Wstęp.

1.6K 40 6
                                    

Gdy odwrócił się w naszą stronę, czułam jak oczy mnie pieką, zwiastując niekontrolowany płacz. Na jego twarzy maluje się przerażenie, za to ja już nie potrafię powstrzymać kilku zdradzieckich łez.

  - Dobrze się bawiłeś? - pytam, wycierając policzek. - No pochwal się, co wygrałeś w tym zakładzie!? - nie odpowiedział, tylko stoi i się patrzy. - No mów kurwa, ile jestem warta!? Zgrzewka piwa, litr wódki? - nadal cisza. - No pochwal się kolegom! Możesz z dumą spojrzeć im w oczy i powiedzieć: "Tak. Zaliczyłem ją, aż 9 razy. Brawo Ja!" - nie wiem, czego oczekuję od niego, ale naprawdę mnie wkurwia tą ciszą. - Tak, liczyłam! Liczyłam każdą chwilę z Tobą, bo zależało mi na tobie. - znów przetarłam mokre policzki. - Ty sukinsynie... rozdziewiczyłeś mnie dla zakładu!

Jego kolega jak stanał, tak stoi i patrzy na nas, z wyraźną skruchą na twarzy.

Nie zanoszę się płaczem.
Łzy same wypływają z moich oczu, jedna po drugiej. Niestety nie kontroluję tego potoku.
A szkoda... chciałabym być teraz twarda, niewzruszona. Po prostu zimna suka.
Ale nie potrafię. To za bardzo boli.

  - Sprawiłeś, że nie tylko otworzyłam się przed Tobą i zaufałam Ci, dobrowolnie oddałam Ci swoją niewinność, ale także i serce. Rozkochałeś mnie w sobie, ty dupku! - zacisnął oczy, szczękę i pięści, jakbym sprawiała mu ból. - Aż tak nadepnęłam Ci na odcisk, żeby się tak na mnie mścić? Nie mogłeś zdzierżyć, że ktoś Ci się postawił? - ciągle ta pierdolona cisza. - Co chciałeś osiągnąć? Złamać mnie? Pokazać kto jest górą?

Cała nasza loża, w ciszy obserwuje moją kompromitację, ale mam to gdzieś. To pierwszy i ostatni raz, jak ich widzę. Tylko Kamila, nie wiedzieć czemu, płacze razem ze mną.

  - Rozczaruję Cię... to także była moja, świadoma decyzja. Dlatego, nie będę długo za Tobą płakać i żałować tego, co się wydarzyło. Nie musisz się martwić, nie zamierzam też mieszać Ci w życiu i mścić się na tobie. Chociaż w tej jednej rzeczy, będę ponad tobą. - zrobiłam krok w stronę wyjścia, ale się zatrzymałam. - Chciałabym powiedzieć, że to koniec, ale początku nigdy nie było, ponieważ byłam tylko jebanym zakładem.
  - Ewelina... - w końcu się odezwał, ale było już za późno. Próbował podejść do mnie, ale zrobiłam krok do tyłu.
  - Nie zbliżaj się do mnie, już nigdy więcej. Jak Cię pokochałam, tak teraz Cię nienawidzę. - warczę, a w naszą stronę rusza ochrona. - Wygrałeś, gratuluję, a teraz się odpierdol. Spieprzaj z mojego życia. - mijam ochronę i wychodzę ze strefy VIP.

Schodzę ze schodów, jakby mnie sam diabeł gonił, nie patrząc na swoje kolano. Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd, bo czułam że się rozpadam na kawałki, jak moje serce. Ból w klatce piersiowej, dopiero teraz daje do wiwatu.

To był tylko pieprzony zakład...

Moje Grube Życie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz