#9

1.1K 49 2
                                    

MELODY POV

- Mel.

Przewracam się na drugi bok i wtapiam twarz w poduszkę.

- Melody! - Ash brutalnie zrywa ze mnie koc i szarpie mnie za ramię. - Wstawaj.

- No chwila - mruczę niezbyt rozbudzona i przyciskam policzek do poduszki. Jest przecież sobota, czego ona chce?

- Spóźnimy się jeśli się nie ruszysz.

- Sobota jest przecież - burczę i odwracam się w jej stronę. Jsne włosy młodej są potargane i żyją własnym życiem. Ma na sobie tą za krótką piżamę, do której, nie wiem czemu, bardzo się przywiązała. Tyle razy jej mówiłam, że powinna ją wyrzucić, albo chociaż przestać w niej chodzić, ale w tej kwestii jest szczególnie uparta. Może kiedyś sama dojdzie do wniosku, że trzeba się tego pozbyć. Jak na razie rzuca w moją stronę zirytowane spojrzenie i za nic w świecie nie chce mi oddać koca.

- Sobota? Przecież jest piątek.

- Piątek?! - gwałtownie zrywam się z łóżka, co wywołuje u mnie czarne plamy przed oczami. - Jak to, jest piątek?

- Tak - przytakuje cierpliwie - i za jakieś 16 minut mamy lekcje, więc łaskawie mogłabyś się ruszyć.

- Jasne - odpowiadam, wstając. - Jadłaś coś?

- Obudziłam się chwilę przed tym, jak cię zbudziłam. Niby kiedy miałam coś zjeść?

- No tak. Logiczne.

Ash głośno wzdycha i wychodzi z pokoju, uprzednio rzucając koc z powrotem na moje łóżko.

Nie mogę się ogarnąć ostatnimi czasy. Ciągle czuję się senna i jakoś nie docierają do mnie słowa innych.

Nie wiem co się ze mną dzieje.

Otwieram szafę na oścież i rzucam oko na pogodę. Hmm. Jak na marzec jest całkiem nieźle.

Wybieram moje ulubione jeansy z dziurami i czarno-biały golf z rękawami do łokci. Biorę ciuchy ze sobą i idę prosto do łazienki.

Rozbieram się i wchodzę do kabiny prysznica. Gdy odkręcam kurek, zalewa mnie letni strumień orzeźwiającej wody. Tego mi było trzeba.
Staram się nie zamoczyć włosów, bo nie mam czasu na ich suszenie, więc prysznic dobiega, niestety, końca.

- Melody! Ruchy! - woła nagląco blondynka zza drzwi.

- Chwila!

Ubieram się i pospiesznie nakładam korektor, tusz do rzęs i nawilżam usta pomadką. Cholera. Na bank autobus właśnie odjeżdża z przystanku, bo szanownej Melody Jones nie chciało się ustawić budzi...

Zaraz. Przecież budzik zawsze dzwoni. Dlaczego nie zadzwonił i tym razem?

Coś mi tu nie pasuje.

Wybiegam z łazienki nie kłopocząc się, żeby zabrać piżamę i docieram do szafki nocnej. Gdzie jest ten cholerny budzik?

W pośpiechu otwieram szufladki i w końcu go znajduję - siedzi sobie w ciemnym zakamarku.

Tylko pytanie - dlaczego jest w kawałkach?

- Ashley! - krzyczę. Po chwili w pomieszczeniu zjawia się winowajczyni. - Czemu rozwaliłaś mój budzik?! A potem masz pretensje, że nie mogę rano wstać! Wstydziłabyś się, wiesz?

- Słucham? - robi zaskoczoną minę. Mała aktorka. Też coś. - Po co miałabym rozwalać ci budzik? Żebym tym samym i ja się spóźniała? Nie dotykałam go nawet!

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz