#31

651 38 3
                                    

SHAWN POV

Idziemy spokojnym krokiem przed głośne chodniki Toronto i jakoś Mel nie przeszkadza, że przypadkiem ocieramy się dłońmi co chwila. Hehe.

- Nie mówiłam Ci nic w kawiarni, bo nie chciałam psuć nastroju - zaczyna brunetka i urywa.

- Mów. Śmiało.

- Wczoraj wpadli do mnie rodzice.

Znacznie zwalniam, aż w końcu staję w miejscu. Cholera. Jednak mogłem nie iść chlać. Jestem cudowny. Po prostu świetny.

- Rodzice?

- Też w to nie wierzę - wzdycha, stając obok mnie.

- Skąd im tak nagle przyszło do głowy, żeby odwiedzić swoje córki? - pytam kpiąco i zaczynamy ponownie iść. Dziewczyna wzrusza ramionami i robi zdegustowaną minę.

- Najwyraźniej coś ode mnie chcą. Tylko nie wiem za bardzo co.

Siadamy na jakiejś wolnej ławce, która podejrzanie pode mną skrzypi. No halo, aż taki gruby to ja nie jestem!

- Mają tupet - mruczę niezadowolony. Melody i tak ma dużo na głowie i jeszcze wpadli jej rodzice? Ekstra. Na pewno potrzeba jej kolejnego zmartwienia.

- I to jaki - uśmiecha się pogardliwie, ale dostrzegam w jej oczach nagłe przygnębienie. - Ojciec powiedział, że nie mam żadnych krągłości i wyglądam koszmarnie, ale spoko, przyzwyczaiłam się.

- Spoko? - Powtarzam, czując narastającą złość. - Spoko?!

Mel uparcie milczy, co jeszcze bardziej mnie denerwuje.

- Zaprotestuj! Powiedz coś! Dlaczego mu na to pozwalasz? Zezwalasz, żeby twój własny ojciec traktował cię jak popychadło?

- To nie jest prawda, to co mówisz - odpowiada obojętnie.

- Nie? Przejrzyj na oczy!

- To był pierwszy raz, Shawn - syczy.

- No tak, okłamuj mnie jeszcze!

- Shawn...

Zamykam się i głęboko oddycham.

- Martwię się, Mel. Przepraszam.

Kiwa głową i poprawia spodnie.

- Wiem, Shawn. Wiem. Po prostu... - Urywa i cicho wzdycha.

- Nie możesz się przyzwyczaić - dokańczam.

- Nienawidzę tak mówić, ale... to prawda. Nie mogę pojąć, że ktokolwiek zainteresował się mną i moim życiem. Pokręcone - kręci głową z niedowierzaniem. Uśmiech przemyka mi po twarzy.

- A oto jestem. Bohater Mendes! - oświadczam triumfalnie i wysuwam przed siebie zwiniętą pięść. Dziewczyna cicho się śmieje i wyciąga swoją małą rękę, układając ją tak samo jak ja. Zaczynamy się śmiać, zupełnie bez powodu.

Tak, jesteśmy praktycznie dorośli. I bawimy się w bohaterów. Uroczo.

Patrzymy na siebie z głupimi uśmiechami i mam ogromną chęć ją pocałować.

Cholera no.

Miałem tyle okazji, żeby to zrobić - kino, kawiarnia, podczas naszych spotkań, gdy ją poznałem, w jej domu, gdy była całkowicie pijana, kurwa, tyle szans mi uciekło i mam teraz zmarnować kolejną?

O nie. Nie ma mowy.

A jeśli ją pocałujesz, to co później? Może ucieknie, może się zezłości, hm? I ją s t r a c i s z. Zniknie na zawsze. Przemyśl to, Mendes.

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz