73 rozdział

797 42 47
                                    

Czkawka

Odesłałem ledwie przypomną Rachel do Anne i poszedłem do Bliźniaków, by ich porządnie opieprzyć. Nie dość że nie wsiedli na statek z Berk, to jeszcze uciekali! Nie puszczę płazem...

Thorstonowie o dziwo stali na arenie. Zacząłem iść do nich, lecz znikąd Wandal podłożył mi nogę. Na całe szczęście nie uderzyłem szczęką w grunt i nie będę miał krzywego zgryzu. Jednak na nieszczęście blizna sprzed wielu lat dała o sobie znać. Szrama na ramieniu, którą nabyłem trzy lata temu, kiedy grot strzały wbił mi się w mięśnie. Szlag! Krew zaczęła się sączyć i brudzić kombinezon. Zawołałem Szczerba i zrobiłem na szybko maść, by zatamować krwawienie.

(I tu będzie trochę creepy XDD~Dop. Autorki)

Z wszystkiego, zacząłem sypać w Mieczyka wiązanką przekleństw.

- *No i co ty pierdolony w mordę w bambusie, co ty?! W chuja ze mną lecisz czy się z własnymi kutasem na łby zamieniłeś?!...

- Eeeee... - Zawahał się. - To przez przypadek...

- No napewno! (Sarkazm XD~Dop. Autorki) Trzymajcie się ramy to się nie posracie! Uwierz, możemy razem z Szczerbatkiem tak was najstraszyć, że kurwa z rok nie zrobicie żadnego żartu! - Wykrzyczałem, uwalniając wszystkie negatywne emocje. Poczułem się o niebo lepiej.

- To teraz kurwa zapierdalajcie do całej reszty, bo będąc sam na sam ze mną, możecie narazić się na śmierć! - Nie zastanawiając się, pobiegli. I dobrze. Mam ich dość. Zetarłem skrzepniętą krew i poszedłem do całej reszty. Szrama bolała niemiłosiernie. Czułem, że tym razem się nie zagoi...

Wandale stali na baczność... Wow... A stali dlatego, że Viggo użył swoich stalowych zasad.

- Dzięki, Viggo - Mruknąłem klepiąc to po ramieniu. - Mówisz, że z Jackiem odwieziecie ich na Berk? - Pokiwali głowami. - Dzięki.

- Nie ma za co, Stary - I poszedł, wsiadając na swojego Gronkla. To samo Jack. Bliźniaki grzecznie, jak na nich, wsiedli na smoki i polecieli. Pewnie nieźle przestraszyli się.

Nie myśląc więcej, pogłaskałem przyjaciela i poszedłem do Anne odwiedzić Rachel. Niestety znachorka nie wpuściła mnie do narzeczonej. Nic nie mówiąc, poszedłem na budowę. Szczerbek odznaczał się pomocą i nosił belki. O dziwo bardzo szybko nam poszło i byliśmy w połowie domu. Otarłem czoło zlane potem i od razu udałem do znachorki.

Na całe szczęście, zielarka wpuściła mnie do siebie. Powell nie wyglądała za dobrze. Nogi miała podciągniętę pod brodę i bujała się na boki. Była bardzo blada.

- No i co z nią, Anne? - Zapytałem.

- Niech sama Ci powie. - Mruknęła i wyszła na zaplecze. Podszedłem do niej, siadając obok.

- A więc?... - Objąłem ją ramieniem i przysunąłem do siebie. - Okres daje o sobie znać, czy coś poważnego?

- Czkawka... Jestem w ciąży.

- To dobrze, że nic Ci nie jest... Czekaj, co? - Słowa dotarły do mnie dopiero po chwili. Rachel w ciąży?

- To cudownie! - Przytuliłem ją mocno, całując w czoło.

- Nie jesteś zły?

- A dlaczego miałbym być zły? - Szepnąłem wesoło. - Nosisz w sobie naszego potomka, nasze dziecko, szczęście...

Ona tylko odwzajemniła uścisk i zaczęła płakać... ze szczęścia.

- Drugi tydzień.

Wiedziałem o co chodzi. Nasza malutka dzidzia ma dwa tygodnie.

- Przełożymy ten ślub na za tydzień? Zaprosimy Artema, Jessice, Toma, Julie, Ryana... Jones ma już siedemnaście lat, tak w sumie...

Uśmiechnęła się tylko i zamknęła oczy. Mój dzień stał się o wiele lepszy. Zaniosłem Powell do łóżka, mimo tego, że stawiała opór. Niemalże wyskoczyłem z radości. Inni patrzyli na mnie jak idiotę.

- Co ci jest Czkawka... - Zapytał Jack z miną: Co to za jełopa, człek, ja Cię nie znam.

- Będę miał syna lub córkę! - Prawie wykrzyczałem. Z osłupieniem gapił się na mnie, lecz po chwili podał mi rękę i udawał poważnego człowieka.

- No to Ci gratuluję, Czkawko Haddocku Trzeci. - Zamknął oczy i ścisnął mi dłoń jak urzędnik. Wybuchłem ze szczęścia i śmiechu. - A tak na poważnie, to mówisz na serio? - Pokiwałem tylko głową. - Ha! Wiedziałem, że skończycie razem w łóżku i będę wujkiem gromadki dzieci! - I podskakując odszedł. Założę się, że za chwilę wszyscy jeźdźcy będą wiedzieli, o tej nowinie. Ale nie mam się czym przejmować. To jest radosna nowina i chciałbym wykrzyczeć to wszystkim na świecie, a najbardziej Wandalom, szczególnie Astrid, by poczuła zazdrość.

Nie myliłem się. Godzinę później do naszej sypialni wkroczyła cała szóstka.

- No... szacun Czkawka! - Poczułem na ramieniu dłoń Jamesa. - My razem z Ewą o dziecku nie myśleliśmy, a Ty już ciężarną żonę masz! - Za ten kometrzasz, miodowooki dostał od blondynki łokieto. - No co?!

- A nico. Pomyślałeś, że oni chcą być sami?

- Czkawka będzie za mną tęsknił, co nie? - Zapytał żartobliwe. - Prawda Misiaczku?

- No napewno, Misiu Pysiu. - Odparłem przesłodzonie i palnąłem go w potylice.

- No co!

- Gówno, jak nie wiesz co. - I wybuchnąłem śmiechem. Po chwili wszyscy wyszli, zostawiając nas samych.

- Jak myślisz, chłopiec czy dziewczynka?

- Jaka by nie była płeć dziecka, będę je bardzo kochał. - Mruknąłem. - Ty tutaj leż, a ja napiszę list do ludzi z Herring...

- Czkawka, ja mogę jeszcze normalnie funkcjonować! - Krzyknęła.

- Ja wiem... Ale i tak leż. - Powiedziałem rozkazujaco i zacząłem pisać list do przyjaciół oddalonych o tydzień drogi. Co chwilę musiałem wycierać węgiel (Chciałam napisać atrament XDD~Dop. Autorki) i wyrzucać kartki do kosza. Po trzech godzinach coś nabazgrałem. Rachel już spała. Włożyłem starannie list do koperty i poszedłem do smoczej poczty, by Straszliwiec poleciał z pergaminem przyczepionym u nóżki.

- Leć...

I już go nie było.

~~~

*Te jakże cudowne słowa wzięte z filmu: "Nic śmiesznego"

Witam, cześć i czołem! Jest i kolejny rozdział! Kto się cieszy?🤔 Jakiej płci ma być dzidzia? I jak ma mieć na imię?

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz