46 rozdział

1K 62 30
                                    

Czkawka

Patrzyłem na ludzi odlatujących. Po chwili jednak zniknęli nam wszystkim z oczu. Lubiłem tego chłopaka...

- To co? Małe zawody? - Zapytałem przyjacielsko, uderzając w ramię rodzeństwo Powell. Oboje zgodzili się wsiadając na smoki. Szczerbatek wzbił się pionowo do góry, wydając świst. Czarna masa jaką byliśmy nie dawała szans rodzeństwu. Miałem z tego satysfakcję.

Po mojej wygranej, wróciliśmy z powrotem na ziemię. Zasiadliśmy wokoło ogniska i zaczęliśmy rozmowę. Opowiadali głównie mieszkańcy wyspy. Oni również mieli wizję siebie samych na smokach, ale nie sądzili, że tamtych co odleciało znajdzie je tak szybko. Oni nawet nie zaczęli rozmyślać, jak za to się w ogóle wziąść.

- Ja to bym chciał jakiegoś ciekawego. No wiecie! Taki mroczny i waleczny... - Zaczął gestykulować ramionami James. - Taki jak ja.

- Ty waleczny? No chyba nie. - Zażartowała Ewa.

- Jak mogłaś? Ty, moje szczęście?! - Z udawanym smutkiem i żalem odwrócił się od dzieczyny. Ona nie dała rady go odwrócić i poprosiła o pomoc Zbiczastrzała. Smok złapał chłopaka w zęby i skierował w kierunku dziewczyny.

- I dlatego warto mieć smoka, James. - Mruknęła łapiąc go za nos, lekko przekręcając w lewo i prawo.

- Ja to bym chciał jakiegoś takiego nie za szybkiego, ale i nie za wolnego. Taki o kolorach nieba. Dobrze bym się maskował w chmurach, czego nie można powiedzieć o Czkawce. - Skierował wzrok na mnie i Szczerbatka. Teatralnie wywróciłem oczami i pogłaskałem przyjaciela.

- Za to my dobrze chowamy się w ciemnych przestrzeniach. Jasne smoki mają z tym trudność. - Wszyscy moi koledzy spojrzeli z pretensjami. A no tak! Przecież oni wszyscy mają smoki o jasnej skórze... - Ale to nic. Nic nie mam do jasnych kolorów... - W geście poddania uniosłem ręce do góry.

- No dobra. To kiedy lecimy dalej szukać naszych smoków? - Zapytał Artem podchodząc do Szczerbatka, by go pogłaskać. Furia cicho mruczała zamykając oczy.

- Nie wiem kiedy lecimy. Możemy zawsze lecieć. To zależy od was. - Rachel przysiadła się również głaszcząc Szczerbatka. Smok był w niebo wzięty. W błogości ruszał przednią łapą, a jego ogon podnosił się i opadał.

- Możemy lecieć teraz? - Zapytał z podekstytowaniem.

- Jeżeli smoki nie będą stawiać oporów... - Poklepałem Szczerbatka przywracając go do stanu używalności (Xd 😂~Dop. Autorki).

- A możemy lecieć na waszą wyspę? - Wszyscy zdziwiliśmy się na jego propozycję.

- Ale... na jaki czas? - Zapytała Selena swojego chłopaka.

- No... Nie wiem. Może na kilka miesięcy? Potem na rok i wkońcu na zawsze?

- A co z Jessicą? - Wtrącił się Tom. - Jest następczynią tronu Herring!

- Zapytamy o wszysko tatę - Dołączyła się niewidoma. - Ale ty Artem, na poważnie? Na zawsze? Mimo braku wzroku, odwróciła się do niebieskookiego.

- No a dlaczego nie? Nie zapomnijmy, że masz brata i on może zająć się wyspą.

- George? On jest ode mnie młodszy!...

- O rok, a to prawie nic - Mówił z wygraną w głosie. - Może znajdziemy lekarstwo?... - Dziewczyna nie dała dokończyć Artemowi. Oparła się o szarookiego i westchnęła.

- Nie ma lekarstwa, Artem. Daj już spokój... - Zaczęła dłubać sztyletem w drewnie, z którego powoli wychodziła figurka. Miała niesamowity talent... Nie widzieć powierzchni drewna i po dotyku wiedzieć co się robi? Niesamowite... Jak widać świat nie przestaje mnie zadziwiać.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz