9 rozdział

3K 135 22
                                    

Narrator

Noc.

Młody chłopak skradał się do złotowłosej dziewczyny. Gdy był blisko, złapał ją i przydusił.

— To najlepsze rozwiązanie...

Gdy Astrid przestała się szamotać, złapał ją na pannę młodą i zaniósł nad jeziorko. Z kieszeni spodni wyjął pojemnik ze smoczą krwią i zaczął ją brudzić. Siebie też wysmarował. Na prawej dłoni jej ręki założył pierścionek. Nie mógł się napatrzeć na diament.

— To dla twojego i mojego dobra.

Z dziewczyną na rękach pobiegł do do wioski, co chwila udając ryki smoków. Wszedł do domu Stoicka bez pukania. Musiał być wiarygodny. Przestraszonym wzrokiem spojrzał w ich kierunku. W drzwiach stał...

— Sączysmark? Co tu robisz o tej porze? Dlaczego na rękach masz Astrid? I...

— Wodzu! Nie ma czasu na wyjaśnienia. Zaatakował nas smok. Prawie nas zabił! Na całe szczęście miałem przy sobie miecz! — kłamał. Nie czuł wyrzutów sumienia. Uważał to za słuszne. Astrid mu jeszcze za to podziękuje.

— Biegnij po Gothi i po Hoffersonów.

Czuł, że plan wypali. Wiedział, że wygrał tą wojnę.

To musiało się udać.

***


Astrid

Głowa wręcz pękała mi od bólu. Otworzyłam oczy. Byłam w domu. We własnym łóżku. O ile pamiętam, to siedziałam w lesie... Ktoś mnie uderzył... Ale kto to był?

Wstałam szybko, ignorując kołowanie się w głowie. Zeszłam na dół, uprzednio ubierając się w codziennie ciuchy. Przy stole siedzieli rodzice, Stoick i... Smark? Tak, Smark. Ale co on robił w moim domu? Nawet tu mnie nachodził?

— Obudziła się! — krzyknął tata, obejmując mnie za ramię. Każdy był... szczęśliwy. Jakby zobaczyli górę złota. Czy ja o czymś nie wiem?

— Co robi Jorgenson w naszym domu? — zapytałam, patrząc na czarnowłosego.

— Jak to nie wiesz? Zapomniałaś przez tego smoka?

— Co powinnam niby pamiętać?

— Ze przyjęłaś oświadczyny Smarka. Zgodziłaś się. Uratował cię przed smokiem. Zaniósł ranną do Gothi. Jestes mu winna przysługę.

Co? Przyjęłam jego oświadczyny? Co to, to nie! Pamiętałabym takie coś.

— To kłamstwo.

— Ależ nie. Nie pamiętasz, bo smok Cię zepchnął i uderzyłaś się w głowę. No i nawet masz pierścionek. — wskazał na biżuterię na palcu.

— Włożył mi go na palec jak byłam nieprzytomna. — wypierałam się.

Odepchnęłam ojca, podchodząc do Sączysmarka. Zamachnęłam się, bijąc go na oślep. Na samym końcu strzeliłam mu z liścia. Poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstki. Poczułam się... bezsilna.

— Uspokój się — powiedział ojciec, trzymając mnie z całej siły.

— To jest podstęp! — krzyknęłam. — Podstęp!

— Nie, to nie jest podstęp. Ale ty i tak za niego wyjdziesz. Zawdzięczasz mu życie. Jesteś mu winna coś więcej i zostaniesz jego żoną! Ten ślub był planowany, jak byłaś jeszcze w łonie matki.

— Co?

— To! Te twoje... fochy! Maskarady! Pokazy! Mamy tego dość! Ile ty masz lat?! Już dawno powinnaś mieć dzieci! Chcę wnuków! Chcę ciszy! A ty swoje! Wyjdziesz za niego!

— Nie!

— Tak! — wrzasnął, łapiąc mnie ponownie za ręce. Zaczął iść na górę - na strych. Wyrywałam się, lecz bez topora byłam bezradna. Na samej górze rzucił mną i zamknął drzwi na klucz.

— Przemysł swoje zachowanie!

— Ani mi się śni!

Podeszłam szybko do drzwi - tatulek już poszedł. Zaczęłam się rozglądać po strychu - mnóstwo szmat i starych ubrań. Było też okienko. Było tak małe, że ledwo może i bym wyszła. He?...

Zaczęłam dobierać się do ubrań. Zaczęłam się splatać w długi sznur. Gdy sznur osiągnął dwadzieścia stóp długości, usiadłam w rogu i zasnęłam. Musiałam poczekać do wieczora.

***


Ciemno.

Cisza.

Puściłam sznur przez okno i zaczęłam schodzić. Robiłam to jak najciszej - drewno też wydawało swój dźwięk. Gdy byłam na ziemi, weszłam powoli do domu - musiałam zabrać swoje rzeczy.

Słowa ranią bardziej niż czyny. Są ostrzejsze od sztyletu, szybsze od pocisku i zostają z nami na zawsze.

Wzięłam torbę i zaczęłam pakować ubrania. Legginsy, koszulka, kubrak, sukienka, buty, świeca, skarpety, futro...

Wyszłam z domu, nawet nie zostawiając listu. Do domu Heathery weszłam przez okno. Tylko jej mogłam zaufać...

Czarnowłosa obiecała, że nie powie moim rodzicom prawdy. Dała mi chusteczki, i zaczęła zaplatać warkocza, który się zepsuł podczas ucieczki.

— A więc opowiadaj.

Heathera była, oburzona zachowaniem Jorgensona.

— Jak on śmiał! Posunąć się do takich rzeczy...

— I wszyscy są za nim. Nikt mi nie ufa.

— Ja ci ufam. Jestem z tobą. Zawsze masz mnie do dyspozycji. No ale co zamierzasz zrobić?

— Mogę zostać? Pomyślimy o tym rano.

— Możesz być u mnie ile chcesz. — wskazała na drugie łóżko, które zawsze na mnie tu czekało. Położyłam się na nim, próbując zasnąć.

______

Do kolejnego

• Dynka •

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz