6 rozdział

3.5K 159 85
                                    

Dziewięć lat później

▪ Czkawka nie ma już lewej nogi. Stracił ją w starciu z Mroziczortem.

▪ Walczył z Czerwoną Śmiercią i smoki są wolne i nie wykradają jedzenia z Berk.

▪ Czkawka zaprzyjaźnia się z mieszkańcami Wyspy Cierni i obecnie tam mieszka.

▪ Na Berk nastał pokój i nie zabija się smoków, bo uciekły.

Czkawka

- Lecisz?

- Jeszcze się pytasz, stary.

Wsiadłem na Szczerbola i wzbiłem się pionowo ku górze, a za mną i mordką siódemka moich towarzyszy wraz ze smokami. Od dziewięciu lat tu mieszkam. Wszystkim, to znaczy siódemce pomogłem wytresować smoki. Trwało to może z trzy miesiące, ale wszystko wyszło na prosto. Teraz wszyscy ścigamy się i wygłupiamy, nie myśląc o przeszłości i przyszłości. Niczym małe dzieci. Zamiast dorastać, głupiejemy (oczywiście pozytywnie).

- To do areny i z powrotem? - zapytslem całej reszty. Zgodzili się. Viggo, jako sędzia nie ścigał się. Dosiadał Gronkla - Kulę, a wiadomo, to są jedne z najwolniejszych smoków. Za to znakomicie sędziował.

- Na trzy - zaczęła odliczać Tris. - Raz... dwa... trzy!

Wystartowaliśmy. Oczywiście prowadziłem. Niedaleko była Rachel razem z Błysk, czyli niezawodną Białą Furią, którą spotkaliśmy jako ostatnią na wyprawie we dwójkę. Obok niej Tris razem z Echo, czyli Burzochlastem. Przywiązali się, bardzo szybko. Burzochlast był ranny i Tris pomogła mu szybko i nakarmiła, czym zyskała jego zaufanie. Kilka metrów dalej leciał Jack na Demo, Koszmarze Ponocniku. Z NIMI było trudniej. Wiadomo, że Koszmary są podłe i czasem nie współpracują... Łeb łeb z nimi była Mari z Blue, pięknym Śmiertnikiem Zębaczem. Dalej Selena z Lily, Wandersmokiem. Z nimi było najtrudniej... O mało co mnie i Seleny nie zabił... Na szarym końcu była Ewa z Google, czyli majestatycznym Zbiczastrzale.

- Szybciej, mordko. Nie dajmy im wygrać. Ten lot jest nasz - zmotywowałem smoka. Wierny przyjaciel zniżył lot i lekko zwinął skrzydła, pięknie omijając budynki. Nie było nas widać, a jedynie słychać. Wszyscy zostali w tyle. Czułem tylko oddech Rachel ma karku. Zrobiliśmy parę sztuczek by ich zezłościć i i wróciliśmy z szybkością godną Nocnej Furii. Kiedy wylądowaliśmy na arenie, oparłem się o smoka i z założonymi rękoma obserwowałem innych. Po pięciu minutach przyleciała Rachel, następnie Jack, Mari, Tris, Ewa i Selena.

- No, no, no! Czkawka, nowy rekord, stary! O trzy sekundy szybciej... - poinformował mnie przyjaciel. Ucieszyłem się. Nowy rekord, nowe osiągnięcie. Przybiłem z nim grabę. Następnie poszedł do Tris. Coś tam gadali.

- No i wygrałeś... znowu - Jack uderzył mnie w ramię. Heh... mam naramiennik, więc nic nie bolało. Oddałem mimo tego trochę mocniej w jego ramię.

- Nie moja wina, stary. Szczerbo leciał - wzruszyłem ramionami i pogłaskałem wiernego smoczka. Przyszli do nas Tris i Viggo i zaczęliśmy o wszystkim i niczym. Natomiast smoki pobiegły się bawić. Szczerbatek ze swoją ,,dziewczyną" Białą Furią, a reszta ,,skakała sobie do gardeł" jak to nazwaliśmy. Kula bawił się z Demo, Blue z Google, Lily z Echo. Boję się troszkę mimo wszystko tych zabaw, no bo... bądźmy szczerzy. Jeśli taki Wandersmok zostanie przedrzeźniony przez Nocną Furię, to ich strzały mogą być śmiertelne... Ale od tych dziewięciu tak się nic nie działo, to raczej teraz też nic się nie stanie. Tak sądzę.

***

Był sam środek południa i słońce grzało jak porażone prądem. Byłem na locie ze Szczerbatkiem. Lubił latać A samym środku południa. Mi tam to trochę przeszkadzało, ponwiaz latałem w kombinezonie, ale czego nie robi się dla przyjaciela? Dołączyły do nas dziewczyny, a mianowicie Rachel z Białą Furią. Oboje byliśmy zadowoleni.

- Nie jesteś na wyspie? - zapytałem. - Miałaś pomagać ojcu i Lisie w sprawach wyspy i w ogóle... (Ojciec Jacka oraz Rachel jest wodzem).

- Szybko się uporaliśmy z robotą. Ulotniłam się zanim zlecił mi kolejną robotę...

Wybuchnąłem śmiechem. Ach ta Rachel... Przez te kilka lat mówi tak za każdym razem. A bawi taka samo. Jej tata, jako wódz prosi ich o pomoc, a te zawsze lo skończonej pracy, uciekają gdzie pieprz rośnie. Rachel nigdy nie pociągała praca z papierami... Jacka to samo. Do tej pory ma swojego rodzaju ADHD.

Bawiliśmy się ze swoimi smoczkami w zanikanie, a tak właściwie w kamuflowanie się. Biała Furia strzelała plazmą i ,,znikała", a tak na serio jej łuski odbijały światło. Była jak kameleon. Szczerbo ,,znikał" trochę inaczej. On przyciągał błyskawice. Odkryliśmy to dosyć niedawno, na wspólnym locie.

Po jakże cudownym pokazie zlecieliśmy na dół do szarej rzeczywistości. Czekała tam na nas cała reszta.

- Amorki, już sobie polataliście? Wróciliście duszą i ciałem do nas? - żartował Jack. Uwielbiał nabijać się z naszej przyjaźni. Takiej przyjaźni przyjaźni. Byłem gotowy wskoczyć za nią w ogień.

- Zamknij się, Jack i lepiej zadbaj o stosunki z Demo. Czuje się stało samotny, kiedy nie może Cię polizać... - wszyscy zaczęli się śmiać, włącznie z blondynem. Nie chciał wyjść na debila.

- A coś macie mi jeszcze do powiedzenia? Idę do Alana, by pomógł mi z tatuażami.

- Oj tak. I tatuaże będziesz musiał przełożyć. Tak z trzy godziny od nas na pełnym morzu jest sześć statków, które nam zagrażają. Pięć Łupieżców i jeden... chyba z Berk jeśli sie nie mylę...

- O nie... Oby nie oni...

~~~

Do kolejnego!

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz