#49

572 42 18
                                    

SHAWN POV

Ziewam przeciągle i rozciągam się. No nie. Znowu zasnąłem na stole? Poważnie?

Przeciągam się ponownie i przypadkiem strącam coś z biurka. Ee, trudno.

Podnoszę się obolały z krzesła i przyciskam twarz do szyby. W mieście szaleje istna masakra, leje, wiatr wieje jak opętany i zauważam nawet, jak komuś brutalnie zostaje wyrwana parasolka. Uśmiecham się z rozbawieniem. Biedna parasolka.

Obserwuję ją, jak wznosi się i spada, wznosi, spada. Właściciel biegnie za nią i macha rękami, próbując złapać swoją własność. Bezskutecznie. Pogoda ma nieco inne plany.

Parasolkę wywiewa aż na jakieś drzewo, dość wysokie, a zrezygnowany koleś wzdycha i potrząsa brutalnie drzewem, które ani drgnie.

Zaczynam się śmiać, gdy parasolka uwalnia się z liści i leci dalej, aż na autobus. Opada na dach pojazdu i w tym samym czasie autobus rusza. Koleś zaczyna biec, ale po chwili staje w miejscu i unosi głowę ku niebu. Biedaczek.

Odsuwam się od szyby i przeczesuję włosy. Okay. Która jest godzina?

Znajduję telefon pośród papierów i podświetlam ekran. No tak. 14:38.

Otwieram lodówkę i marszczę brwi. Przyznaję, nie ma tu praktycznie żadnego jedzenia, bo jadłem w większości w restauracjach, albo na spotkaniach.

(Nie chciało mi się gotować).

Obrzucam wzrokiem salon, idę do łazienki, sypialni, kuchni i stwierdzam, że: syf.

Czyli muszę ogarnąć co nieco mieszkania i zrobić porządne zakupy, bo Mel kocha jeść i gdy usłyszy, że nie mam nic do żarcia oprócz kilku plasterków wędliny, kartonu mleka i jakiegoś piwa to zwariuje.

Poprawka - zwariuje i wypije piwo. O tak. Typowa Melody.

Uśmiecham się lekko i dzwonię po obsługę.

- Słucham, panie Mendes?

Panie Mendes. Zabawne.

- Dzień dobry, czy mógłbym dostać śniadanie za jakieś 15 minut?

- Oczywiście. Czy ma pan jakieś wymagania co do swojego śniadania?

- Wydaje mi się, że nie.

- Co do picia? Kawa? Herbata? Sok?

- Kawa. Latte.

- Oczywiście. Dziękuję.

- Dziękuję.

Odkładam słuchawkę i idę do sypialni. No dobra. W co by się ubrać?

Dresy? Jeansy?

Yyy... dresy.

Czarne.

I biała bluzka.

Może być.

Biorąc prysznic zastanawiam się nad tym, co właściwie będziemy robić.

No oglądać filmy i jeść, jełopie.

Znając mnie, jebnę coś głupiego i całe spotkanie będzie niezręczne. Albo stanie się coś krępującego... O nie. Tylko nie to. Niech to nocowanie się uda, błagam wszystkie niebiosa.

Ubieram się, psikam pierwszymi lepszymi perfumami, myję zęby i słyszę pukanie do drzwi.

Idealne zgranie.

Otwieram pracownicy i odbieram śniadanie z grzecznym uśmiechem na ustach. Dziewczyna zbyt długo na mnie patrzy, aż w końcu sobie idzie. Zamykam za nią drzwi i kręcę głową. Pewnie wyobrażała sobie jakieś sceny erotyczne z nami w roli głównej. Zabawne.

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz