77 rozdział

769 38 58
                                    

Czkawka

Berk. Tak. To ta wyspa, na której doznałem tyle złego... A teraz muszę tam wracać... Oby Rachel była cała i zdrowa.

Wlecieliśmy wszyscy w chmury i omawialiśmy plan jak odbić moją żonę i nienarodzone dziecko.

- Więc jak?... - Zapytał Viggo patrząc na wioskę.

- Proponuję tam po prostu lecieć i zrobić rozpierdol. - Podsumował James. - Mamy trzy Nocne Furie w tym Białą! Czkawka, pomyśl!

Nie zwracałem na niego uwagę. Zauważyłem błękitnego Śmiertnika Zębacza z jeźdźczynią. I moją żoną. Poklepałem Szczerba i poprosiłem by poleciał do Wandalki. Byłem spanikowany. Nie mogłem pozwolić by blondyna wypuściła Rachel do wody...

- Astrid, zostaw ją! - Krzyknąłem, ale  wyśmiała mnie.

- A wrócisz na Berk? - Zapytała podejrzliwie, trzymając rękę na nieprzytomnej Powell.

- Oczywiście, że nie!

- No i widzisz? Sam wydałeś wyrok na kolorowooką... - I zrzuciła kobietę do szalejących fal.

- Rachel! Rachel!

Ale ona nie odpowiedziała. Jej już nie było. Życie straciło sens. Nie mam celu. To przeze mnie. Sam wydałem sąd na nią i dziecko...

- Thorze... Wybacz... - I skoczyłem w toń. Niestety jej ciała nie znalazłem. Moje płuca zaczęły łapać coraz mniej powietrza, a pęcherzyki płucne przeradzały się diamenciki niezdolne do produkowania tlenu. Umierałem...

Wybacz...

Kochanie, wybacz mi za błędy...

Po chwiki otworzyłem zielone oczy. Byłem cały spocony, a wiatr bardziej mi to uświadamiał. Powoli wstałem ze Szczerbatka i poklepałem go po pysku. Byłem zmęczony, ale wizja martwej lub skrzywdzonej kobiety natomiast wkręciła mnie w bojowy nastrój. Jeżeli Hofferon dowolnie nie odda mi Haddock, to nie zawaham się użyć Szczerba, Gnatochrupa Jamesa, Gronkla Viggo, Błyskawicy i dwóch Furii. Jak zniszczy się kilka domków to nic strasznego, prawda?

I wtem na horyzoncie migła mi wyspa. Ta sama wyspa, z której uciekłem około czternaście lat temu. Nie zmieniło się za dużo. Nie patrząc na zdziwionych Wandali zeskoczyłem z Mordki i pobiegłem do swojego domu. Stoik Ważki siedział tyłem do drzwi, a przodem do paleniska. I wtem mój umysł zaćmiło wspomnienie...

Siedziałem na klifach i obserwowałem niebo. Bezchmurne niebo, na nim raz po raz przelatywały ciemne sylwetki smoków. Mając kilka lat podziwiałem te gady. Majestatyczne, imponujące... Co ojciec widział w ich zabijaniu? To był pierwszy powód mojej nienawiści do niego. Zabija bez powodu.

- Tato, ale dlaczego?... - Nie dokończyłem, ponieważ przerwał mi wzburzony mężczyzna, jakim bym Stoik Ważki.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz