67 rozdział

757 49 61
                                    

Stoik

Oczy i moje ciało piekły do szaleństwa. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jestem w klatce. Obruciłem twarz i w osobnej celi zobaczyłem Angel i syna. W jeszcze jednej klatce leżał Czkawka. Dopiero teraz nienawiść do niego pękła jak bańka mydlana. Siła wyższa nie miała nade mną kontroli.

Nagle do pomieszczenia wszedł zamaskowany. Poznałem w nim Draco. Za nim w mroku dwa smoki. Ku jego rozkazowi, położyły się i czuwały, czekając na atak. Czarnowłosy skierował się do nas.

- Jak widać obudziłeś się... ojczulku.- Sarkastycznie powiedział, głaszcząc Nocną Furię. Widziałem w swoim życiu tylko trzy Nocne Furie, a tu jeszcze jedna? Świat nie przestaje mnie zadziwiać.

- Dobrze wiesz, że nie jesteś moim synem.- Mruknąłem, patrząc mu w oczy.

- Oj, wiem. Ale nie mogę tak zwracać się do ,,rodzica"?- Nastała przez chwilę cisza.- A tak zmieniając temat, to jak sądzisz, dlaczego tu jesteś? I dlaczego... oni tu są?- Gestem ręki wskazał na dwie najważniejsze osoby w moim życiu.

- Domyślam się...

- Aż taki bystry jesteś? Kłaniam czoła... Za długo musiałem czekać, by się zemścić. Za długo...- Wyjął miecz i klingą wskazał na moją żonę i dziecko.- Ty skrzywdziłeś mnie, to teraz patrz jak oni cierpią...

- Nie... Nie! Zrób ZE MNĄ co chcesz! Ich wypuść!

- Och... Ale wtedy nie było by dla mnie żadnej zabawy... A Ty nie cierpiał byś wystarczająco...- Z uśmieszkiem na ustach podszedł bliżej klatki. Gwizdzięciem zawołał smoki i...

- Na pierwszy ogień ten mój... Niby brat? Mogę się do Ciebie tak zwracać?- Chłopak wyrywał się, ale bez skutku.- Chciałeś kiedyś wytresować smoka, tak? Prosiłeś o pomoc... jego?- Wskazał na nieprzytomnego Czkawkę - Och... Teraz, zmierz się z moimi smokami. Ból, Death, do roboty.- Nocna Furia i inny równie czarny smok zaczęły osaczać i wokół niego chodzić. Syczały i warczały. Gdybym mógł tam wybiec i go obronić! Ale nie tylko ja cierpiałem nad tą bezsilnością...

- Dobre smoczki... Ty, to Nocna Furia, tak?- Wyciągnął rękę, ale pomiot burzy prawie mu ją odgryzł.- Proszę...

Draco stając obok mnie za kratami gwizdnął. Furia z oczekiwaniem patrzyła na swojego Pana.

- ... Zabij.- Szepnął bezgłośnie, ale smoki wiedziały co robić.

- Draco, błagam Cię! Draco!- Bezsilne szarpałem zza kraty, ale metal i stal nie puszczały. Chciałem zamknąć oczy, ale obowiązek bycia ojcem, zabraniał. Z zimną krwią patrzyłem jak mój syn zostaje rozszarpany przez rządne krwi smoki. Jedyne co usłyszałem to ostanie słowa syna.

- Tato, mamo, kocham Was.- I koniec. Pustka. Cisza. Pojedyncza łza spłynęła po moich policzku. Nie próbowałem wycierać cieczy. Zauważyłem jak mój pierworodny syn patrzy na całą tą sytuację.

- I co teraz czujesz, Ojcze? Boli? Masz ochotę umrzeć?- Nie odpowiedziałem, tylko szeptałem cicho imię dwunastolatka. Co ja zrobiłem?!

- Skoro jesteś taki załamany, to na drugi ogień pójdzie twoja żona...- Z przerażeniem obserwowałem jego bladą twarz.

- Nienawidzę Cię...- Zacisnąłem pięści.

- Och... już mi tak nie słodź.- Wykręcił usta w uśmiechu, ale wyszło mu coś na wzór grymasu.- Ale to TY ją zabijesz...

- NIE! NIE!- Krzyknąłem.

- Nie? No dobrze... Smoki nie będą mieć nic przeciwko.- Wskazał dłonią na gady, które podeszły kocimi ruchami. Zgrabnie, szybko i bezszelestnie.

Jeden z poddanych brutalnie wyciągnął moją żonę i rzucił na sam środek sali.

- Angela!- Dosłownie wyrywałem kraty z zawiasów, ale były ognioodporne, czyli tym bardziej odporne na moje ręce. Smoki dosłownie chodziły wokoło ukochanej jak drapieżniki nad swoją ofiarą. Rządne śmierci, żywiąc się strachem ofiary.

- Stoik! Pamiętaj, szanuj i kochaj wszyskich ludzi...- Nie zrozumiałem ukrytego przekazu, ale już nie mogłem o to niej zapytać. Tak samo jak nasz syn, leżała martwa. Dwie czerwone ciecze wymieszały się.

Dosłownie w ciągu kilku minut, zginęły dwie osoby, z którymi przeżyłem prawie całe życie. No właśnie... prawie.... Już chyba zrozumiałem, o co chodziło mojej żonie. Jeszcze kiedy ,,żyła" Valka, nasz syn był traktowany normalnie. Jak ,,zmarła",Czkawka przypominał ją pod wszystkimi względami. Dlaczego zacząłem go źle traktować. Na Thora, jak ja tego żałuję...

Jednak nie mogłem cofnąć czasu. Co było, to było... Już ich straciłem... Został mi tylko syn-Czkawka i żona... Ale nie sądzę, żeby chciała mnie już kiedykolwiek widzieć. W sumie, to się nie dziwię...

- I jak czujesz się?...- Nie odezwałem się ani słowem. Za bardzo to bolało.

- Ciebie jeszcze nie zabiję... Musisz pocierpieć... I odszedł do mojego syna pierworodnego. Nie słyszałem co do niego mówi. Słuch i samo próbowanie czego kolwiek powiedzieć za bardzo bolało. To było okropne... Już więcej z nimi nie porozmawiam, nie przytulę, nie powiem: Jesteście moimi skarbami...

Miałem skarb, ale został mi brutalnie odebrany.

Czkawka

Głowa bolała niemiłosiernie. Przed chwilą zobaczyłem śmierć dwóch osób. Mimo, że nie lubiłem Chuliganów, to było mi żal, że zginęli z JEGO winy.

- No więc, jak będzie z tym tresowaniem?- Zapytał wódz Czarnych.- Chcesz skończyć jak ONI?- Wskazał na kupkę skóry i mięsa, które zlizywały smoki.

- Wolę umrzeć, niż wytresować ci smoka.- I splunąłem mu pod nogi. Zlekceważył to jednak.

- Masz szczęście. Ciebie nie zabiję... Będzie z Ciebie dobry zakładnik. Nad torturami pomyślę...- I odszedł.

I nastała cisza. Dwa smoki nadal zlizywały krew. Nie mógłbym pomyśleć, że na przykład, Szczerbatek mógłby tak zrobić. Muszę się stąd wydostać...

Ale jak na razie muszę wsłuchiwać się w płacz ,,ojca". W prawdzie nienawidzę go, ale żal wziął górę...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział głównie dedykowany @Pogibany 😁😍😁 Większość rzeczy specjalnie dla Ciebie napisałam.

Jak się podoba?

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz