#29

669 37 6
                                    

SHAWN POV

No dobra. Skłamałem, mówiąc, że mam ważne spotkanie. Tak naprawdę Maxowi chciało się wypić ze mną piwo i pogadać. Ale w sumie powiedziałem pół prawdy, bo o jakiejś siedemnastej mamy spotkanie, żeby omówić jakieś głupoty.

Ale z ciebie debil. Kłamstwo to kłamstwo. Może akurat cię potrzebowała, a ty poszedłeś się najebać. Cudowny jesteś.

Poważnie, potrzebuję trochę luzu. Pomiędzy spotkaniami o występach, wymyślaniu tekstu do nowej piosenki, spotkaniami ze znajomymi, muszę wcisnąć jeszcze Mel. Piszę do niej codziennie, przychodzę raz na tydzień bądź dwa, zależy jak bardzo napięty mam grafik i uważam, że staram się wystarczająco. Chociaż przyznaję, że skłamanie jej o spotkaniu było błędem, bo myślę, że zrozumiałaby, że potrzebuję odetchnąć.

A może pomyślałaby, że za bardzo się narzuca?

Sam nie wiem.

- Mendes - upomina mnie chłopak widząc, że wcale go nie słucham. Wzdycham ciężko i biorę łyk alkoholu.

- Naprawdę przepraszam. Po prostu jestem zmęczony tym wszystkim.

- Co rozumiesz poprzez to wszystko? - unosi brwi. Wzruszam ramionami.

- Bycie piosenkarzem, celebrytą jest męczące. Wszyscy cię obserwują, liczą na ciebie, uważają za autorytet i... no nie wiem. Czy ja się w ogóle do tego nadaję?

- Stary - prycha - jasne, że tak. Dotąd nie widziałem bardziej ambitnego i zaangażowanego gościa, któremu tak bardzo zależałoby na fanach i swojej karierze. Masz potencjał, serio.

Kiwam powoli głową.

- I tak dobrze wiem, że nie chodzi ci tylko o karierę - uśmiecha się krzywo. - Chodzi o tą laskę. Nieźle ci namieszała, co?

- A żebyś wiedział - mruczę, uśmiechając się na jej wspomnienie. Jednak przypominam sobie co jej dzisiaj zrobiłem i mój uśmiech lekko przygasa.

- Tak to z kobietami jest - albo namieszają i zwieją, albo namieszają i zostaną.

- Ona jest chyba tą drugą - przeczesuję włosy.

- Oj Mendes, słyszę powątpiewanie w twoim głosie! - szturcha mnie w ramię i cicho śmieje. - Nie bądź taki nieśmiały. Nie tylko tobie ma zależeć, pamiętaj. Ma zależeć wam obu, bo inaczej nic z tego nie będzie. Albo oboje się staracie, albo odpuszczacie. Nic pomiędzy.

Kiwam głową i wznosimy toast.

- Za tą twoją... Jak jej tam?

- Melody.

- Za Melody. Niech wam się w końcu ułoży - wywraca oczami i przybijamy się kuflami.

- Za naszą przyjaźń - uśmiecham się i wypijamy zawartość naczyń.

- Tylko żebyś nie brał zbyt poważnie moich rad, bo ja jestem jedynie singlem - mówi ostrzegawczo, a ja parskam śmiechem.

- To po co mi to mówiłeś?

- Żebyś pomyślał, że jestem dobrym kumplem - wzrusza ramionami. Prycham kpiąco.

- A nim nie jesteś?

- Może czasem.

- Właśnie.

Gadamy o jakiś bzdurach, dopóki nie dochodzi 16:50.

- Czas się zbierać, Max - wstaję od stołu i kładę banknot na blat. - Andrew mnie zabije jeśli znowu się spóźnię.

- Chyba już się przyzwyczaił - stwierdza chłopak i również kładzie pieniądze obok moich. Wychodzimy z lokalu i kierujemy się do miejsca spotkania, osłonięci kapturami.

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz