31 rozdział

1.6K 90 59
                                    

Narrator

- Nie wiem jak Ty, ale ja idę sprawdzić.

W ciemnym i mrocznym lesie stało czworo ludzi. Każdy miał broń i pochodnie. Po sylwetkach widać było,  że stało trzech umięśnionych i napakowanych mężczyzn i kobieta o wiele od nich niższa. Przedzierali się przez las i obserwowali polanę, na której były dwa namioty.

- Jessica, nie przeszkadzaj mi!... - Powiedział szatyn o miodowych oczach - Obserwuję ich!... - Szepnął.

- No co ty nie powiesz, James!... - Równie cicho powiedziała dziewczyna o niebieskich oczach.

Nastała cisza przerywana równomiernym oddychaniem całej czwórki. Na oko mieli po dwadzieścia lat.

Jak najciszej podchodzili na łąkę. Zatrzymali się, kiedy usłyszeli głos z namiotu. Po chwili wyszedł z niego brunet o zielonych oczach bez nogi. Obok nieznajomego stała dziewczyna z brąz włosami opadającymi falami na plecy. Jej oczy odróżniały się od mroku nocy.

Troje mężczyzn i dziewczyna ucichli i obserwowali. Szeptali coś pomiędzy sobą.

- Atakujemy ich?... Co oni tu robią?

- Na razie ich nie atakujemy, Tom. Czekamy...

Jak nakazał chłopak wcześniej nazwany Jamesem, tak Tom uciszył się. Z drugiego namiotu wyszły cztery  dziewczyny. Z niepokojem gapiły się przed siebie i z ciekawością i strachem wyszukiwać czego kolwiek co spowodowało dźwięk.

Czkawka

Stałem koło Powell i wyczekiwałem czegoś lub kogoś. Ewidentnie ktoś nas obserwował.

Dziewczyny pytająco spojrzały na mnie. Powoli wyjąłem piekło, lecz go nie zapaliłem. Ugh! Przydał by się teraz Szczerbatek! Ale nie! Poleciał gdzieś z całą resztą smoków...

- Jest tam kto?! - Nie wiem dlaczego krzyknąłem. Przecież jeżeli nawet ktoś tam był, to by nie odpowiedział. No, ale warto spróbować...

Kolejny szelest. Może to wiatr? Nie... Żadne drzewo nie drgnęło.

Powtórzyłem pytanie, ale nic mi nie odpowiedziało. Jedynie przed nas wyszły cztery osoby. W cieniu nocy nie widziałem ich twarzy. Każde trzymało broń w gotowości.

- Kim jesteście? - Zapytałał jeden z nich.

- Nikim ważnym. A wy? - Nie uzyskałem odpowiedzi, a jedynie cichy szelest powietrza. Niepewność wisiała w powietrzu.

- My zadajemy pytania. Kim jesteście? Bo jak nie odpowiecie to będziecie mieli z nami do czynienia...

Milczałem. Rachel, Ewą, Selena, Marianne i Tris również. Nieznajomy podchodził coraz bliżej, a ja zdołałem zobaczyć jak najwięcej z ich ubioru i twarzy. Pierwszy był to wysoki i napakowany szatyn o miodowych oczach, kolejny to równie wysoki i napakowany brunet o niebieskich oczach, następnie był szarooki szatyn także umięśniony i wysoki, a kolejną była dziewczyna o niebieskich oczach i długich czarnych włosach. Jej wyraz twarzy był nieobecny i jej oczy takie... mgliste, ale nie zwracałem na to zbytnio uwagi, bo zaczęli atak. Mi przypadł miodowooki. Z toporem ruszył na mnie. Zapaliłem piekielnik i walczyłem, jak sądzę na śmierć i życie.

Dziewczyny jako, że przyzwyczajone do walk z Łupieżcami dawały radę obcym. Rachel walczyła z mglistooką. Dawała sobie nieźle radę.

Zadawałem chłopakowi cios w brzuch, kiedy złapał mnie za rękę. Szybko jednak podchaczyłem go protezą. Z hukiem upadł masując obolałe miejsce. Na chwilę odwróciłem się, by sprawdzić czy wszystko w porządku, kiedy jeden z nich złapał mnie za gardło i toporem przyskrzynił do ziemi. Nie powiem... bałem się...

- I co teraz cwaniaczku? Uciekniesz?... - Z przekąsem powiedział. - Artem, jak sądzisz, co oni tu robią? - Zwrócił się do chłopaka trzymającego Selenę. Podczas jego nie uwagi zawołałem...

- Szczerbatek!!! - Popatrzył na mnie jak na idiotę. Popchnął mnie bardziej do ziemi. Czułem zapał metalu i rdzy topora. Dzieliły mnie milimetry od ostrza.

- Ktoś ty i co to za ludzie? Jesteście szpiegami? Czarnymi? - Nie miałem pojęcia o czym mówią. Uznał to za potwierdzające milczenie - Czyli jednak...

- Kim mamy być? Jesteśmy rozbitkami... - Zaprzeczyłem. Nie uwierzył. Ba! Sam bym sobie nie uwierzył...

- No już Ci wierzę! - Krzyknął miodowooki - A kto to ten Szczerbatek, którego wolałeś? Jakiś... Nie wiem. Kotek lub przyjaciel?... - Jego ludzie zawtórowali mu i wybuchnęli śmiechem.

Nagle dało usłyszeć się świsty powietrza. Tamci zaczęli krzyczeć i z przerażeniem patrzeć w kierunku dźwięku. Dla mnie to jednak był ukajający dźwięk. Oaza spokoju i pewność, że idzie, a raczej biegnie pomoc.

Zza krzaków wybiegł Szczerbatek, a za nim wszystkie inne smoki. Śmiertnik Zębacz, Biała Furia, Zbiczastrzał, Wandersmok i Burzochlast. Każde z nich pobiegło do swojego pana i zaczęło warczeć. Mordka złapał łapą obcego i pokazał mu ostre jak brzytwa zeby. Fioletowa poświata będąca w jego gardle, powoli była coraz to jaśniejsza. Odsunąłem mu jednak pomysł zabicia go.

- Na Thora... To... N-Nocna Furia... - Jąkał się. Dziękując Szczerbatkowi za uratowanie życia i pojawienie we właściwym momencie, wsiadłem na niego.

- Tak. Teraz tak nie silisz się do walki, co? - Odgryzłem się. Uspokoiłem swojego smoka i obserwowałem całe pole walki. Ten z którym walczyłem nie miał żadnych obrażeń, oprócz bolącego tyłka. Brunet o niebieskich oczach nazwany wcześniej Artemem (Czyta się ,,Metro 2033"😂~ Dop. Autorki) doznał tylko rozciętej wargi. Szarooki, nazwany Tomem miał. koszulkę we krwi i podbite oko, a dziewczyna była cała i zdrowa. Zdziwiło mnie to, że nie gapiła się na Szczerbatka jak cała reszta. Coś było z nią nie tak. Rozglądała się ciągle i nie trzymała wzroku na niczym nie dłużej niż sekundę.

Ciekawe co jej jest?

Jeden z nich zapytał:

- Kim wy jesteście?

Z dziewczynami równocześnie odpowiedzieliśmy, chociaż nie mieliśmy takiego zamiaru:

- Smoczymi Jeźdźcami.

~~~

Mimo tego co napisałam w info w ukryciu zdołałam coś takiego napisać. Mam nadzieję, że się podoba, bo kiedy pisałam, kilka razy co nie dostałam zawału serca. To jest taki stres i presja! Ugh!

Do kolejnego! (Postaram się wstawić jak najszybciej. Kto wie? Może jutro pozwoli mi swobodnie korzystać? Tego nie wie nikt...)

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz