21 rozdział

2.3K 113 19
                                    

Astrid

Powoli jadłam rybę, delektując się każdym kęsem. Nikt ze mną nie rozmawiał. Patrzyłam w płomień. Na przeciwko siedziała skupiona Rachel, o ile dobrze zamapiętałam imię i Harry. W pewnym momencie zielonooki złapał kobietę za dłoń. On jest zdecydowanie za blisko tej dziewczyny... czekaj, czekaj... Czy ja jestem zazdrosna o mężczyznę, którego nawet nie znam i nie widziałam twarzy? Przecież ja nic praktycznie o nim nie wiem, a jak już to, że się nazywa Harry, ma zielone oczy, jest umięśniony, ma tatuaże i że jest jeźdźcem Nocnej Furii.

Godzinę wcześniej pod oknem jednych z domów leżał zamknięty zeszyt. Był bardzo zakurzony i na okładce był namalowany jakiś rysunek... Już miałam to w rękach i miałam zacząć czytać, ale wyrwała mi to z rąk ta szatynka. Była niezwykle zdenerwowana i spięta. Miałam wrażenie, że pod koniec rozmowy puszczały jej nerwy i chciała się zatopić pod ziemię. To oznacza, że ta książeczka była niezwykle ważna, a ja nie miałam prawa jej czytać. Ciekawe co to takiego?

- Eee... Mogę swobodnie chodzić po wyspie? Znudziła mi się już arena... - zapytałam chłopaka. Kątem oka spojrzał na cala resztę, głównie na dziewczynę. Poprawił nienagannie ułożoną maskę i odpowiedział:

- Raczej tak... Możesz chodzić wszędzie z wyjątkiem naszego domu - i wskazała na jedną z chat koło areny.

Kiedy słońce zniknęło i niebem zapanował księżyc wszyscy poszli, z wyjątkiem Harry'ego i Rachel. Nikt nie chciał przerywać nurtującej ciszy. Ognisko powoli wygasało i było to zimniej. Tamtych dwoje wymieniło pomiędzy sobą parę zdań i dziewczyna wyszła, a razem z nią Biała Furia. No nareszcie! Ona czuwa nad tym człowiekiem jak diabeł nad dobrą duszą! Na chwilę wyszedł i wrócił z zawiniątkiem w rękach.

- Okryj się tym. Noce może nie są tu zimne jak na Berk, ale mimo to.

Złapałam koc w powietrzu i natychmiastowo otuliłam. Postanowiłam zapytać go o smoki i opowiedzieć wszystko, korzystając z okazji, że nie ma Rachel. Harry był na razie jedyną osobą, która mnie może wysłuchać.

- Jak wy to robicie?... - zapytałam trzymając pomiędzy palcami materiał.

- Ale co mamy robić?

- No tresujecie smoki. Jakim cudem na nich latacie, i w ogóle. Ja próbowałam, ale nie wychodziło. Nie słuchał się i w ogóle...

- To kwestia zaufania. Nie można oswoić smoka z dnia na dzień - mówił grzebiąc patykiem w ziemi. - To nie są dni, ani tygodnie... to nawet nie są miesiące! Niektórym zajmuje lata, żeby całkowicie sobie zaufać. Smok musi mieć pewność, że go nie skrzywdzisz oraz, że jego jeździec będzie do końca stał po jego stronie. Nawet jeśli będzie to zła strona. W przypadku Szczerbatka, to trwało to... może około dwóch miesięcy? - i zaczął głaskać swoją Nocną Furię, która zaczęła jak kot mruczeć.

- Ech... Mogę ci powiedzieć wszystko i się wyżalić? Może to źle brzmi, co ja gadam to na serio źle brzmi, ale jesteś jedyną osobą, z którą rozmawiam na osobności.

- Jasne. To może zacznijmy od tego dlaczego uciekłaś z Berk?

- Na wyspie od zawsze uważano mnie za najlepszą, chociaż zawsze uważałam się za normalną. No i właśnie dzięki temu Stoik chciał bym została żoną Smarka, który jest dziedzicem Berk, ponieważ zmarł prawowity syn Stoika. I tu jest problem. Sączysmark to... dupek, osioł, smarkacz, natrętny jak mucha i głupi... Już dawno rozważałam by nie uciec. Berk to nie miejsce dla mnie. No i właśnie... Pewnej nocy przyśnił mi się chłopak. Miał zielone, jasne oczy... zupełnie taki jak ty. Wsiadł z gracją na Nocną Furię i zaczął mówić, ze smoków nie potrzeba zabijać, a że można się od nich uczyć i żyć z nimi w zgodzie. Następnie wypłynęłam z portu zestawiając list przyjaciółce i kilka dni później złapali mnie Łupieżcy. Kazali wytresować smoki, ale no nie wyszło...

Nawet na zamaskowanej twarzy Harry'ego widziałam zdziwienie. Kontynuowałam dalej:

- Tęsknię tylko i wyłącznie za dwoma osobami. Przyjaciółką Hederą i Oscarem...

- A kto to Oscar? Twój chłoptaś na dobre i na złe?... - zaśmiałam się cicho, myśląc o tym.

- Nie... To nie mój chłopak. Taki dziewięciolatek z wioski, jest dla mnie jak brat, mimo, że nic nas nie łączy. Jest synem Stoika...

Czkawka

- Jest synem Stoika... - powiedziała chichocząc. Zamurowało mnie trochę. To synalek mojego ojca? Mam przybranego brata? To ojczulek znalazł sobie nową kobietę, zapominając o matce? Drań... Jeszcze bardziej go nienawidzę...

- Syn? - musiałem się upewnić.

- Owszem, syn. Oscar miał jeszcze brata, ale Stoik nie łaska mu powiedzieć, że miał rodzeństwo i że nie żyje. Jest pewny, że od zawsze był jedynakiem.

- A jak ten... syn... zmarł? - dłubałem w ognisku nie patrząc na dziewczynę.

- Wszelkie dowody mówiły, że umarł walcząc z Nocną Furią. Wódz bardzo rozpaczał...

Ważki rozpaczał? Po mnie? Nie wydaje mi się... Przecież on nie ma uczuć... Nie ma przede wszystkim serca. On jest jedynie od wydawania rozkazów...

Położyłem się na Szczerba i patrzyłem na ugwieździone niebo. Zazwyczaj o tej porze znajdowałem się wśród gwiazd, powyżej chmur, dotykając księżyca, ale dziś przypadło mi pilnowanie Wandalki. Reszta miała rację. Blondynka pojawiając się zabrała mu wszystko na czym mi zależało do szaleństwa. Humor, pewność siebie, wspólne loty, oraz zabójczy anielski uśmiech Powell...

Nie mówiłem nic, a jedynie rozważałem jej słowa... ,,Wódz bardzo rozpaczał..." Czyli juz nie rozpacza... Pogodził się z myślą, że jego syn nie żyje. Pogodził się z tym faktem w zupełności. A może zrozumiał, że nie warto rozpaczać i świetował? Świętował, że jego syn zaginął... że jego głupi, nic nie wart syn umarł... Jestem ciekaw jaka byłaby jego mina, gdyby dowiedział się, że to ja - Czkawka, wyrosłem na silnego mężczyznę, mam dziewczynę, i jestem godzien tronu Berk? A nawet... jeśli nawet dowiedziałby się, to nie wróciłbym tam. Zbyt wiele osób mnie tam zraniło... A takto tu mam wszystko. Przyjaciół, miłość życia, ludzie bardzo mnie lubią i czasem zapraszają na wspólne wieczory z talią kart. A nawet, to Szczerbo też ma tu swoje życie. Ma Błyskawicę - swoją dziewczynę, i resztę... Nie mógłbym mu tego odebrać. Każda sekunda na tej wyspie była najwspanialszą sekundą mego życia...

O północy kiedy Hofferson usnęła wyleciałem z areny, kierując się do domu. Przelotnie zajrzałem do pokoju Rachel, chcąc sprawdzić czy śpi. Owszem, spała, a wyglądała tak słodko... Nie mogłem się oprzeć, by jej nie pocałować w czółko na dobranoc...

- Dobranoc... - stałem w progu, kiedy usłyszałem przeciągłe ziewanie. Odwróciwszy się zobaczyłem siedzącą Powell. - No i cię obudziłem... Wybacz...

- Nic nie szkodzi. I tak miałem nie spać, a czekać aż przyjdziesz, ale przysnęło się... Dlaczego już iiiiidziesz? Zostań, proszę - położyłem się obok i oparłem prawym łokciem, patrząc z góry. Mocno się przytuliła i zamknęła oczy. Leżałem tak wtulony, nie chcąc zmieniać tego stanu już nigdy...

- Oddałabym wszystko za pocałunek i ciebie na dobranoc - szepnęła.

- Da się załatwić... - mruknąłem, cmoknąłem ją i przykryłem kołdrą, przy okazji gilgocząc ją i tarmosząc. Śmiałem się złośliwie. - Zostanę puki nie zaśniesz.

Śmiała się jeszcze chwilę, po czym zasnęła. Odkryłem się i razem z Szczerbatkiem wyszliśmy z pokoju. Skierowałem się do siebie.

~~~

Dzisiaj oto taki rozdzialik! Nic nowego się nie dzieje, ale trudno! Nudziło mi się i naszło mnie napisanie czegoś takiego. Widzimy się jutro!

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz