17 rozdział

2.4K 115 46
                                    

Czkawka

Wyszedłem szybko, by nikt nie zobaczył. Razem z Rachel nie wymieniliśmy nawet słowa. Nasze kroki z echem rozchodziły się po długim korytarzu. Byłem trochę zdziwiony, że nikt nie zareagował.

Korytarz doprowadził nas na arenę. Sufit był obwieszony łańcuchami. Zupełnie jak na Berk. Jednoczesne wyście jak i wejście, było tym za nami. W klatkach znajdowały się dzikie smoki. Z pomocą plazmy Nocnej Furii otworzyliśmy wszystkie. Przed nas wyskoczył Śmiertnik Zębacz. Uspokoiłem go i pogłaskałem ogon. Tak właściwie zrobiłem to samo co dziewięć lat temu. Drobnostka. Powell mi pomagała.

Po dwudziestu minutach mieliśmy wychodzić, lecz mosiężne kraty za nami opadły z hukiem.

- Teraz nam nie uciekniecie... - odezwał się zdeterminowany Dagur. Towarzyszył mu Albrecht. Wyciągnąłem piekło i zaczęliśmy walczyć z zimną krwią. Perfidny w pierwszych minutach walki dostał z plazmy mordki i zmarł na miejscu. Oliwkowooki walczył zawzięcie. Miałem podchaczyć go nogą, lecz przewidział moje ruchy i złapał mnie za protezę, przyskrzynił mnie do ziemi i rozkazem uwolnił swoich ludzi. Jeden z nich obezwładnił Rachel i przyłożył sztylet do szyi.

- Nie! - krzyknąłem. Nie mogę pozwolić, by coś jej się stało.

- Och, Rachel, Och, Rachel!... Hahaha... Co ty do niej czujesz?... Pewnie nic! Jedyne co cię do niej cię ciągnie to to, że to córka wodza! - Dagur patrzył mi głęboko w oczy. Jak ją nienawidziłem jak ktoś patrzy mi głęboko w oczy. A ludzie tak często to robili... Zerknąłem na dziewczynę. Łupieżcy zdecydowanie za blisko trzymał sztylet. Zdecydowanie za blisko...

- Czego od nas chcesz? Zrobię wszystko, tylko masz ją wypuścić!...

- Jeszcze się pytasz czego chcę... Ciebie I Nocnej Furii oczywiście...

- Jego nie dostaniesz. Puść ich wolno. Ja... zostanę... - to było jedyne i słuszne wyście.

- Czkawka, nie!... krzyknęła. Uciszył ja mężczyzna. Na jej szyi było widać strużku krwi. O nie...

- Masz ją zostawić!

Berserk kazał wypuścić ją, co sługa uczynił. Miałem się poddawać, kiedy poczułem na sobie podmuch wiatru. Silnego wiatru. Podniosłem wzrok ku górze i zobaczyłem nasze wyjście z tej opresji...

Wielki podwieszany sufit trzymał w łapach Burzochlast z Tris na grzbiecie. Przez otwór wleciała Biała Furia oraz Koszmar Ponocnik z Jackiem. Rachel wbiegła i wskoczyła na smoczycę. Podziękowała jej i przytuliła. Uderzyłem oniemiałego wodza w brzuch i wskoczyłem na Szczerbatka. Potarmosiłem go za uchem i wzlecieliśmy do góry. Przede mną leżała nadal nieprzytomna Hofferson.

Z areny wyleciały wszystkie zniewolone dotychczas smoki. Znikąd pojawiła się Lily z Seleną, czyli z Wandersmokiem. Dagur był wręcz niebowzięty. No wkońcu Wandermsok to znak rozpoznawczy Łupieżców. Narobiliśmy syf i zamieszanie, po czym czym prędzej wylecieliśmy na reszcie!

- Dzięki Bogowie, że nic Ci nie zrobili! Ta cała maskarada była przeze mnie! Ugh!.. - przeklinałem sam siebie.

- Czasu nie cofniesz, Czkawka. Ale wylecieliśmy w ostatniej chwili.

Podleciał do nas Viggo ma swoim smoku - Kuli.

- A kto to? - zapytał, wskazując głową na Astrid.

- Dziewczyna z Berk. Była u Łupieżców jako zakładniczka. Nie mogliśmy jej tak zostawić na pastwę losu... Nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogu pobytu o Łupieżców...

- Przepraszam cię bardzo. To ty nie mogłeś jej tak zostawić. Ja bym zostawiła ją na łaskę Dagura. Nie brałabym jej po tym, co ci zrobiła. - wtrąciła się Rachel, podlatując z drugiej strony.

- Ale nie słyszałaś ich? Ona tresowała smoka!? Może Wandale przestali zabijać smoki i mają z nimi pokój... - i zagłębiłem się we własnych myślach. Cała reszta rozmawiała na temat wyprawy i innych mało ważnych spraw. Jednak mnie najbardziej interesowało co Astrid robiła sama na środku morza i dlaczego do Thora wszechmogącego tresowała smoka na łodzi? Co na to wszystko wódz Berk? A może on nic nie wie... Może Astrid... UCIEKŁA?... nie wiem... jest to możliwe...

Przywitano nas ciepło na wyspie. Każdy i to dosłownie każdy cieszył się z naszego powrotu. Szczególnie dzieci na widok Szczerbatka. Zazwyczaj gdy maluchy pojawiały się na widoku, on uciekał gdzie pieprz rośnie. Przy tych dzieciach i mordce nie dało się być poważnym.

Wezwałem do siebie Anne i poprosiłem ja by zajęła się Wandalką. Sam poszedłem do domu, przeglądając po drodze papiery. Krok w krok szła za mną niebiesko zielonooka. Trochę mnie to denerwowało. No ale nie miałem się do czego doczepić. Przecież szła do swojego domu, zresztą jak cała reszta.

Wyłożyłem wszystko na stół i analizowałem słowo po słowie. Każde słowo i wyraz. List od Dagura był napisany na dwie strony. Pozostałe to rozpiski na kupno smoków, a dokładnie dziesięciu Śmiertników Zębaczy, piętnastu Koszmarów Ponocników, Burzochlasta, pięciu Gronklów, Krwiopija, Wrzeńca i... dwóch Nocnych Furii?... Skąd oni mieli do Thora Nocne Furie?... Przecież Furie to rzadkość... Schowałem kartki do kombinezonu, wstałem i zrobiłem kilka kanapek z serem i pomidorem. Zjadłem je w towarzystwie Rachel. Gapiła się we mnie ciągle, i w końcu nie wytrzymałem.

- Dlaczego tak sie na mnie patrzysz? Aż taki przystojny jestem?... - zażartowałem. Nienawidziłem jej ranić, więc nie miałem zamiaru powiedzieć to z sarkazmem, znakiem na codzień mówiłem.

- A żebyś wiedział. Wiesz, że do tej pory pamiętam dzień, w którym cię poznałam? Od tamtego dnia jestem bardziej uśmiechnięta. Nie każda dziewczyna ma zaszczyt patrzeć codziennie na tak przystojnego mężczyznę...

- Na serio? Tak sądzisz?...

Ona pokiwała tylko głową. Tak w głębi siebie czułem praktycznie to samo. Faceci też nie na codzień mają zaszczyt patrzeć na tak atrakcyjną kobietę. Ona była moim światłem w tunelu. Potrafiła mnie pocieszyć, kiedy nikt inny nie dawał rady. Znała mnie lepiej, niż ja sam siebie. No nie licząc Szczerba oczywiście...

Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Byliśmy sami, więc mogłem sobie na to pozwolić. Dobrze, że jej brat tego nie widzi.

Ona odwzajemniła uścisk.

- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Wybacz mi, że cię w to wmieszałem... Nie powinienem tak cię narażać...

- Ciii... Nie przepraszaj... To nie jest twoja wina, że Łupieżcy i Berserkowie wszystko przewidzieli. Dobrze, że wyszliśmy z tego cało...

- Ty nie wyszłaś cało. Leci ci krew... -przyłożyłem kciuka do rany.

- Oj tam. Bywało o wiele gorzej. Choćby razem polatać, bo słyszę ojca. Jeszcze sobie pomyśli, że migdalimy się i o wnukach zacznie gadać...

Nasłuchiwałem i faktycznie usłyszałem Alana. Razem z dziewczyną za rękę wybiegliśmy z domu. Nasze Furie na zawołanie za nami. Wsiedliśmy jak najszybciej, a ja poczułem znajome poczucie wolności i niezależności...

~~~

No wkońcu! Jak się podoba ostatnia część rozdziału gdzie Czkawka i Rachel przytulają się i lecą na wspólny lot? Mam nadzieję, że jest spoko, bo pisałam ten rozdział dłuuugo... No ale nie będę użalać się, bo i tak piszę rozdziały z ogromną przyjemnością. Next niebawem!

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz