Zapach

661 39 13
                                    

-Pracujesz dla Hydry.

-Po co kłamiesz dziewczynko?

-Nie radze wyciągać broni.-powiedziałam. Facet zamarł.

-Jennifer? Jesteś pewna?-spytał Clint.

-Za bardzo pachnie krwią. Za nim stoi stado zbłąkanych dusz. Zaprzeczał kiedy mówiłam. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. A gdy wspomniałam o broni zamarł. Popełnił podstawowe błędy.-powiedziałam. Męższczyzna spiął się.

-Jak ty to zrobiłaś?-spytał z strachem nieznajomy.

-Jestem dobrą obserwatorką.-powiedziałam i uśmiechnełam się.

W końcu będe mogła się nakarmić.

-A-a-ale skąd wiedziałaś że śnią mi się koszmary związane z przeszłością?

-Za tobą stało dużo dusz. Mogły wybrać życie w raju lub w piekle. Lecz zostały z tobą. Oznacza to że mają ci za złe coś. Nękają cię w nocy. Chcą powoli wyciągnąć z ciebie życie. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania to pytaj.-powiedziałam i zamilkłam na chwilke.

-O ile nie boisz się mojej odpowiedzi.-dodałam i uśmiechnełam się. Męższczyzna zamilkł.

Boi się mojej odpowiedzi. Troche szkoda że mnie o nic nie zapyta. Nie najem się.

Męższczyzne po chwil wyprowadzono z pomieszczenia. Zaburczało mi w brzuchu. Wiedziałam co to znaczy. Chciałam wyjść z pomieszczenia, lecz nogi odmówily mi posłuszeństwa. Poczułam jak wszystkie osoby w pomieszczeniu pachną. Lecz tylko pare osób pachniało najlepiej.

Steve. Pachnie lilią, wanilią oraz krwią.

Bucky. Pachnie śliwkami, czekoladą, kwiatami, których nie znam oraz krwią.

Peter. Pachnie szarlotką, cynamonem i krwią. Słodką i taką niewinną krwią.

Zatkałam nos aby nie rzucić się na nich.

Moje słońce pachnie najbardziej smakowicie. Stop! Nie moge tak myśleć. To moje kochane słoneczko!

-Jennifer? Wszystko dobrze?-zapytał. Odzyskałam władze nad nogami. Cofnełam się o pare kroków. Peter podszedł do mnie. Słońce złapało mnie za ręce. Wyrwałam je.

-Jennifer?

-Słoneczko. Nie chce Ci robić krzywdy.-powiedziałam z trudem. Jego zapach zaburzał moje myślenie. Peter nie zwarzając na moje słowa przytulił mnie.

-Nie zrobisz mi krzywdy.-powiedział. Z lekką obawą oddałam uścisk. Jeszcze intensywniej poczułam jego zapach.

To nie był dobry pomysł.

Wyrwałam się z uścisku i pobiegłam do pokoju. Zamknełam się w łazience. Popatrzyłam w lustro. Zobaczyłam tam siebie z czerwonymi oczami i sztyletem w ręku. Cofnełam się o pare kroków.

-Jennifer! Otwórz!-krzyknął Peter.

-Nie słoneczko. To dla twojego dobra.-powiedziałam. Peter wyważył drzwi.

-Jennifer.

-Słońce.-wyszeptałam i wybiegłam z łazienki. Chciałam wyjść z pokoju ale zostałam przytulona przez Petera.

-Jennifer. Dlaczego odemnie uciekasz?

-Bo.. Pachniesz zbyt smakowicie. Boje się że strace kontrole i rzuce się na ciebie.-powiedziałam. Zaburczało mi w brzuchu.

-Nie pociagne długo jeśli się nie nakarmie. A ciebie słońce nie będe jeść. Nie mogłabym sprawić ci takiego bólu.-powiedziałam. Do pokoju wszedł Steve.

-Jennifer.-powiedział i podszedł do mnie.

-Musze się nakarmić.-powiedziałam. Steve usiadł na łóżku. Chciałam usiąść obok niego lecz posadził mnie na kolanach. Położyłam ręke na jego policzku. Przywołałam mu złe wspomnienia. Napawałam się jego bólem oraz zapachem. Po jakimś czasie zabrałam ręke.

-Lepiej?

-Tak. Dziękuje Steve.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Zeszłam z jego kolan i usiadłam obok niego. Peter usiadł obok mnie.

-Jak pachne?

What Is Love?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz