#28

733 39 6
                                    

MELODY POV

Od tamtej rozmowy bardziej niż kiedykolwiek staram się unikać żyletek i jakichkolwiek myśli o nich. Miałam nawet chęć ostatni raz się pociąć, tak na pożegnanie, i wyrzucić opakowanie do śmietnika. Ale ostatecznie oczywiście tego nie zrobiłam, bo pudełko nadal leży zakopane pośród detergentów w dolnej szafce. Jestem za słaba, żeby się ich pozbyć. Jakby to powiedzieć... za dużo mam z nimi wspólnego, żeby tak po prostu je wyrzucić. To brzmi żałośnie, wiem, ale nie potrafię inaczej.

Po rozmowie z Shawnem nieustannie staram się zająć czymś ręce i myśli, na przykład gotuję, przykładam się do nauki, zakuwam, czasami piszę z Ruby, chociaż zdarza się, że specjalnie nie odczytuję jej wiadomości, bo ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że do niedawna trzymała z Collins i to skutecznie mnie odstrasza, żeby się z nią bliżej poznać.

Może lepiej uważać. Nie każdy ma dobre intencje. Nie raz się o tym przekonałam.

Zaczęłam częściej rozmawiać z Ashley. Dowiedziałam się nawet, że podoba się jej pewien chłopak i nieco mnie to zabolało, że dopiero musiałam od niej cokolwiek wyciągnąć, bo tak po prostu by mi tego nie powiedziała. Nasze relacje trochę się pogarszyły, a chcę mieć z nią jak najlepsze stosunki. Siostry muszą się wspierać.

Praktycznie codziennie piszę z Mendesem, głównie to on zaczyna rozmowę, bo ja nie chcę się... narzucać? Jakby nie patrzeć, przecież może być zajęty pisaniem piosenki, przygotowaniami do jakiegoś występu, może robić dosłownie wszystko. A ja w sumie oprócz odrabiania lekcji, gotowania i uczenia się to nie robię nic szczególnego. I czuję się bardziej komfortowo kiedy on zaczyna pisać. Chociaż kilka razy ja zaczęłam konwersację, bo obiecałam mu, że go poinformuję, gdy będę chciała się pociąć. Czasami chciałabym ciąć się dalej i nadal to wszystko przed nim ukrywać, a także  wmawiać mu, że przestaję o tym myśleć, ale jaki miałoby to sens?

Daj sobie pomóc, Mel. Shawn ci pomoże.

Powtarzam to jak mantrę i wierzę, że mi się uda. Uda mi się wyrzucić żyletki i wyjść na prostą. Wraz z Shawnem u boku.

Dam radę.

***

Reszta miesiąca mija mi dosyć spokojnie. Czasami moje nieodłączne szepty podpowiadają mi, że powinnam się ogarnąć i wrócić do swoich kumpli żyletek. Udaje mi się odgonić te myśli i nadal trwam w postanowieniu. Jestem ponad tym. Nie dam się ponownie na to namówić. Czuję to.

Mendes wpada do mnie co tydzień lub co dwa, rozmawia ze mną, sprawia, że się uśmiecham, przytula i pyta o moje samopoczucie. Chyba pierwszy raz czuję się naprawdę potrzebna. To świetne uczucie. Masz problem i wiesz, że nie jesteś z tym sama - coś pięknego.

Jednak dzisiaj jest 5 marzec i budzę się z poczuciem, że dzisiaj będzie inaczej. Tylko że ta cisza zwiastuje burzę. A niepowodzeń najbardziej się obawiam.

Zbieram się szybko do szkoły i wsiadam do autobusu, gdzie jem drożdżowkę, która służy mi jako śniadanie. Niby wszystko wydaje się w porządku, ale coś podpowiada mi, że do końca dnia czeka mnie niezbyt miła niespodzianka.

To bardzo mnie niepokoi.

Lekcje mijają normalnie, nauczyciele wydają się tacy, jak zawsze, ale nadal czuję się dziwnie. Nie wiem. Pewnie mi się wydaje.

Dzwoni dzwonek. Czas na chemię. Masakra.

Jednak po jakichś 15 minutach czekania nie zjawia się nasza nauczycielka, tylko koleś od fizyki.

- Umówmy się, że wy będziecie cicho, a ja nie zrobię lekcji. Okay? - klasa mruczy coś w rodzaju przytaknięcia, więc nauczyciel odchyla się na krześle z miną wyrażającą głęboką ulgę. - Cudownie.

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz