Sobota. 9:03. Siedze na łóżku. Już ogarnięta. Mam silne uczucie że dziś coś się stanie.Potarłam skronie i wyszłam z pokoju. Poszłam do salonu. Steve zawzięcie rozmawiał z Buckym. Tony pił whisky. Natasha rozmawiała z Clintem.Wanda śmiała się z Visionem. Thor grzebał w lodówce. Sam jadł ciastka. Nagle zostałam przez coś przygnieciona.
-Jennifer!-krzyknął szczęśliwy Peter na co uśmiechnełam się.
-Cześć słoneczko.-powiedziałam i pocałowałam go w czoło. Peter wstał ze mnie i pomógł mi wstać. Usiadłam z Peterem do stołu. Steve podsunął mi talerz z kanapkami.
-Dziękuje Steve.-powiedziałam i uśmiechnełam się do niego. Wziełam jedną i zaczełam jeść. W tymczasie Peter opowiadał mi co ostatnio mu się przytrafiło. Gdy tak opowiadał zjadłam 3 kanapki.
-Bardzo ciekawe.-powiedziałam z zainteresowaniem. Do salonu wszedł Mark.
A zapowiadała się taka cudowna sobota.
-Jennifer! Pomóż mi!-krzyknął zdenerwowany. Widziałam jak Steve i Bucky zaciskają pięści. Zignorowałam krzyki Marka.
-Jennifer! Pomóż mi!-powtórzył. Wstałam z krzesła. Podeszłam do niego i dałam mu z liścia.
-Ogarnij się chłopie.-powiedziałam. Mark pomasował policek.
-Musisz mi pomóc.
-Nic nie musze.
-Nadal masz mi za złe że chciałem...-nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Tak.
-Przepraszam.
-Za co? Za to że poniżałeś mnie w dzieciństwie? Za to że trakatowałeś mnie jak gówno? Za to że nie odzywałeś się od dwóch lat? Za to że miałeś mnie gdzieś? Za to że zabiłeś babcie? Czy za to że próbowałałeś mnie zgwałcić?-spytałam z spokojem.
Mam ochote się rozpłakać, ale nie pokaże mu że jestem słaba.
Peter był zdziwiony, ale widziałam że ma ochote rzucić się na niego. Steve ledwo się powstrzymywał.
-Chce przeprosić cię za wszystko Jennifer.
-Nic to nie da.
-Jennifer. Proszę. Pomóż mi.
-Wyjdź.
-Jennifer.
-Wyjdź.-powtórzyłam. Mark westchnął. Jego wzrok powędrował na metalowe ramie Buckiego. Jego oczy zabłyszczały.
-Mam pare informacji o Hydrze, ale musicie mi pomóc.-powiedział. Bucky popatrzył na niego podejrzliwie.
-Nie Bucky. Nie pracuje w Hydrze.-powiedziałam. Okrążyłam Marka.
-A może pracuje?-powiedział tajemniczo Mark.
-Nie. Nie umiesz nawet przeładować broni.-powiedziałam.
-Cholera.-mruknełam.
-Co się stało Jennifer?-spytał Steve.
-Mówi prawde.-powiedziałam niezadowolona.
-Jak to?-spytał Sam.
-Tonący brzytwy się chwyta. A tą brzytwą jestem ja. Nie poszedłby do mnie jakby miał problem. Lecz musiało coś się stać. Cuchnie krwią. Lecz nie swoją ani osób, które zabił.-powiedziałam i powąchałam Marka. Wytęrzyłam zmysły.
-Ten sam zapach jest w Avengers Tower.-powiedziałam i zamknełam oczy. Skupiłam się na zapachu krwi. Po chwili otworzyłam oczy.
-To ten facet z Hydry.
CZYTASZ
What Is Love?
FanfictionJennifer Williams. To 15-latka z wieloma problemami. Lecz... Pewnego dnia spotyka Avengersów. Czy dowie się co to miłość? Uwaga! W tym opowiadaniu występują: -wulgaryzmy -przemoc -różnica wieku -duchy -piekło Informacje o duchach nie muszą być zgodn...