XII. A na deszczu diabły rosną, diabły sieje wiatr cz.1

21 2 1
                                    

Biegłam, a raczej uciekałam. Tylko przed jednym. Przed prawdą. Zostawiłam za sobą hospicjum, a chciałam za sobą zostawić jeszcze więcej. Ponownie usłyszałam w głowie ten śmiech. Anita śmiała się coraz głośniej. Zatkałam dłońmi uszy i zamknęłam oczy. Chciałam wyłączyć wszystkie zmysły, aby uwolnić się od tych szyderstw. Chodnik przy ulicy wydawał się dość prosty, ale i tak się potknęłam. Czego mogłam się spodziewać, biegnąć z zamkniętymi oczami. 

Kiedy wylądowałam na ziemi, zobaczyłam inny rodzaj kostki brukowej. Podniosłam głowę. Okazało się, że przeniosłam się inne miejsce. Pod bramę cmentarza. 

Powiał wiatr, który zerwał leżące liście. Wskazały mi drogę. Podniosłam się z ziemi i wiedziałam gdzie mam się udać. Tutaj leżał mój ojciec, a według słów księdza Kowalskiego, również mój brat. Wyciągnęłam z kieszeni amulet. Zobaczyłam wtedy obraz innymi oczami. Ten sam amulet był trzymany w dziecięcej dłoni. Zacisnęłam go w swojej ręce i przyłożyłam do serca. Miałam nadzieję, że prawda okaże się inna.

Kompletna cisza. Jeśli te wszystkie nagrobki wyrażały by jakieś emocje, byłby to spokój. Wieczny spokój, na jaki sobie te wszystkie dusze zasłużyły. Niezależnie od tego, co uczyniły lub czego nigdy nie zrobiły. Znalazłam się nad nagrobkiem mojego ojca. Popatrzyłam się na jego lewą stronę. Nie leżał tam sam. Był z nim mój brat. Upadłam na kolana i rozpłakałam się. 


Deszcz uderzał o szyby, a wycieraczki pracowały jak szalone. Siedziałam z przodu samochodu. Kierował mój ojciec, a mój brat siedział z tyłu. Trzymałam w ręce mój medalion. Przypomniało mi się jedno - darzyłam tą rzecz uczuciem. Głaskałam i polerowałam kanty opuszkami palców. Nie chciałam się nim z nikim podzielić. Jednak był ktoś, dla którego ciekawość była większa niż moje upomnienia. Mój brat chciał za wszelką cenę zobaczyć mój ukochany przedmiot. Zaczął sięgać po niego rękami z swojego siedzenia. Za żadne skarby nie chciałam go oddać. Ojciec musiał nas uspokoić, gdyż nasza sprzeczka zaczęła jemu przeszkadzać w czasie jazdy z ograniczoną widocznością. Sytuacja stała się coraz bardziej napięta, pomiędzy mną, a moim bratem. To już była regularna awantura, pomiędzy nami o mój medalion. W pewnym momencie nie wytrzymałam i z całej swojej siły odepchnęłam go ramieniem. Cios trafił prowadzącego samochód ojca. 

Medalion był mój. Ponownie go trzymałam w ręce. Zwisał mi z dłoni, kiedy trzymałam go kilka metrów przed rozbitym samochodem. Stałam tam w deszczu jak pomnik, trzymając to, co kocham, kiedy moi bliscy byli martwi w pojeździe.


-Wtedy umarli... Dlaczego tego nie pamiętam? - zapytałam samą siebie.

Odpowiedziała mi wtedy Anita:

-Zabiłaś swojego brata i ojca. To medalion sprawił, że o wszystkim zapomniałaś...

Zauważyłam też:

-Znicze. One się palą...

-Twoja matka codziennie tutaj przychodzi.

Medalion sprawił, że zapomniałam o tej tragedii. Stworzył rzeczywistość, w której mój brat jeszcze żył, a moja matka zamiast chodzić na cmentarz, codziennie przychodziła do szpitala. Teraz musiałam wrócić do domu i porozmawiać z moją mamą. 

Pamiętnik egzorcystyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz