XI. Wpis w pamiętniku.

21 4 1
                                    

Po powrocie do domu miałem zaznać w końcu szczęście. Wiele jest dróg, jakie obierają sobie księża po wstąpieniu do stanu kapłańskiego. Na końcu każdej drogi znajduje się Bóg, a moja droga do Boga wiodła przez Afrykę. Biedny kontynent, szarpany przez walki plemienne i głód. Wszyscy ludzie zasługują na pomoc i wszyscy ludzie, którzy urodzili się w lepszym miejscu i dobrym zdrowiu powinni pomagać jak tylko mogą. Czym jest leczenie chorych, edukowanie dzieci i budowanie domów, jeśli brakuje w tym wszystkim Boga? Zawsze chciałem pomóc tam, gdzie tej pomocy najbardziej brakuje, czyli na misjach. Zawsze byłem dobry z nauki z języków obcych. W seminarium każdą wolną chwilę poświęcałem na naukę angielskiego, francuskiego i hiszpańskiego. Kiedy byłem już gotowy - udałem się w samo serce Czarnego Kontynentu.

Wiele miesięcy spędziłem na pomaganiu miejscowej ludności. Byłem świadkiem wielu szczęśliwych, ale i też tych przykrych chwil. Cieszyłem się każdym dniem. Każdy zachód i wschód słońca nad sawanną zwiastował nowy dzień, podczas którego miałem pomóc wszystkim tym, którzy byli w potrzebie. Bóg dawał mi siłę, a ja jego siłę przekazywałem innym. Jednak nadeszły takie dni, kiedy musiałem stanąć do walki ze złem.

Na jedną z wiosek spadło zło, na które nie byłem w żadnym wypadku gotowy. Była to zaraza, która zaatakowała duszę, a nie ciało. Sprawcą tego wszystkiego, był zły duch. Nie byłem gotowy na takie zło. Demon opętał wielu ludzi, którzy obdarzyli uczuciem pewne przedmioty. Medaliony, które przypominały słońce. Jakiś handlarz sprzedał je miejscowym ludziom, którzy niebyli świadomi drzemiących w nich starożytnego zła. Samemu nie mogłem sobie dać z tym rady. Powiadomiłem o tym swoich przełożonych, a oni przysłali mi do pomocy człowieka, który walczył z takim złem. Był to francuski egzorcysta, który znał historię tych medalionów. Zostały skradzione z grobu pewnego starożytnego szamana i rozeszły się po świecie. Spędziliśmy wiele lat na tym, aby zniszczyć te przeklęte amulety i pokonać zło. Przez ten czas zaczęły nachodzić mnie koszmary. Widziałem w nich nieznaną mi dziewczynę, którą opętał demon i to nie było w Afryce. 

Kiedy dla tej wioski nastały dobre czasy i Bóg ponownie zagościł w sercach tych skrzywdzonych ludzi, postanowiłem wrócić do domu. Zataiłem przed hierarchiami wszystko to, co działo się w Afryce, gdyż chciałem o wszystkim zapomnieć. Została mi przydzielona pewna spokojna parafia. Przez te kilka lat zaprzyjaźniłem się z parafianami i młodzieżą, gdyż to zło ponownie stanęło na mojej drodze. 

Tą małą parafią wstrząsnął wypadek samochodowy. To w nim zginął ojciec ze swoim małym synem. Wraz z nimi jechała jeszcze jego nastoletnia córka, która wyszła z tego wypadku bez szwanku. Pogrzeb tej dwójki zgromadził tłumy. Jego owdowiała żona całkowicie się załamała. Jej córka wręcz przeciwnie. Była twarda, ale jednak coś w niej było dziwnego. Każdy człowiek inaczej reaguje na stratę. Po pogrzebie podszedłem do wdowy i jej córki, aby złożyć jej kondolencje. Wtedy przyjrzałem się tej dziewczynie. To była ona. Dziewczyna z moich koszmarów, która na szyi miała przeklęty amulet. Na imię miała Julia.

Pamiętnik egzorcystyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz