Pete

966 49 12
                                    

-Jaka byłam dawniej pytasz... Radosna i zadowolona z życia. Cieszyłam się z wszystkiego..Chciałam pomóc każdemu.-odpowiedziałam.

-Dlaczego nie pozwalasz nazywać siebie "Jen"?

-Osoby, które darze zaufaniem mogą mówić na mnie "Jen".-odpowiedziałam. Wstałam i poszłam do salonu.

-Mogłeś zginąć! To by była moja wina Peter!-krzyknął Stark.

-Ale panie Stark. Ja musiałem uratować tego chłopca.-powiadział chłopak w czerwono-niebieskim stroju.

-Miałbym cię na sumieniu!

-A ja miałbym na sumieniu tego chłopca.

-Mogłeś zginąć!

-Ta praca wiąże się z tym że w każdej chwili moge zginąć.

-Jak ja bym się wytłumaczył twojej ciotce?!

-Tylko tym pan się przejmuje? Co by pan powiedział mojej cioci gdybym zginął?-spytał się chłopak a w jego oczach staneły łzy. Wybiegł z pomieszczenia. Poszłam za nim. Płakał przy wejścu na sale treningową. Usiadłam obok niego.

-Cześć. Jestem Jennifer. A ty?

-Peter Parker.

-Nie przejmuj się Starkiem.

-Ale to boli.

-Wiem. A co byś powiedział na zemste? Pomalujemy mu zbroje na różowo. Nie. Na tęczowo. Wiesz jakie miałby branie?-spytałam. Peter uśmiechnął się po czym zaśmiał się krótko.

-To by było śmieszne.

-Choć. Pójdziemy do mojego pokoju.-powiedziałam, wstałam i poszłam. Peter grzecznie za mną szedł. Usiadł na łóżku i zaczął płakać.

-Ej. Pete. Nie płacz już. Spróbuj się uspokoić a ja pójde po coś i zaraz wróce. Dobrze słońce?-spytałam. Pokiwał głową na tak. Wyszłam z pokoju i poszłam do salonu. Zrobiłam cacao, wziełam z zamrażarki lody śmietankowo-czekoladowe oraz dwie łyżki Każdy patrzył na mnie zdziwiony lecz nie przejełam się. Przecierz mam zadanie do wykonania! Wyszłam z pełnymi rękami i pomaszerowałam do pokoju. Lody postawiłam na stoliczku a cacao podałam Peterowi.

-Dziękuje.-powiedział cicho i wytarł łzy.

-Nie ma za co słońce.-odpowiedziałam i uśmiechnełam się. Zaczął powoli pić.

-Dlaczego to robisz?

-Gdy cię zobaczyłam takiego smutnego to poczułam takie ukucie w sercu. Chciałam ci pomóc.

-Dziękuje.

-Nie ma za co. A Tonym się nie przejmuj. Teraz pewnie żałuje że tak powiedział ale nie przyzna się do tego. Jego ego mu zabrania.-powiedziałam a ten się do mnie przytulił. Stałam bez ruchu. Dopiero po chwili odwzajemniłam uścisk.

-Dziękuje.-powtórzył po raz kolejny.

-Nie ma sprawy słońce. A teraz choć. Jemy lody bo nam rozmarzną. -powiedziałam, chciciłam pudełko z lodami, otworzyłam, podałam Peterowi łyżke i zaczeliśmy jeść. Peter opowiadał różne żarty a ja co chwile wybuchałam śmiechem.

Tak.. Szczerze się śmieje.. Pierwszy raz od kilku lat.

Nagle do pokoju wpadł Steve.

-Co się tu dzieje?-spytał zdezorientowany.

-Pośmiać się nie można?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Jasne że można. Ale.. Ktoś do ciebie przyszedł..-powiedział i wyszedł. Przeprosiła Petera i poszłam do salonu.

Kto mógł do mnie przyjść?

What Is Love?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz