14

1.3K 60 7
                                    


Piątek

Nigdy nie uważałam siebie za materialistkę. Pojęcie to rozumiem, jako osobę, która przywiązuje ogromną wagę do rzeczy materialnych i jak np. pęknie jej szybka w telefonie, to jakby straciła przyjaciela...

Teraz uważam, że jestem. Wyjęłam telefon, by sprawdzić, która godzina. Prawie dostałam palpitacji serca, gdy zobaczyłam całą popękaną szybkę. Zachciało mi się płakać, a potem jeszcze bardziej, gdy zdałam sobie sprawę, że dramatyzuje aż tak bardzo o jedynie pękniętą szybkę.

Warga zaczęła mi drżeć i zaczęłam panikować. Co powie Luke? Nie mam własnych pieniędzy a tu jeszcze taki wydatek na nim będzie ciążyć... Jezu. Zaczynam panikować. Chce stąd wyjść.
Kiedy te pieprzone zajęcia się skończą!

Gdy tylko pan Stradlin pożegnał się z nami jak zwykle dając na koniec jakiś cytat w stylu:

,,BĄDŹ KIMŚ, KIM NIKT NIE POMYŚLAŁ, ŻE MÓGŁBYŚ BYĆ''

Wstałam z krzesła i jak najszybciej wybiegłam z sali. Ponieważ zajęcia te odbywają się w budynku liceum, jest to ogromny budynek, więc nie łatwo znaleźć łazienkę, ale po kilku minutach biegania, udało mi się znaleźć miejsce docelowe. Oparłam się o ścianę, usiadłam i podkuliłam nogi. Zaczęłam płakać.

Nie chodzi TYLKO o telefon... Tak jest za każdym razem. Dusze w sobie emocje, aż stanie się coś, przez co się rozpłaczę i nagle te emocje, które w sobie dusiłam przez dłuższy czas, wychodzą ze mnie, przez co czuje się okropnie.

Nie ma nikogo, więc daje upust emocjom. Nawet jeśli ktoś by był... co z tego. Nie byłabym w stanie powstrzymać łez.

Nagle drzwi się otwierają, a przez nie wchodzi ta spóźniona dziewczyna.

- Widziałam cię, jak biegłaś do łazienki z przestraszoną miną. Coś się stało?

- Nic... tylko. Nie oceniaj mnie. - Zaśmiałam się nerwowo. - Szybka mi pękła... w telefonie. Znaczy nie tylko o to płaczę. To długa historia... nie ważne.
- Spoko. Jak mi telefon do kibla wpadł, miałam zły humor przez tydzień. Luzik.

Dziewczyna umyła ręce i wytarła o swoje spodnie.
- Jestem Vicky. Chcesz pogadać? Mam czas.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.

Vicky odwzajemniła uśmiech i wyszła. Vicky... znowu przypomina mi się dzieciństwo, ale już nie płacze. Uspokoiłam się. VICKY... Jak mi się to imię podoba...

***

Sobota

Choć gadałyśmy tylko raz, czuje się, jakbyśmy były dobrymi koleżankami. Czuje się, jakbym miała w niej wsparcie. Głupota. Zawsze miałam wsparcie. W bracie, nawet w panu Stradlinie, ale teraz jest to jakieś wyjątkowe poczucie zrozumienia. Teraz muszę wytrzymać tydzień, by znowu spotkać Vicky. Ciekawe, czy o mnie myśli, bo ja o niej nie mogę zapomnieć. Jakbym się zadurzyła.

- Hann, chodź na dół. Mama przyjechała! - Luke zapukał do mojego pokoju.

O kurwa. A ja ani nie umyte włosy, ubrana w jakieś... gówno... nie umalowana. Matka nie może mnie w takim stanie zobaczyć, bo zacznie robić wykład o tym, jak bardzo zaniedbana jestem i że w takim stanie nikogo sobie nie znajdę. Zajebiście.

- Zaraz zejdę, muszę się ubrać!

Przebrałam się i uczesałam najszybciej jak umiałam. Najbardziej obawiam się, że będzie tam Adam i jak mama zrobi jazdę przy nim... no nie spojrzę mu więcej w oczy.

Breathe meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz