82 rozdział

1.5K 36 37
                                    

Rachel

Po jakże radosnej nowinie zostaliśmy na naszej wyspie. Czkawka skakał wokół mnie niczym jakaś służka. Miałam tego dość. A on doskonale wiedział, że jestem niezależna i takie zachowanie wywołuje u mnie białą gorączkę. Właśnie podawał mi kubek z wodą, który stał nie cały metr ode mnie.

- Czkawka! Bez przesady! To pierwszy miesiąc! Jeszcze mogę chodzić! - lecz on nie słuchał, dawał jakieś żałosne argumenty. Egh... I tak jeszcze przez kilkadziesiąt tygodni... Masakra.

- Twoje argumenty wsadź sobie do... nosa!

- Muszę o ciebie dbać!

- No ale bez przesady!

A on swoje...

Czkawka

Adorowałem żonę i robiłem wszystko by się nie męczyła. A moje starania były odrzucane. Hy... Na chwilę poszedłem na dół by pobawić ze Szczerbem. Uderzył mnie lotką. Wiedziałem, że na to zasłużyłem, więc nie zaprotestowałem.

- Wybacz, mordko. Miałem dużo spraw na głowie... - warknął. - No już się nie denerwuj... A jak ty będziesz ojcem, to co wtedy?

Mruknął ignorująco i wywalił jęzor tym samym kończąc temat. Zacząłem się z nim bić.

- I co teraz? Wikingowie i smoki znów stanęli ku sobie i walczą na śmierć i życie. Ha! Już wiadomo, że to ja wygram tą walkę, ty smoku krwi nieczystej!

Furia złapała mnie kołnierz i odstawiwszy mnie na bok zaczęła udawać Wandali. Ryczała coś niczym mój ojciec, udawała zadumaną w sobie Astrid, idiotycznych bliźniaków i innych. Moich śmiechów nie było końca. Ciekaw co tam u ojca po spotkaniu z Czarnymi...

***

Na granatowym niebie połyskały wesoło gwiazdy. Lekki podmuch wiatru odrzucił samotne pasemko włosów z czoła. Cisza. A tą ciszę przerwał krzyk. Nie mogłem nic zrobić, a jak już to tylko się martwić.

Nerwowo kręciłem się w kółko. W końcu ku prośbie Tris usiadłem na stołku. W pomieszczeniu byli wszyscy moi przyjaciele nie licząc tych, którzy wrócili na Herring.

- Czkawka, nie martw się. Rodzenie dzieci, to rzecz naturalna. Da sobie radę SAMA. W tym jej nie pomożesz.

- Wiem, ale nie mogę być też obojętny...

Viggo trzymał za rękę rudowłosą i błądził wzrokiem od twarzy do twarzy. Jack z Mari rozmawiali pół szeptem, Ewa z James siedzieli cicho. Szczerbatek wraz z innymi smokami spał w rogu pokoju.

- Nie martw się... Poradzi sobie... - powtórzyła kobieta. Tym razem nie odezwałem się, lecz bezsilnie masowałem skronie. Byłem zmęczony, lecz nie mogłem pozwolić sobie na sen. Nie w tym momencie.

- Stary, idź spać. My czuwamy... - James złapał mnie za ramię. Posłałem mu tylko uśmiech.

- Wolę sam czuwać. Z resztą to mój obowiązek.

Zza oknem nadal panował mrok, gwiazdy mrugały wesoło, a rozmowę paczki przerwał kolejny już krzyk. Usłyszałem też staruszkę. Już prawie wychodziłem z siebie i stanąłem obok, kiedy krzyki ustały. Tylko ciche kroki, które były głośniejsze. Skierowałem wzrok i na samej górze schodów stała staruszka z zakrwawionymi rękoma.

- Już po wszystkim... - pobiegłem. Przez chwilę wachałem się, ale jednak nacisnąłem klamkę. Na przeciw leżała moja żona. Miała wycieńczoną twarz kompletnie wypraną z uczuć. Na mój widok rozpromieniła się. Przytuliła do siebie kłębek.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz