V. Diabli złego nie biorą cz.2

64 4 0
                                    

Stałam jak sparaliżowana i czułam na swojej twarzy lepką maż. Musiała to być ślina wymieszana z krwią. Chyba dobrze, że nie miałam okazji się przejrzeć w lustrze. Jednak pamiętam, że rozglądałam się po pokoju. Widziałam, jak matka opętanej dziewczynki pomaga jej wujkowi, któremu odgryzła ucho. Leżało niedaleko mnie, po wypluciu mi na twarz. Ślina i krew przeszkadzała mi na twarzy. Drżącą ręką sięgnęłam po chusteczki w kieszeni, aby wytrzeć swoją twarz. Nawet nie zauważyłam, kiedy ksiądz chwycił mnie za barki. Chciał sprawdzić, czy jeszcze kontaktuję z rzeczywistością. W tym czasie ranny mężczyzna został wyprowadzony przez kobietę z pokoju. Zostaliśmy tam we trójkę. Kiedy panowie sprawdzali, czy wszystko jest ze mną w porządku, usłyszeliśmy dziewczęcy chichot. Dobiegał od opętanej. Powoli oderwała się od poduszki z przylepionymi włosami na twarzy. Patrzyła się po kolei na nas swoim szyderczym głosem, śmiejąc się z nas. Nagle przestała się z nas śmiać i zaczęła się dusić.

Zaczęła wypluwać czarną maź. Po każdym wypluciu ponownie zaczynała się śmiać, a kiedy brało ją na wymioty, znowu się dusiła. Mogliśmy tylko stać jak osłupieni. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Z jednej strony cierpiała, z drugiej miała niezły ubaw. Następnie odchyliła się do góry. Zobaczyliśmy, że coś próbuje się przecisnąć z żołądku, przez przełyk do gardła. Z jej gardła zaczęła wystawać para szczypiec. Wypluła czarnego, małego skorpiona.

Po wyjściu z gardła zaczął się kręcić po brudnej kołdrze pod którą leżała Oliwia. Bawił ją ten widok. My w tym czasie nadal staliśmy jak sparaliżowani. Kiedy nas zobaczyła, postanowiła się z nami pobawić. Uśmiechnęła się do nas i zrzuciła skorpiona na podłogę. Ten zaczął dreptać po pokoju i uderzać swoimi szczypcami. Nie atakował nas. Unikaliśmy go podnosząc nogi, aby nas nie zranił. Zapewne wyglądało to, jakbyśmy tańczyli. Wszystko to odbywało się przy śmiechu i rechocie opętanej. Gdyby nie więzły, jeszcze by zaczęła klaskać. Kiedy zobaczyła, jak się z nas cieszy, zdenerwowałam się.

Zauważyłam, że skorpion się zatrzymał. Wtedy go zdeptałam. Po chrupnięciu zgniecionego owada, Oliwia natychmiast się zamknęła. Ksiądz z jej ojcem nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Ona zaś posmutniała, patrzyła się to raz na podłogę, a raz na mnie. Gdy zauważyła, że jej maleństwo się nie rusza, natychmiast się zezłościła i zaczęła mnie wyzywać. Wylał się na mnie strumień wyzwisk i przekleństw. Nie wytrzymałam i już miałam do niej podejść, aby ją zdzielić w twarz, kiedy zostałam powstrzymana. Kowalski wyprowadził mnie z pokoju. Gdyby nie węzły, Oliwia też by się na mnie rzuciła. Przed zamknięciem pokoju rzuciła do nas: "Następnym razem wypuszczę węża z mojej c***i!".

Na korytarzu egzorcysta poprosił mnie, abym się uspokoiła. Przyszło mi to z wielkim trudem, ponieważ przez zamknięte drzwi nadal padały wyzwiska pod moim adresem. Mój przyjaciel wiedział, że nic tu po mnie i odesłał mnie do domu. Jak mnie poprosił, tak zrobiłam. Wyszłam z domu opętanej, słysząc nadal padające wyzwiska w moim kierunku.

Pamiętnik egzorcystyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz