44 rozdział

1.2K 72 37
                                    

Na Wyspie Łupieżców

Narrator

Nijaki Viggo Czarciousty...

Obu mężczyzn weszło do małego pokoiku. Dagur zasiadł za biurkiem i wyjął teczkę z kartkami. Viggo przyglądał mu się z zaciekawieniem.

Szalony po chwili ciszy powiedział do bruneta:

- Mamy przewagę.

Czarciousty jak na swój status i pewność siebie, nie wiedział o co chodzi.

- O czym mówisz, Dagur?

- A to, że jak był tu ten Czkawkuś, to dorwał się do papierów Albrechta. Zabrał rozpiskę smoków, listy i inne. On wie, że mamy te dwie Furie...

Dopiero teraz zrozumiał rozmyślania mężczyzny.

-... I z pewnością będzie chciał pomioty burzy... - Mruknął Viggo.

- No właśnie. I dlatego, nie możemy ich zabić, a jedynie trzymać przy życiu. - Mruknął, przejeżdżając palcem po brodzie. - Będą nam zresztą potrzebne...

Zapanowała cisza. W tej ciszy jednak dało usłyszeć się ryki smoków. Przez uchylone drzwi mężczyźni widzieli sylwetki mężczyzn bijących smoki. Krew lała się. Ale nie tylko na ścianach. Słowa też nie należały do najpiękniejszych...

Na Wyspie Herring

Czkawka

Lot z Szczerbatkiem minął nam bardzo szybko. A może był długi, a ja miałem za dużo myśli w głowie? Być może. Ale mam super pomysł.

Zsiadłem z Furii i pobiegłem do całej reszty, witając się z Rachel całusem (To tylko buziak. Nic więcej... 😂~Dop. Autorki). Usiadłem i zacząłem wszystko mówić, by nie zapomnieć.

- Ej. Bo ja mam pomysł. A może znajdzcie sobie smoki? - Skierowałem do mieszkańców wyspy. - No będziecie mogli z nami latać i Czarni nie będą robić takich szkód jak wcześniej.

- To dobry pomysł. - James rozłożył się na trawie obserwując chmury. - Ale skąd weźmiesz nagle sześć smoków? - Wskazał na wszystkich, nie licząc naszej ósemki.

- Coś wymyślimy. Może poszukiwania zaczniemy teraz? - Zaproponowałem. Wszyscy mi zawtórowali. Wskoczyłem na Szczerbatka, a za mną mały chłopczyk o imieniu Ryan.

- Tylko uważaj synu! - Krzyknęła Julie trzymając się Seleny.

- Pani się nie martwi. Z Czkawką mu nic nie grozi. - Rachel mruknęła głaszcząc Błyskawicę po białych łuskach. Pokiwałem tylko głową na zgodę. Wzbiliśmy się pionowo do góry i już po chwili lecieliśmy w chmurach. Poczułem znajome poczucie wolności i niezależności. Przez chwilę zapomniałem, że siedzi za mną młody i miałem ochotę zrobić beczkę. Mordka jednak upomniał mnie mimo, że bardzo lubił powietrzne akrobacje.

- No coś ty, Czkawka? Zwariowałeś? Z małym na grzbiecie?! - Ryknął, dając mi z ucha w twarz.

- Masz rację. Później... - Każdy patrzył na mnie wzrokiem jakbym miał może trzy głowy. Nikt nie wiedział jakim cudem rozumiem Szczerbatka. Ale to nasza tajemnica...

Dopiero później po dwu godzinnym locie postanowiliśmy odpocząć. Mały wsiadł do Rachel i mogłem nareszcie odpocząć.

- I teraz możemy poszaleć. - Mruknął z satysfakcją.

- Oj tak. Pokażmy im jak się lata. - Poklepałem go, patrząc na widownię w postaci wikingów i jeźdźców.

- Jestem za. - Wywalił jęzor i już leciałem z nim do góry, następnie spadając w dół. W ostatniej sekundzie wychamowaliśmy i nie wpadliśmy do wody. Mimo tego byłem mokry od morskich fal.

Po wygłupach lecieliśmy dalej. Wylądowaliśmy na małej wysepce. Jedynymi jej mieszkańcami były smoki i tymczasowo my. Wyspa sama w sobie była bardzo ładna i przyjazna. Jeziorko, plaża, wodospadzik... Czego chcieć więcej? Jedynie kogoś do zabawy.

Smoki pognały do wody, ochlapując się nawzajem. Miło było patrzeć jak te niby... jak mówią to wikingowie? Mordercze bestie bez sumienia. Chociaż może coś się zmieniło na Berk po ostatnim incydencie? Nie wiem... nie chcę o tym myśleć.

Na razie nic ciekawego się nie działo. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały. Nagle z lasu wolnym krokiem wyszedł majestatyczny Śmiertnik Zębacz. Błękitny z turkusowym podbrzuszem, spojrzał żółtymi oczami na Panią Julie. Ona wystraszona zaczęła wycofywać się. Powoli podszedłem, pomagając jej oswoić smoka. Wiadomo? Może taka sytuacja już się nie powtórzy...

Wyjąłem piekielnik i zachęciłem smoka by podszedł.

- Proszę Pani mówi mu teraz komplementy i powoli podejdzie i pogłaszcze po ogonie. - Kobieta chyba była za bardzo zszokowana, bo podeszła do Śmiertnika i zaczęła mówić, co ślina na język przyniesie. Nawiązała kontakt wzrokowy z Zębaczem, tym samym dostając jego zaufanie.

- Cześć... Nie zabijesz mnie?.... Mogę liczyć na to, że zostanę żywa?... - Głupie, ale skuteczne. Smok podeszł skrzecząc i pozwolił się dotknąć. Przyłasił się do kobiety i mruczał przyjaźnie.

- Teraz nazwij jego... - Smok poirytowany ryknął na mnie. - To znaczy... nazwij ją.

- No więc... Może Luna? - Zamruczała i polizała swoją nową panią. - A więc Luna.

Każdy ze zdziwieniem, patrzył na sytuację. Jednak najbardziej dumny z kobiety był jej syn.

~~~

I kolejny rozdzialik! Ktoś się cieszy? 😂 Według waszych próśb, Julie ma oswojonego Śmiertnika Zębacza. Może być czy nie za szybko?

Po moich jakże cudownych przemyśleniach to wymyśliłam sobie, że kilka rozdziałów będzie poświęcone temu, że każdy znajdzie sobie smoka, czyli już tłumaczę.

Załużmy kolejny rozdział będzie o tym, że Ryan znajdzie smoka, kolejny założymy, że Tom ułaskawił Gromogrzmota. Ma być tak jak piszę, czy przeskok do przyszłości o kilka lat? Interesuje was jak każdy z nich znalazł sobie smoka? (No powiedzmy sobie szczerze, że na przykład Gnatochrupy nie latają od tak sobie na niebie i zajmie mi to z trzy rozdziały) W każdym razie piszcie jak ma być.😁😀

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz