kuchenki. Uśmiechnął się na widok kotletów mielonych.
- I do tego buraczki? - spytał.
- Mogą być buraczki... Leć do piwnicy. Przynieś litrowy słoiczek buraczków, tak?
Nikodem kiwnął głową, po czym ruszył w wyznaczonym kierunku. Marcel zerwał się na równe nogi. Pobiegł za bratem.
- Ja nigdy nie byłem u babci w piwnicy - rzekł schodząc na dół po stromych schódkach.
Po chwili chłopcy byli już w podziemnym pomieszczeniu. Marcel z błyskiem w oczach przyglądał się wszystkiemu dookoła. Najbardziej spodobała mu się góra węgla.
- Niko, co to jest? - zapytał.
- Węgiel do palenia.
- Ale on brudzi - rzekł Marcel podrzucając w górę niewielki kamień węgielny.
- No, wiem... Jak byłem mały to wlazłem w taką górę węgla i babcia mnie potem kąpała w misce na dworze, bo nie chciała zapieprzyć sobie całej łazienki...
Marcel uśmiechnął się.
- Chodź wskrobiemy się na sam szczyt... - zaproponował.
- Babcia się na nas wścieknie... Lepiej nie... Zrobimy tak najwyżej kiedyś jak będziemy w domu z samym dziadkiem...
- Kurcze, ja bym chciał tam wejść... Niko, chodź ze mną...
- Marcel, babcia się wścieknie. Wygna nas na dwór... Zobaczysz... Nie wpuści takich brudasów do domu.
- I super... Nie musielibyśmy z nią siedzieć... Moglibyśmy być sobie na dworze...
Nikodem uśmiechnął się do brata, po czym wsunął nogę w górę węgla. Marcel uczynił to samo. Po chwili chłopcy wdrapali się na czworakach na czarny szczyt.
- Jacie, ale mam ręce... - rzekł Marcel wybuchając śmiechem.
- No, zamknij oczy... Wysmaruję ci tym pysk...
Dziesięciolatek mocno zacisnął powieki. Nikodem delikatnie przyłożył kawałek węgla do policzka brata.
- To nic nie daje - szepnął. - Spróbuję inaczej - dodał pocierając o swoje dłonie większy kawałek węgla. - Teraz się przygotuj...
Nikodem wysmarował Marcelowi na czarno całą twarz.
- Ale jesteś piękny! Jak murzynek Bambo! - zawołał. - Teraz ty mnie!
Marcel uśmiechnął się. Pośpiesznie wysmarował bratu twarz.
- Z jakiego jesteś plemienia? - spytał.
- Z plemienia dzikusów! - odpowiedział Nikodem.
- To tak jak ja! Czaisz, jakby teraz dziadek wrócił z apteki i babcia by nas zawołała... By powiedziała tak... "Chłopcy byli u fryzjera... Zobaczysz, jacy są teraz piękni"... I na to my wychodzimy z piwnicy!
- Dziadek by dostał zawału... On ma słabe serce! - zaśmiał się Nikodem.
Wtem obaj usłyszeli wołanie Danuty.
- Chłopaki! Co wy robicie w tej piwnicy tak długo?! Już mi stamtąd wychodzić!
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie. Po chwili obaj wybuchnęli śmiechem.