7 rozdział

3.4K 159 96
                                    

Czkawka

Teraz zachciało się ojcu przypływać? Akurat kiedy moje życie jest takie, jakie być powinno? Znów chce mi zniszczyć życie, czy co? No i po co spotyka się z Łupieżcami na pełnym morzu pięć na jeden? Nie wiem, ale trzeba czym prędzej się ich pozbyć... Ja w Ważkiego nie wierzę... Jest po prostu... GŁUPI.

- Czkawka, nie leć tam. Nie mieszaj się z przeszłością. Nie chce byś był smutny... Nie... No chyba, że chcesz spotkać się z tą Astrid... - dodała podejrzliwie.

- Nienawidzę ich wszystkich, Rachel. Ale sami z sobie nie znikną. Trzeba im pomóc. Pozbędę się ich raz, na zawsze. Zaufaj mi. Jeśli Łupieżcy ich zniszczą, to zapewne kolejni po drodze będziemy my... Powybijam razem z mordką ich statki i wrócimy. Obiecuję.

- No skoro tak... To lecę z tobą... No wkońcu dwie Furie, to nie to samo ci jedna.

Zgodziłem się, by nie kłócić przy wszystkich. Obiecałem sobie, że będę ją chronić, gdyby Łupieżcy próbowali jakiś sztuczek. Wolę by zabili mnie, niż ją. Powell powiedziała wszystko ojcu i polecieliśmy. Podczas tej trzygodzinnej podróży mówiliśmy o... wszystkim. Jako bliscy przyjaciele nie mieliśmy przez doba tajemnic. Przynajmniej ja nie miałem nic do ukrycia, i byłem z nią szczery. Nawet nie zorientowałem się, a byliśmy na miejscu. Jak mówił Viggo pięć statków walczyło przeciw jednemu - bezbronnemu. Założyłem maskę dla bezpieczeństwa i rozpoczęliśmy atak na Łupieżców.

Na statku

Astrid

Walczyliśmy przeciw Łupieżców z zimną krwią. Wiedziałam, że nie mamy szans, ale nie można się poddawać, czyż nie? Nagle z góry zaczęły lecieć fioletowe i różowe strzały. Czy to jest to, co ja myślę?

Plazma wycelowana w Łupieżców paliła i dziurawiła im statki, maszty i burty. Nasz o dziwo wyszedł bez szwanku. Ani drzazgi. Statek kołysał się niebezpiecznie. Z resztą wszystkie statki kołysały się pod wpływem wiatru, który wytwarzała Nocna Furia. Pomiędzy naszą prawą burtą, a lewą wroga, przeleciał czarny niczym noc smok. Na grzbiecie siedział jeździec w masce. Przyglądał mi się, a ja jemu. Człowiek prosił smoka, by wykonywał jego polecenia. Jednak wykonywał je dobrowolnie. Dogadywali się i trzymali niezły zespół. Złapałam Oscara za rękę i ciągle patrząc na jeźdźca, zeszłam pod pokład.

*Kilka godzin wcześniej*
*

Ku mojemu zdziwieniu, Łupieżcy zaproponowali nam sojusz. Wiedziałam, że to przekręt, ale nie chcieli mnie słuchać. Jak zwykle... Stoik Ważki zarządził płynęcie...

Zgłosiło się paru wikingów, w tym ja Hedera, bliźniaki, Sven, Śledzik, i jak na ironię - Sączysmark. Po dwóch godzinach wpakowaliśmy kosze z jedzeniem i pitną wodą i wypłynęliśmy na pełne morze. Usłyszałam cichy jęk w jednym z koszy. B tam Oscar. Mały dziesięcioletni szatyn o niebieskich oczach. Był on następcą Berk. Miałbyć nim Smark, ale urodził się chłopczyk i wyszło jak wyszło. Kiedy Jorgensonowie dowiedzieli się o drugim synu Stoika Waszkiego, oszalał na punkcie chłopca negatywnie. Bardzo negatywnie. Dosłownie pluł na niego. A Oscar nigdy nie wiedział dlaczego.

- Co tu robisz, Oscar? - zapytałam zmartwiona chłopca. Był dla mnie jak brat. Taki słodki... codziennie modlę się do Thora i Odyna by nie wyrósł na Stoika. Takiego wrednego, wśbiskiego... jakby nie patrzeć Stoik związany jest więzami krwi razem z Jorgensonami... Pech...

- Posłuchałem rozmowę twojej i taty. Chciałem płynąć i walczyć z wami i zobaczyć Albrechta Perfidnego... A poza tym jesteś dla mnie jak siostra, i bez ciebie się nigdzie nie ruszam...

Młody Haddock do tej pory nie wie, że miał brata i nie zamierzam mu o tym mówić. To zadanie wodza. Złapałam to za rączkę i wyszłam na pokład, mówiąc o wszystkim Ważkiemu. Zdenerwował się, ale ostatecznie powierzył mi opiekę nad nim. No bo bądźmy szczerzy. Nic nie mógł zrobić. Nie wyrzuciłby go za burtę.

Na horyzoncie zauważyliśmy ludzie Łupieżców. Był i ich o wiele więcej, niż w liście pisał Albrecht. Byli też uzbrojeni. Wczeliśmy alarm. Zaczyna się nierówna walka. Łodzie powoli do nas dopłynęły i nas okrążyły. Walczyliśmy. Nie mieliśmy szans. Mógł nas uratować cud. I ten cud nadleciał na nas z góry w postaci Furii z jeźdźcami. Nowo przybyli zniszczyły doszczętnie wszystkie statki wroga. Furie wzbiły się i znikły. Pyk. Biała Furia strzelała plazmą, a Nocna - przywołała pioruny. Śledzik z rozmarzeniem oglądał to zjawisko i notował jak głupi, by po powrocie zapisać wszystko w księdze. O wiele dalej znów zobaczyłam te same smoki. Leciały tylko w sobie znanym kierunku.

Po walce każdy dochodził do siebie. Smark naturalnie też. U niego normą było flirtowanie ze mną. Zmywałam fo za każdym razem. Każdym. Lecz miara się przelała.

- Astrid, jesteś cała? Bo jakby co, mogę Cię wyleczyć... - i poruszył znacząco brwiami.

- Chcesz dostać w zęby, czy pływać za burtą? Bo to i to mogę załatwić bez problemu - i dostał płaską stroną toporka. W brzuch. Skulił się, ale nadal coś gadał.

- Ale, As! Ty jesteś mi przeznaczona! Bądź moją żoną i panią wódz!

- Nigdy. Już wolę dobrowolnie zostać pożarta i zginąć z łap Nocnej Furii, niż mieć z tobą dzieci i łączyć przyszłość. I wiesz co? Ja jeszcze bym temu smokowi podziękowała. Odczep się.

Złapałam chłopca za rączkę i poszłam pod pokład do Hedery.

Sączysmark

Jaka ona jest nie ugięta! Ale takie to ja lubię... Z charakterkiem i silną wolą. Ale już nie długo... Nie długo będzie moja. Tylko moja. Nikt mi jej nie odbierze. Nikt...

***

Rachel

Wracaliśmy do domu. Czkawka był jakiś nieobecny duchem. Zapewne przez jego dawną rodzinę. Ech...

- Czkawka, już po wszystkim. Nie spotkasz ich drugi raz.

- Wiem, ale tak jakoś się dziwnie czuje... Ty też dziwnie byś się czuła gdybyś spojrzała znienawidzonym ludziom w oczy...

Pomiędzy nami zagościła nieproszona cisza i żadne z nas nie chciało jej przerwać. Tak porostu lecieliśmy każde pochłoniętę we własnych myślach. Czkawka razem ze Szczerbem poszedł do mojego ojca, by ten pomógł mu z tamtymi tatuażami. Co on tak się napalił na te dziary? Ja poszłam natomiast do domu wspólnego. A co to dom wspólny? To był dom, w którym mieszkaliśmy wszyscy razem, ale każdy miał oddzielny pokój. No oczywiście każde z nas miało dom rodzinny, ale Czkawka niestety nie. Właśnie dlatego postanowiliśmy mieszkać wszyscy razem. Smoki natomiast miały dobudowany pokój. Jednak jeden smok w nim prawie w ogóle nie spał - Szczerbatek. Właził na swojego pana i leżał na nim. Czkawce to oczywiście nie przeszkadzało.

Zrezygnowałam jednak i wróciłam się na klify. Kochałam klify i te piękne widoki...

Czkawka

Siedziałem na krześle w domu Alana. Pomagał mi robić tatuaże. A chciałem ich dużo.

- No więc... gdzie ma być i jaki? - zapytał wódz.

- Pierwszy na plecach. Wielka Nocna Furia.

- Robi się, Czkawka.

I zaczął robić... zacisnąłem zęby i nie myślałem o bólu. Po pięciu godzinach skończył robić wszystkie... A każde z nich wyrażało moją historię. Wyrażały mnie w całości. Byłem w z nimi... sobą...

~~~

Kolejny rozdział już w krótce!

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz