61 rozdział

1K 62 36
                                    

Czkawka

Zleciałem do Urwiska. Obie kobiety patrzyły na mnie z zapytaniem. Przekazałem im krótką wiadomość.

- Lecimy na Ciernie.

Już miałem wsiadać, ale zatrzymała mnie dłoń.

- Dlaczego?- Zapytała Powell.

- Wyjaśnię Ci po drodze. Ale w skrócie. Nie jesteśmy już mile widziani na Berk.- Miała coś mówić, ale nie odezwała się ani słowem. Zauważywszy krew na moich dłoniach nadal myślała, co mogło spowodować nagły wylot.

Nagle zza drzewami zauważyłem jakąś osobę. Na ciemnym tle wybijały się niebieskie oczy. Albo Astrid, albo Oscar. Po kolorze włosów uznałem, że to chłopak. Thorze, ja się do tego chłopaka nie przyznaję...

- Co chcesz?- Zapytał Jack.

- Żebyście sobie stąd polecieli.

- A co właściwe robimy?- Zapytałem, na co wybuchneliśmy sztucznym śmiechem.- Młody, ja nie mam zamiaru stać tu dłużej niż potrzeba...

- Jesteśmy braćmi.

- Tego zdołałem się domyślić...

- Ja Cię przepraszam za to co powiedziałem.- Wyszedł i zaczął podchodzić, co skutkowało warczeniem Mordki i innych Nocnych Furii.- Wytresujesz mi smoka, bracie?

Zamocno słoneczko przegrzało? Po tym co mi powiedział?...

- No chyba Cię coś, młody! Ja Cię nie znam...- Poklepałem Mordkę po głowie i już lecieliśmy ponad chmurami.

Rano

Astrid

Wypoczęta po długim śnie wyszłam wykonać rutynowe czynności. Mycie zębów, ubranie się itp. Jak poparzona wybiegłam, by polatać z Wichurką. Jak zwykle czekała cierpliwie na dworze.

Poranny wiatr muskał moje włosy wyłapując pojedyncze kosmyki. Nagle widzę coś leżącego pod kuźnią... Jest jeszcze bardzo wcześnie i jeszcze nikt tego nie widział. Zleciałam i zobaczyłam całe zakrwawione ciało Svena. O mój Boże...

- Na Thora... Pomocy!

Jako pierwszy dobiegł Pyskacz. Zareagował tak samo jak ja, lecz zachował zimną krew.

- Gothi... Biegnij po Gothi!- Ze łzami w oczach pobiegłam do znachorki zwracając uwagę całej wioski. Znachorka po przybiegnięciu zaczęła dawać mu zioła i lekarstwa. Aktualnie leżał w łóżku walcząc o życie.

Później

- Ale kto mógł to zrobić?...- Zdawałam sobie pytanie, siedząc przy kuchennym stole.

- Słyszałam, że Ci Jeźdźcy już dawno odlecieli. Może to oni?- Zapytała moja mama siadając obok mnie. Że co?

- Oni odlecieli?

- No... Tak. Wczoraj powiedział to Oscar kilku osobom. Ale jak wiesz, na Berk dość szybko rozchodzą się plotki...

Nie miałam siły już wstać. Sven na granicy ze śmiercią, Czkawka odleciał... Ech... Gdyby wszystko można było zacząć od początku...

Tym czasem u Czkawki

Czkawka

- A więc... wyjaśnisz dlaczego lecimy?...- Zapytała Powell.

- Bo... dość mocno pobiłem tego Svena.- Odpowiedziałem.

Lecieliśmy już parę godzin zachaczając o jedną wyspę. Byliśmy daleko Berk, ale jednak ciągle blisko.

- A jaki był tego powód?- Zapytała.

- No... przezwał Cię, ale nie wnikajmy.

Zapanowała cisza. Przecinaliśmy powietrze. Na horyzoncie zobaczyłem siedem smoków. Gronkiel, Śmiertnik Zębacz, Zbiczastrzał, Wandersmok, Burzochalst, Gnatochrup i Ostrykieł. Ani śladu po Tajfumernangu i Gromogrzmocie.

- Już walka skończona?! Wracamy się?!- Z daleka krzyknął Viggo.

- Tak!- Odkrząknąłem.- Lecimy do domu!- Jak powiedziałem tak się stało. Kierując się na północny wschód, oglądaliśmy bezchmurne niebo.

Kilka dni później

Czkawka

- ...I niech Cię poprowadzą przez pola bitewne Odyna. Niech śpiewają twoje imię z miłością i gniewem, byśmy wiedzieli, że trafiłeś na należne Ci miejsce. Bo zmarł wielki człowiek. Wojownik, wódz, przyjaciel... ojciec.- Przemówiła Jessica naciągając cięciwę strzały. Wystrzeliła zapalony grot, ocierając łzę.

Wycelowałem strzałą puszczając linkę. Grot trafił idealnie pod nogi grobu na łodzi. Ciało zmarłego leżało okryte białym całunem. W miejscu gdzie była głowa, leżał hełm.

Zmarł ciężko chory ojciec Jessi.

Całą wyspę Herring przepełniał smutek. Do dziewczyny podchodzili ludzie i składali szczere kondolencje.

Jednak na rozpalonej do granic możliwości łodzi, nie spoczywał snem wieczny tylko i wyłącznie wódz Herring. Spoczywał tam też jego syn. Następca tronu Herring. Brat Jessicy. To bolało najbardziej. W dniu dzisiejszym do Valhally odeszły dwie nie winne dusze.

- Ja... nie mogę wrócić na Wyspę Cierni.-Odparła, kiedy mieszkańcy porozchodzili się.

- Rozumiem...- Odpowiedziałem.- Zostaniemy z Tobą...

Dziewczyna spojrzała swoimi niebieskimi oczami (Już widzi, bo Valka robiąc tą miksturę uleczyła ją~Dop. Autorki) w moje oczy.

- Nie. Ale ja muszę zostać... na zawsze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I kolejny krótki rozdział.😀😘 Jak tam wam dzionek mija? Mam nadzieję, że dobrze, bo u mnie w full nauki.😅😂

PS Rozdział niesprawdzany 😀😅

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz