79 rozdział

791 37 26
                                    

Czkawka

Wracaliśmy i chłodne powietrze muskało nasze twarze. Szczerbo znał drogę i nie musiałem wskazywać kierunku. Rachel była bardzo zestresowana i nie mogłem jej uspokoić. Nawet słowa, które zazwyczaj pomagały tym razem leciały wolno na wiatr. Jednak nie poddawałem się.

- Ci... Nie martw się... - Oddychała głęboko łapiąc haustami powietrze. - Nic Ci już nie grozi...

Mruczałem, a reszta przypatrywała mi się smutna. Odwróciłem głowę na sekundę by zlustrować ocean, przed sobą na linii horyzontu mignęły mi statki. Ale nie byle jakie. Flota Berserków, razem z Łupieżcami. Nie dziwię się. Albrecht zmarł, więc Dagur przejął dowodzenie. Dość niebezpieczne. Ciekawe po co oni tutaj. Jeszcze kilka lat temu walczyli, a teraz bez broni tak normalnie kierują się do nas? Po co? No nie wiem... Warto sprawdzić.

Już miałem lecieć w ich kierunku, kiedy usłyszałem jęki bólu... To była Rachel... On nie...

- Czkawka... Ale to za wcześnie...

- Tak. - po czym dodałem do Szczerbatka: - Leć, Mordko! Do Anne! - I już nas nie było. Po piętnastu minutach byliśmy na gruncie jakim była ziemia. Wziąłem dziewczynę na ręce i pobiegłem do znachorki. A tamta jak na psi urok kazała mi wyjść. Więc zacząłem czekać... Nie minęło dużo czasu. Gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła sędziwa kobieta, nie patrząc na nic wparowałem do żony. Leżała na łóżku, a po jej bladym policzku spłynęła łza. Wzięła trzesącymi dłońmi kołdrę i zamknęła oczy, w których kryły się strach, ból i cierpienie. Wolnym krokiem podszedłem i usiadłem na brzegu łóżka.

- Z dzieckiem w porządku? - drżącym głosem zapytałem kobiety. Nie od razu otrzymałem odpowiedź. Nie naciskałem.

Wzięła haust powietrza, jakby się dusiła, ale zaczynawszy mówić okazywała tylko płacz. Pogłaskawszy ją po policzku, wypowiedziałem cztery ciężkie dla przyszłych rodziców słowa:

- Czy nasze dziecko żyje?

Otworzyła oczy i bardzo powoli pokiwała przecząco głową. Mimowolnie uroniłem łzę i ukryłem twarz w dłoniach. Poczułem na sobie mokrą ciecz.

- Szczerbatek, nie teraz... - śliny zaczęło ubywać, a ciszę wypełnił mruk Nocnej Furii. Pogłaskałem go i zacząłem pocieszać Rachel.

To nie może być prawda. No po prostu nie może... Miałem ochotę wyjść, wykrzyczeć się, ale opuszcząc ten pokój okazałbym słabość. A teraz nie mogę okazać słabości.

- Ja... Ja... Nie mogę w to uwierzyć... - mówiła cicho kobieta dotykając podbrzusza. - Zawsze chciałam mieć dzieci, a teraz on zmarł na moich oczach...

- On? To była chłopiec? - Zapytałem w nicość. Pokiwała głową ledwo co i odwróciła głowę, jakby nie chciała okazać uczuć. Lekko złapałem ją za podbródek i spojrzałem w oczy. Jej oddech uspokoił się.

- Czkawka...

- Kochanie, co kolwiek by się nie działo, nie możemy się poddać. Rozumiesz? - kiwnęła. - Nasz syn mógłby w stawiać pierwsze kroczki, powiedzieć pierwsze słowa, wytresować smoka, zostać głową rodziny, ale bogowie chcieli inaczej. Raz jest pod górkę, a raz z górki. Znając życie za jakiś czas wszystko będzie dobrze. - trzy ostatnie słowa wypowiedziałem z szczególnym uwzględnieniem. Puściłem jej podbródek i pocałowałem aksamitne włosy.

Nawet nie zauważyłem jak weszła staruszka. W dłoniach mieszała jakiś trunek. Zapewne zioła na uspokojenie. Już wiem co będzie chciała zrobić.

- Anne, co kolwiek byś nie powiedziała i tak nie wyjdę. Będę przy niej czuwał. Obiecuję.

Moje słowa może i nie przekonały jej w stu procentach, ale wyszła kładąc na stole kubek z miksturą. Odłożyłem na bok cały ekwipunek, który składam się z piekła i tarczy gronklowej i położywszy się obok dziewczyny ponownie zacząłem ją głaskać.

- Czuje się jak jakiś kot... - lekko się uśmiechnęła. - Chciałbym znaleźć się gdzieś daleko by odpocząć...

- To wyobraź sobie, że... że lecisz na Błysk wraz ze mną i Szczerbo na Słodką Tajemnicę...

Zamknęła oczy i ponownie na ustach zagościł uśmiech. Po chwili zaczęła się śmiać.

- Co Cię rozbawiło? - zapytałem całkiem poważnie.

- Wyobraziłam sobie Ciebie jak wywalasz się centralnie w kałużę błota. - odparła.

- Focham się - żywnie kłamiąc założyłem ręce na piersi.

- O nie! A co spowoduje, że się od fochasz?

- Buzi. - zamknąwszy oczy wskazałem na usta. Chwilę później poczułem na swoich wargach wargi Rachel. Chciałem pogłębić pocałunek, ale ta myśl szybko ulotniła się. Nie w tej chwili. Nie teraz. Ona chyba pomyślała o tym samym. Oderwawszy się położyliśmy się, a Haddock od razu zasnęła.

- Dobranoc...

- Śpij dobrze... - a po chwili dodałem: - Wszystko będzie dobrze...

~~~

Och... Dzień Dobry po długiej przerwie! Wybaczcie, ale miałam OKROPNEGO bloka... Wybaczcie! Teraz będą nexty częściej (kojeny już jest pisany) 😊😊😊

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz