8 rozdział

3.1K 146 53
                                    

Astrid

Wracaliśmy na Berk. Dzięki pomocy tajemniczych jeźdźców, nie zaznaliśmy żadnych szkód. Tylko poległa jedna katapulta. Sączysmark również nie odstąpywał mnie na krok. Nie wytrzymałam i będąc na łodzi popchnęłam go za burtę. Nikt nie fatygował się mu pomóc i sam wgramolim się na statek. To jego adorowanie zaczyna mnie wkurzać... A niech spróbuje mnie dotykać...

Oscar wgramolił się na moje kolana. Kochałam chłopca. Zawsze przypominał mi Czkawkę. Z wyjątkiem oczu. Te ma po matce - Angeli - nowej partnerce Stoika. Wódz był w rozpaczy i pokochał ją. Zajęła pustkę w jego sercu. Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Zamachnęłam się i złapałam za przegub Smarka. Wykręciłam, a on wrzasnął z bólu.

- Astrid! Pomówmy o przyszłości...

- Jeśli masz na myśli wspólnej, to nie mamy o czym mówić. Nie mam zamiaru jak już mówiłam buc z tobą w małżeństwie i mieć z tobą dzieci! Co to to nie!

Całą sytuację obserwował Stoik. Widać, że nie chciał się wtrącać, ale ostatecznie dodał trzy grosze.

- Astrid, ale on mówi prawdę. Powinnaś za niego wyjść. Oscar jest za mały na bycie wodzem, ale nawet. Wszyscy już są zakochani i w ogóle, a ty nawet chłopaka nie masz. Z nim będzie ci dobrze. Będzie wodzem, da ci czego będziesz potrzebować, niczego ci nie zabraknie... - I wyliczał na palcach skutki mojego za mąż pójścia. Nie mogłam uwierzyć. Nawet on przeciwko mnie... A myślałam, że mimo wszystko trzyma moją stronę. Ze złości wybiegłam i skierowałam do swojej kajuty. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Każdy, dosłownie każdy naciskał bym wyszła za mąż, a ja nie miałam zamiaru! A już na pewno nie z nim! Nie z Sączysmarkiem Jorgensonem! Astrid Jorgenson... to już źle brzmi...

Usłyszałam kroki. Był to szatynek - Oscar. Chyba jako jedyny rozumiał mnie bez słów. Przytulił mnie. Odwzajemniłam ten skromny gest. Pogłaskałam to po włosach i dalej szlochałam w dziecięcą pierś.

***

Berk. Znów tutaj. Wielka zielona wyspa. Wzięłam swoje rzeczy, wraz z toporkiem i wyszłam na plażę, stąpając delikatnie po piasku. Poszłam czym prędzej do lasu. Nie chciałam by ktoś mnie widział. I ja też nie chciałam nikogo widzieć. Zapuściłam się do Kruczego Urwiska. Usiadłam na głazie zarosniętym mchem i myślałam nad tym, co miało się wydarzyć. Czy Smark się kiedyś oczepi? Czy da mi święty spokój? Nie wiem. Nie mam bladego pojęcia... Ale raczej, znając go, to nie...

Do uszu dobiegł cichy szelest. Złapałam bezwarunkowo za topór, ale zanim odwróciłam się, pociemniało mi w oczach. Usłyszałam tylko głos:

- Tak będzie lepiej... Zdecydowanie...

Nie słyszałam nic więcej, bo zemdlałam.

~~~

I jak myślicie? Kim jest ten tajemniczy? Hmmm?

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz