29

974 34 0
                                    


Sobota

Trochę dymu wyleciało do pokoju, przez to, że zapomniałam zamknąć balkon. Ale to nic. Nikogo w domu i tak nie ma, więc nikt się nie przejmie tym zapachem w moim pokoju. Zanim Luke zdąży wrócić, przewietrzy się.

Wypuszczam dym i kołysze się w rytmie muzyki. Czuje się tak błogo... tak świetnie.

I Heard there was a secret chord
That David played and pleased the lord
But you don't really care for music, do ya?

Zgasiłam papierosa, po czym ostatni raz wypuściłam dym z ust.

It goes like this, the forth the fifth
The minor fall, the major lift
The baffled king composing hallelujah.

Uwielbiam tę piosenkę. Gdy miałam jedenaście lat, śpiewałam ją na konkursie wokalnym. Na trzydzieści cztery osoby, zajęłam piąte miejsce. Strasznie się wtedy stresowałam.

Teraz tylko trochę pamiętam tekst... mylą mi się poszczególne wyrazy. Ale co z tego. I tak kocham tą piosenkę.

- Hannah?! - nagle slysze swoje imię.
- O kurwa - szepnęłam.

Odwróciłam się, a w progu moich drzwi stanął Luke.
- Hannah... co tu tak śmierdzi? Paliłaś?
- Już wróciłeś z pracy? Myślałam, że będziesz później.
- Hannah... - Spojrzał się na mnie ze współczuciem w oczach... ze smutkiem.

Nie zważając na to co teraz powiem, to i tak nic nie zmieni. Luke mi nie uwierzy. Tak. Przyłapał mnie. Kiedyś to musiało się stać, prawda... Patrzy się na mnie, ja chwilę temu skończyłam palić, śmierdzi jeszcze ode mnie.
Luke podszedł do mnie i zbliżył swoją twarz do mojej, pociągnął nosem kilka razy, po czym odsunął się ode mnie i spojrzał... bez uczuć. Ani smutku, ani złości... nic. Przynajmniej ja nic nie wyczytałam.

- Wiedz, że jest mi przykro i mama się o tym dowie. - I wyszedł.

Najgorsze jest to, że nic nie czuje. Ani strachu, ani żalu, ani nie mam wyrzutów sumienia. Nic, a nic. Dupa.
A powinnam...?
Tak, powinnam. Bo dość, że podkradałam CZYJEŚ papierosy, to robiłam coś, czego nie powinnam w tym wieku. I do tego sprawiłam Luke'owi przykrość. To dlaczego tak bardzo mam teraz wyjebane? Nie chcę się tak czuć! Chce się tym przejąć...

Zeszłam na dół do kuchni. Luke stał na tarasie i palił...

Też chcę.

- Mamie też podbierałaś papierosy?- zapytał, gdy weszłam do kuchni.

Nie wiem dlaczego, ale chcę kontynuować ten temat... chcę się sprzeczać. Ale dlaczego? Dlaczego jestem taka okropna?

Podeszłam do Luke'a. Stanęłam na dworze. Wieje zimny wiatr... bardzo przyjemny.
Wyciągam powietrze i zamykam oczy.
- Nie. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Hannah, wzięłaś MOJE papierosy. - Westchnął. - Po co ci to? - i w tym momencie dopiero zrobiło mi się głupio... strasznie.

Dym, który Luke wypuścił z ust, przez wiatr poleciał prosto na moją twarz, przez co kaszlnęłam.

- Codziennie palisz? - dodał po dłuższej chwili.
- Nie.
- Więc jak często?
- Różnie. - Wruszyłam ramionami i na moją twarz wkradł się delikatny uśmieszek.
- Po co zaczęłaś? Kiedy?
- Niedawno, a zaczęłam... - przerwałam.
Zrobiłam dużą przerwę.

- Po co? Hannah masz szesnaście lat... nie jesteś już mała, ale po co się trujesz? Jeszcze czuję się za to winny!
- Bo traktuje to jako odpowiednik cięcia się! Zbliżają się wakacje, więc nie chcę rezygnować codziennie z krótkich spodenek! Nie wstydzę się blizn, ale nie chcę też, aby ktoś je zobaczył, ale nie wiem dlaczego!
- Nie możesz inaczej się wyładowywać? Nie wiem... pójść pobiegać? Poćwiczyć?
- Nie.
- A dlaczego?
- Bo jestem grubą, leniwą, świnią.
- Hann... nie zaczynaj ZNOWU tego tematu. Dlaczego to robisz?

Nie odpowiedziałam, a ubrałam buty, wzięłam smycz i szybko wybiegłam z domu z Bucky'm.
Nawet nie wzięłam słuchawek, ale w sumie nie żałuje.
Uwielbiam spacery z psem... uwielbiam psa Luke'a. Bucky jest w 40% mój (jak to sobie ja obliczyłam), więc zwracam się głównie do niego ,,piecho''.

Ktoś z was oglądał bajkę ,,Piorun'' (ta na górze jbc)? O tym małym, białym piesku. Jak byłam mała, poszłam na to do kina z mamą. Stąd wzięłam ,,piecha''. Uwielbiam tą bajkę... do dziś słucham piosenek z niej i choć to dziwnie, utożsamiam się z tekstami z tych piosenek.

(A tekst tej piosenki jest świetny)

(Tak, aż tak strasznie uwielbiam tę piosenkę... w sumie jak większość disneya)

- Co Bucky. - Zwróciłam się do pieska. - Ty to masz fajnie. Nikt ci nic nie powie, ze wszystkiego jesteś wytłumaczony. Nikt nie przyłapie cię na paleniu...

W odpowiedzi dostałam kupę, którą musiałam zebrać. Tak, czyli Bucky się ze mną zgadza.
Na niego zawsze można liczyć.

***

Jadłam właśnie kolacje, gdy do kuchni wszedł Luke, ciągnąc za sobą walizkę.
- Co jest? - zapytałam.
- Pamiętasz Ozzy'ego?
- Tego od Kelly?
- Ta. Żenią się. Wesele totalnie na spontanie. Będzie za dwa tygodnie. Do tego, jeśli chcesz... - przerwał - pamiętasz, że oni mieszkają w Wisconsin?
- Tak, w Wisconsin Ders?
- Właśnie tak. Zapraszają nas na tydzień, jeśli chcesz jechać, oczywiście.
- Tak! Bardzo chętnie!

Ozzy, to syn przyjaciela taty. Jest starszy od Luke'a o cztery lata, ale i tak zawsze świetnie się dogadywali. Znamy się w sumie od dzieciństwa. Potem jakoś kontakt się urwał, gdy rodzice coraz częściej się kłócili, aż w końcu zerwali.

Ale Wisconsin Ders! Uwielbiam to miasto! Jest takie klimatyczne... ciepłe! Już się nie mogę doczekać! Jeszcze do tego na cały tydzień!

- To się cieszę. - Wysapał Luke, po czym wyprostował się, kładąc ręce na lędźwiach.

Co on takiego ciężkiego ma w tej walizce?

- Ale nie rozumiem jednego. Skoro za dwa tygodnie jest ślub, my jedziemy za tydzień, to dlaczego pakujesz się teraz? Masz jeszcze cały tydzien - zaśmiałam się.

- Tak, tylko ciekawe kiedy znajdę na to czas. Ten tydzień mam naprawdę przewalony. Szkoła, potem praktycznie od razu do baru. A odpocząć też kiedyś trzeba. - Zaśmiał się.

Teraz jest mi głupio... fakt - Luke pracuje... musi pogodzić pracę z nauką, do tego jest przecież jeszcze nastolatkiem! A już ma tyle obowiązków! Luke jest bardzo odpowiedzialny, opiekuńczy i wiem jedno - zasługuje na najlepszą dziewczynę na świecie, z którą założy piękną rodzine z kilkoma dziećmi, które Luke wychowa wspaniale!

Już nie raz myślałam (wyobrażałam sobie) w ten sposób. Że Luke ma rodzinę, ma żonę, ma dzieci. Że jest wspaniałym ojcem i mężem. Że żyją sobie beztrosko na przedmieściach w małym domku, który im w zupełności wystarcza. Jeżdżą co roku na wakacje, ciągle w to samo miejsce, które wszyscy uwielbiają! Codziennie jedzą razem kolacje, przy jednym stole, rozmawiają o tym jak im minął dzień. Jego dzieci mają dobre oceny, dobrze się uczą. Zachowanie mają wzorowe, więc przy wspólnej kolacji mogą się pochwalić piątką z historii i z angielskiego.

Potem Luke położy spać swoje pociechy i pójdzie do sypialni, do swojej żony, która czeka już na niego w samej bieliźnie.
Po czym zasną, przytulni do siebie, by następny dzień móc rozpocząć z radością, optymizmem i motywacją.

A gdzie wtedy będę ja?

Mam nadzieje, że mnie już wtedy nie będzie...

Breathe meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz