Adriana zeszła na dół po schodach. Andrzej, Kubuś i Kamila spali na kanapie w salonie. Dziewczynka przeszła obok nich na palcach. Ostrożnie otworzyła drzwi, po czym wyszła na taras. Usiadła na schodach.
Noc była chłodna, a niebo gwieździste. Adriana skierowała wzrok w górę. Patrzyła na Księżyc i towarzyszące jemu gwiazdy.
Jej zadumanie przerwał odgłos zbliżającego się rowera. Ada wiedziała, że to Bartek. Mimo to, ogarnął ją lęk.
Odetchnęła z ulgą dopiero, kiedy usłyszała głos chłopca.
- Ada, jesteś? - odezwał się.
- No, jestem...
Pomału zeszła ze schodów. Bartek oparł rower o zewnętrzną część balustrady, po czym chwycił czternastolatkę za ręce.
- Co robimy? - spytał. - Możemy jechać do tego młyna... Chciałabyś?
- No, tak... A to daleko jest?
- Nie, trochę się jedzie. Ale wiesz co? Możemy pożyczyć auto taty.
- Mówiłeś, że jest rozwalone.
- Bo tak myślałem. Ale widziałem dzisiaj tatę, jak jechał nim drogą.
- To po co chciał twój rower?
- Nie wiem - odparł Bartek. - Może chciał sprzedać go na złom... Nic mnie już nie zdziwi. Chodź, weźmiemy auto taty.
- Bartek, umiesz prowadzić?
- No, umiem... Nie wierzysz mi?
- No, nie bardzo...
- To chodź, udowodnię ci...
Bartek chwycił Adrianę za ręce. Oboje poszli leśną ścieżką w stronę domu Cześka.
- Normalnie, to bym się bała iść nocą przez las, ale jak ty jesteś obok, to niczego się nie boję - zawołała Ada.
Bartek uśmiechnął się. Nie przerywając marszu zerwał z drzewa maleńką gałązkę. Wsunął ją pod bluzkę Ady.
Dziewczynka przestraszyła się.
- Bartek! Jakiś robal chodzi mi po plecach! - krzyknęła przerażona.
- To tylko gałązka! - zaśmiał się.
- Ciekawe, skąd się tam wzięła!
- No, ciekawe!
Kilka minut później dzieciaki dotarły na miejsce. Bartek poklepał ręką samochód ojca, po czym wsiadł na miejsce kierowcy.
- Ojciec nigdy nie wyciąga kluczyków ze stacyjki. Mówi, że takiego gruchota i tak nikt mu nie porwie... - wyjaśnił przekręcając kluczyk. - No, wskakuj...
Ada usiadła obok Bartosza. Zapięła pasy.
- No, zobaczymy, jaki z ciebie kierowca - odezwała się.
- Najlepszy - rzekł Bartek wrzucając pierwszy bieg. - O, cholera!
- Co?
- Ojciec się obudził. W pokoju zapaliło się światło.
- Kurczaki, i co teraz? Wiejemy?
Bartosz nacisnął nogą na pedał gazu. Ujrzał wybiegającego z domu Cześka. Mężczyzna krzyczał coś i wymachiwał rękoma, ale Bartek nie zamierzał rezygnować ze swojego planu. Wyjechał autem z podwórka.
- No to mamy przerąbane - odezwała się Adriana.
- Co? Przecież nas nie widział... Poza tym odstawimy mu ten samochód z powrotem. - O, cholera... Zero paliwa...
Adriana obejrzała się. Ujrzała Cześka biegnącego w stronę auta.
- Co robimy? - spytała.
- Jak, co? Wiejemy! - krzyknął wybiegając z samochodu.
Ada kiwnęła głową. Chłopiec wbiegł między drzewa. Rozejrzał się.
- Ada, jesteś tu? - spytał. - Ada!
Po chwili chłopiec usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami. Wybiegł na drogę. Czesiek trzymał Adrianę za rękę.
- Szczeniaki! - wydarł się. - Zaraz na policję zadzwonię!
Było ciemno, toteż Czesiek nie rozpoznał Ady. Dziewczynka rozpłakała się.
- Niech mnie pan puści - prosiła.
Bartek nieśmiało szedł drogą w stronę ojca. Czesiek patrzył w jego stronę. Rozpoznał syna dopiero, kiedy ten stał już w zasięgu jego ręki.
- Tato, puść ją - odezwał się.
Mężczyzna niemalże natychmiast posłuchał prośby chłopaka. Puścił Adę. Chwycił syna za ramię.
- Bartek, co ty wyrabiasz?! - wydarł się. - Kradniesz ojcu auto?! Dlaczego nie jesteś u wujka? Wiesz, która jest godzina?!
- No, wiem... Tato, oddałbym ci ten samochód. Chciałem się tylko przejechać z Adą w jedno miejsce - wyjaśnił.
Czesiek machnął ręką.
- Pomóżcie mi go zapchać - rzekł otwierając drzwi. Wrzucił gałkę do zmiany biegów na luz, po czym przekręcił kierownicę.
Po kilku minutach mozołu, auto stanęło na swoim miejscu. Ada wytarła brudne ręce w jasne spodenki od piżamy.
- Koniec wycieczki. Odprowadź koleżankę do domu. Wiecie, która jest godzina? Jest prawie pierwsza w nocy!
- Odprowadzę...
Czesiek pokiwał głową.
- Czekajcie moment - rzekł wchodząc do mieszkania. Wyprowadził stamtąd rower Bartka.
- Trzymaj - rzekł. - Naoliwiłem ci łańcuch... Teraz chodzi jak sprężyna - rzekł.
Bartek uśmiechnął się.
- Dzięki - powiedział ściskając ojcu rękę.
Po chwili wsiadł na rower. Wziął Adrianę na ramę.
- To dokąd jedziemy? - spytała.
- Odwiozę cię do domu - odparł.
- Bartek, nie!
- Tak.