#55

672 66 17
                                    

MELODY POV

Gapię się bezmyślnie w sufit i co chwila spoglądam na telefon. Gdzie on jest? Poważnie, martwię się o tego debila coraz bardziej.

SHAWN POV

Okay. Plan działania jest taki - uśmiechasz się jakby nigdy nic i wchodzisz do środka z żarciem. Co może pójść nie tak?

Naciskam przycisk i unoszę kąciki ust.

Wyżej, Mendes.

O tak. Idealnie.

MELODY POV

Podrywam się z kanapy i praktycznie biegnę do drzwi. Błagam, żeby to był Mendes...

Otwieram gwałtownie drzwi i wzdycham z ulgą. Przede mną stoi uśmiechnięty Shawn, obładowany górą słodyczy. Odsuwam się, żeby zrobić mu przejście i zamykam za nim drzwi. Odbieram od niego rzeczy i rozkładam na kuchennym stole. Brunet w tym czasie ściąga buty i kurtkę.

- Masakryczna pogoda - odzywa się. - Ciesz się, że nie musisz wychodzić na zewnątrz.

- Ogromnie się cieszę - wywracam oczami. - Chciałam policję wezwać, żeby cię szukali!

- Bez przesady - prycha i przytulamy się przez chwilę. Jest strasznie zimny.

- Kradniesz mi ciepło - mruczę niezadowolona. Shawn śmieje się (w tym śmiechu słyszę trochę wymuszenia, co dodatkowo mnie niepokoi) i pomaga mi uporządkować cukierki w miskach.

- Ile mnie nie było tak w ogóle? Godzinę?

- Godzinę? Chyba raczej dwie.

Mendes wzrusza ramionami z kamienną miną, ale gdy na niego spoglądam, momentalnie się uśmiecha. Hmm.

- Fani bardzo cię zmartretowali?

Przez sekundę chłopak spina się, ale po chwili cicho się śmieje.

- Prawdziwy koszmar. Potrafią być nieźle uparci, jeśli chodzi o jedno, głupie zdjęcie.

Marszczę brwi, obserwując jego niewzruszoną twarz. Coś mi tu nie gra.

- Mendes - nie reaguje, więc odsuwam od niego słodycze. - Patrz na mnie.

Patrzy na mnie z ociąganiem.

- No co?

- Co tam się wydarzyło?

Shawn wzdycha ciężko.

- Mówiłem Ci już, skarbie. Zatrzymali mnie fani i musiałem zrobić z nimi zdjęcia. Nic więcej.

- Przestań kłamać.

Tu musi chodzić coś więcej, niż zwykłe spotkanie z fanami. Tylko nie wiem co.

- Czemu doszukujesz się drugiego dna, Mel? Wszystko gra.

- Okay - biorę dwie miski w ręce i kładę je na stolik w salonie - mamy czas.

- Jak mam cię przekonać, że wszystko jest w porządku, co? - irytuje się i gdy wracam do kuchni, łapie mnie za ramię. Staję w miejscu i uważnie mu się przyglądam. Przełykam ślinę i spoglądam na jego rękę, która uparcie trzyma moją. 

On coś  u k r y w a. Na bank.

- Przyrzekam ci - zaczyna dobitnie - że nie masz czym się martwić. Po prostu strasznie zmarzłem i muszę się ogrzać, żeby normalnie funkcjonować. Okay? - wywracam oczami, powoli ustępując. - Nie psujmy sobie tego wieczoru niepotrzebnymi sprzeczkami. Dobrze? - przyciąga mnie do siebie i patrzy mi wyczekująco w oczy. Kiwam powoli głową, a on lekko się uśmiecha.

Particular tasteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz