8

1.6K 68 17
                                    


Piątek

Moje ciało jest płótnem i mogę narysować na nim, co tylko chcę. Jest to podniecające i ekscytujące. Wszystko co na nim napiszesz, namalujesz, zostanie z tobą przez bardzo długi czas. Nawet jeśli nie będzie już tego widać gołym okiem, twoje arcydzieło dalej tam będzie. Od czerwonego do białego...

Doszłam do momentu, w którym pocieszam się na myśl o pocięciu się w domu, przy piosence, gdy nikt mnie nie widzi. To taki mały rytuał, który jest tylko i wyłącznie mój. Siadam przy biurku, jest mi ciepło, czuję spokój. Wyciągam z szuflady żyletkę i zaczynam wymieniać rzeczy, których w sobie nienawidzę, za każdym razem robiąc kreskę. Im bardziej coś mi w sobie przeszkadza, tym mocniej przyciskam żyletkę do skóry. Daje mi to w pewnym sensie ukojenie. Czuję się wtedy usprawiedliwiona. Ukarałam się za to, że tak wyglądam. Teraz zasługuję na to, by ludzie na mnie, na moje ciało, na moją twarz patrzyli. 

Analizując te moje myśli, dochodzę do wniosku, że ze mną naprawdę jest coś nie tak. Dobija mnie tylko to, że nie wiem co. Chciałabym mieć specjalnie badanie, w którym wyszłoby co mi się do cholery z mózgiem dzieje. Chciałabym przeczytać taki mój opis, co mi jest, co jest tego przyczyną i czy z tego kiedyś wyjdę. Czuję się w tym wszystkim uwięziona. 

Piątek, dwudziesta trzydzieści trzy, a ja w porównaniu do poprzednich dni, mam całkiem dobry humor. Staram się nie myśleć o tym, że kolejny weekend spędzam sama w domu. Nie odpaliłam Instagrama, nie zamierzam się dziś dołować. Chcę choć jeden wieczór spędzić w zgodzie sama ze sobą. Postanowiłam, że dziś się postaram, postaram się powiedzieć sobie coś miłego przed lustrem, postaram się odgonić złe myśli.
Dziś Adam z moim bratem wnieśli łóżko do pokoju obok. Mijając ich, gdy wychodziłam do szkoły, rzuciłam tylko szybkie hej i wyszłam z domu. Potem oczywiście przeżywałam to jak mrówka okres. No bo, czy to nieładnie z mojej strony, że tylko tak się przywitałam i uciekłam? W końcu będziemy razem mieszkać. No właśnie. Będziemy razem mieszkać... moja zagłada nadchodzi, będę się świetnie bawić.

Stanęłam przed lustrem. 

- Dobra, damy radę. - Westchnęłam. 

Nie umiem tak, może jednak się w coś ładnego ubiorę? Nie, nie chcę mi się. I tak za chwilę położę się w łóżku. Poza tym chcę zasnąć zanim Luke z Adamem wrócą z pracy. Nie chcę jeszcze dziś się stresować. 

- Okej... hej ciało. - Nie no kurwa, jak dobrze, że nikt tego nie słyszy. - Masz ładne... 

I wtedy mnie dobiło to. Bo przysięgam, nie byłam w stanie znaleźć w sobie nic ładnego. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, mam nadzieję, że to jakiś żart. Przecież nie da się tak wyglądać... jakim cudem jestem córką swojej mamy? Jakim cudem mogę być tak obleśna? 

No... także ten.

- Tak... - Odeszłam od lustra i położyłam się na łóżku.

Kiedyś jeszcze spróbuję. 

***

Sobota

Dziś będzie tak samo jak wczoraj. Jutro tak samo jak dziś. Może być znowu noc? W dzień nie mam argumentu, by nic nie robić i mam wyrzuty sumienia. Co z nauką? Egzaminy czyhają za rogiem, ja nie wiem co chcę robić w życiu. Na samą myśl o przyszłości boli mnie brzuch. 

Na ogół nie mam dużych wymagań od losu. Chcę prostego życia. Od zawsze marzyłam o domu, nie dużym, skromnym.  O kuchni w stylu angielskim, w której codziennie rano będę robić sobie kawę, o salonie z kanapą, na której jest mnóstwo poduszek. O sypialni, w której łóżko jest ustawione tak, by dało się widzieć widok za oknem. O rodzinie, o dzieciach, które mogłabym wychować najlepiej jakbym umiała. O piątkach z przyjaciółką i butelką wina, by móc przegadać cały tydzień i odreagować. O miłości do dobrego człowieka. O poczuciu, że jest się kochanym. 

Ale tak... nigdy wcześniej nie uważałam, że mam problemy z zaufaniem, jednak myśląc o przyszłości, o tym, że ktoś by chciał za mnie wyjść, dochodzę do wniosku, iż nie dość, że jestem nieufna, to i porządnie pierdolnięta. Ja już teraz się obawiam, że mąż mnie zdradzi, bo będę niewystarczająca, że się rozwiedziemy, że dzieci będą mieć problemy, a to wszystko będzie przeze mnie, bo nie umiałam być normalnym człowiekiem. Więc nie widzę siebie. Nie widzę siebie w tej z kawą, nie widzę tych dzieci i męża, jedzących ze mną obiad niedzielny. To nie jestem ja. To wyidealizowana wersja mnie. To nie jest realne. Zaczęłam myśleć, że nic co związane ze mną, nie jest dobre, więc po co mieszać w to więcej ludzi? Jakbym skazywała kogoś na użeranie się ze mną, moimi paranojami, moimi problemami, moimi myślami. Nikt tego nie zrozumie, więc zostaję sama. Sama w kuchni, pijąc sobie kawę i myśląc o tym, że te dni zlewają się już w jedno, wszystko wygląda tak samo. 

Breathe meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz