33 rozdział

1.5K 83 68
                                    

Narrator

Na środku kamienistej plaży leżało dwoje mężczyzn. Niebieskooki brunet i zielonooki blondyn. Koło nich czuwały zmartwione smoki. Gronkiel i Koszmar Ponocnik. Łbami uderzały swoich panów, by ich obudzić, ale bez skutecznie.

Młodszy z nich lekko się poruszył. Na jego twarzy znajdowała się wielka szrama i inne blizny. Dotknął twarzy  powodując wypływ krwi.

- Szlag... I jak ja wyglądam? - Przejrzał się w kałuży, próbując zatamować krawienie. Bez skutecznie. Ciemna krew wypływała na powierzchnię, kapiąc na kamienne podłoże.

Chłopak pogłaskał niebieskiego Koszmara, szepcząc do niego parę słów. Przyłożył głowę do łba bestii i trwali tak parę dobrych minut. Smok mruczał przyjaźnie, a jego Pan glaskał ciepłe łuski.

Chłopak podszedł do dalej nieprzytomnego mężczyzny. Gronkiel też się niepokoił.

- Viggo... Viggo... - On jednak nie reagował na zaczepki kolegi. Równomiernie oddychał. Każdy oddech sprawiał mu ból. Jakby w krani miał tysiące noży. Blondyn wziął go pod ramię i położył na pomarańczowym smoku. Była noc i księżyc był jedynym źródłem światła.

Chłopak znalazł jaskinię. Nie grzeszyła rozmiarami, ale jak na dwóch mężczyzn i smoki w sam raz. Położył kolegę na łóżku czyli posłania z mchu i umył twarz wodą. Orzeźwiony na ciele jak i na duszy zjadł posiłek, który był rybą i położył się na łóżku, zżerał go sen, ale nie mógł zasnąć.

Jack

Leżałem na marnym posłaniu z trawy. Było niewygodne i bolały mnie plecy. Nie mogłem przestać myśleć, o tym co się stało. Pamiętam tylko wielką trąbę powietrzną, przerażone krzyki, ból i  ciemność. Narastającą ciemność.

Nie wiem ile tu leżałem nieprzytomnie, ale chyba długo. Dobrze, że mam Demo. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Gdzie są wszyscy inni? Czy też leżą nierzytomni na jednej z wysp? Są głodni i poobijani? Nie mam bladego pojęcia...

Zanim się zorientowałem zasnąłem.

Rano

O wschodzie słońca zmęczony wygramoliłem się z łóżka. O dziwo Viggo nie spał, a zahipnotyzowanym wzrokiem gapił w sufit.

- Dobrze się czujesz, Stary? - Zapytałem przyjacielsko, uderzając go w ramię.

- Dobrze, Jack. A ty? - Odpowiedziałem.  Skierował wzrok na moją twarz i lekko skrzywił się. - Oj... nie dobrze z twoją twarzą...

- Nie za dobrze, ale już nie boli. Musimy się stąd wynosić i szukać innego schronienia. Na tej wyspie nie ma w ogóle jedzenia. Tylko kamienie.  Nic innego...

Odpowiedziała mi cisza. Brunet wstał i z przekrzywionyn ramieniem poszedł w kierunku wyjścia. Co on robi?

- Co ty robisz?

- No co? Lecimy poszukać jakiejś innej wyspy...

- Ale ty nie dasz rady z tym ramieniem... - Mruknąłem.

- Dam radę. Lecisz czy nie? - Zgodziłem się. Przybyliśmy grabę jak zawsze na zgodę i wsiedliśmy na smoki. Pogoda była o niebo lepsza. Słońce, bezchmurne niebo. Raj dla ciała i duszy.

Płaska tafla oceanu odbijała promienie słońca. Z wysokości chmur można było zobaczyć pływające smoki. Kilka Wrzeńców, Raziprądów i Gromogrzmotów. Czkawka jako wielbiciel smoków, był by w niebo wzięty. On kocha odkrywać to co nowe i czego nie da się szybko zapomnieć.

Godzina, dwie, trzy. Było południe i słońce było w najwyższym punkcie. Nagle zauważyłem przed nami wyspę.

- Viggo! Jakaś wyspa! - Krzyknąłem i wzmocniłem uścisk na różkach Koszmara Ponocnika.

Dwadzieścia minut i już leżeliśmy szczęśliwi na mokrym piasku. Umyłem włosy i twarz. Viggo zrobił co ja i ochlapał Kulę. Smok rzucił się na swojego Pana i zaczął lizać. Demo nie był zainteresowany zabawą. Ochlapałem go i po chwili byłem mokry.

- Demo! Ja troszkę Cię pochlapałem, a jestem cały mokry! - Z udawanym żalem powiedziałem do błękitnego smoka. Na smoczy sposób zaśmiał się i poczłapał do lasu.

Z Carsonem i Kulą poszliśmy za Koszmarem. Zastaliśmy go w lesie śpiącego. Położyłem się koło niego i skrzyżowałem ręce na plecach. Viggo usiadł koło mnie robiąc to samo.

- Jak myślisz, znajdziemy cała resztę? - Zapytałem cicho.

- Prędzej czy później znajdziemy ich albo oni nas. Nie martw się, Stary. Znam Czkawkę i ty też i wiemy, że zadba o dziewczyny i nie da im zrobić cokolwiek złego. Wiesz...

- No wiem. Ale jeżeli oni nie są razem...

- Są napewno. Nie martw się, Jack. - Poklepał mnie w ramię i zamknął oczy ciesząc się pogodą. Jednak i tak wiedziałem, że się martwi. Szczególnie o Tris. Nie mówiłem jednak nic i również zamknąłem oczy.

Godzinę później

Narrator

Lasem szedł mały chłopak w wieku... może czternastu lat. W dłoniach trzymał źdźbło trawy i przewracał pomiędzy palcami. Nucił coś pod nosem patrząc na swoje buty.

Doszedł na polanę i zauważył pomarańczowego smoka. Prawie by zszedł z tego świata, ale na całe szczęście otrząsnął się. Schował się za pień drzewa i obserwował gada.

Na jego nieszczęście nadepnął na patyk. Gronkiel usłyszał go i skierował w jego kierunku. Chłopak cofał się powoli. Przewrócił się o wystający korzeń drzewa i obserwował paszczę smoka usianą ostrymi zębami. Pomarańczowa poświata wydobywająca się z jego gardła, była coraz jaśniejsza. Chłopak skulił się. Wyczekiwał strzału, ale nie nastąpił. Otworzył brązowe oczy i zauważył umięśnionego bruneta o niebieskich tęczówkach. Krzyknął do smoka coś niezrozumiałego. Gronkiel podbiegł do niego i wsunął łeb pod jego dużą dłoń. Brązowooki zdziwił się. Jakim cudem on dotyka tą bestię?

Wstał. Miał uciekać i wczynać alarm w wiosce, ale poczuł na sobie wzrok nieznajomego. Złapał chłopaka za kołnierz.

- Jesteś mieszkańcem tej wyspy? - Zapytał Viggo. Młodszy pokiwał głową. Lekko się miotał, ale nie miał szans z brunetem.

- Co ode mnie chcesz? - Zapytał chłopak o rdzawych włosach. Tamten jednak nie odpowiadał, tylko poszedł z nim na polanę, gdzie leżał niebieski Koszmar Ponocnik i blondyn.

Smoki otoczyły ich, tak, by chłopak nie mógł uciec.

- O nie... Za blisko smoków... - Mruczał.

- Kim jesteś? - Zapytał ten sam, który go trzymał.

- Nazywam się Ryan. Ryan Jones. - Powiedział. Był coraz bladszy patrząc na gady.

- Nie musisz się ich bać. - Powiedział blondyn, dłubiąc sztyletem w drewnie. W połowę przeciągnięcia po szorstkim materiale wstał i poszedł.

- Nie muszę?...

- Nie musisz. Mieszasz tu, tak? - Zapytał. Czternastolatek pokiwał głową - Jeżeli nikomu nie powiesz o naszej obecności, to nic Ci nie zrobiły. - Zgodził się.

- Co tu robicie?

- Musieliśmy wylądować. Zostaniemy tu na jakiś czas. Była burza i... pewnie wiesz co się stało. A tak w ogóle nie było tu pięciu dziewcząt i chłopaka bez nogi?

On tylko przecząco pokiwał głową.

- Czyli chcecie coś do jedzenia, tak? - Oboje pokiwali głowami. - Za kilkadziesiąt minut przyjdę z czymś. Na razie nic nikomu nie powiem. - Mężczyźni pozwolili mu iść. Chłopak szedł, a gdy doszedł do leśnych dróżek wydeptanych przez pokolenia wikingów, pobiegł do wioski.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jest kolejny rozdział. Mam fajny pomysł na kolejne rozdziały i musiałam w to wkręcić Jacka i Viggo. Obiecuję, że będzie fajnie i będzie akcja!

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz