•𝐟𝐢𝐟𝐭𝐲 𝐬𝐢𝐱•

1.2K 78 1
                                        

Wybiła godzina siedemnasta, a ostatni goście zjechali się już do rezydencji. Około dwustu osób znajdowało się w ogrodzie, czekając na oficjalne rozpoczęcie imprezy. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu wszyscy trzymali sie dresscode'u i czarny tłum wyglądał magicznie.

– Wyszło ci to, Luan – szepnął Syriusz, obejmując mnie w pasie, kiedy razem staliśmy przy oknie obserwując ludzi.

– No oczywiście, że wyszło. W końcu to mój pomysł był – zaśmiałam się, spoglądając z dołu na Blacka. Szarooki pokręcił głową z  rozbawieniem i pstryknął mnie palcami w nos.

– Sam, Syriusz! Chodźcie! Trzeba rozpocząć imprezę! A i pamiętajcie o rzuceniu zaklęć na aparaty! – Remus zawołał nas z dołu schodów, a ja wyjęłam różdżkę i machnęłam nią w kierunku okna. To akurat był pomysł Luniaczka, ale wszyscy na niego przystali, uważając ze jest wspaniały. Rozwiesiliśmy aparaty na gzymsach, szafkach i drzewach, ustawiając je tak, aby robiły mnóstwo zdjęć. Plan był, aby zrobić album podsumowujący to wydarzenie, a resztę zdjęć rozesłać do osób, które się na nich znajdują.

– Że też sama na to nie wpadłam – szepnęła, zaklinając ostatnie aparaty, które mi przydzielono. Black wyciągnął do mnie rękę, a ja splotłam jego palce ze swoimi.

– Nie wszystkie genialne pomysły muszę być twoje, Luan – zaśmiał się Syriusz, a ja przewróciłam oczami, ciągnąc go w kierunku schodów. Zeszliśmy na dół, gdzie czekał James, Peter i Remus.

– To zaczynamy show – szepnął Potter i machnął różdżka stojąc przed drzwiami na dwór. Spod wejścia zaczął się wylewać do ogrodu mleczno biały dym. Wiedziałam, że w tym momencie ludzie odsuną się od przejścia i dokładnie o to nam chodziło. Machnęłam różdżkę, a pierwsze nuty Back in black rozbrzmiały z głośników. Muzyka ryknęła na cały regulator, a Black machnął różdżka i drzwi stanęły otworem. Biały dym ciągle unosił się nad podestem, a my wyszliśmy z rezydencji na czerwony dywan. Ja szlam na samym środku, a chłopaki znajdowali się po obu moich stronach. Uśmiechnęłam się szeroko machając lekko, a tłum wiwatował głośno.

– Siemano wszystkim! – zawołał Syriusz, zbijając piątki z uczniami stojącymi najbliżej podestu, na którym sie zatrzymaliśmy. Uniosłem shota, który stal przygotowany na stole, a wszyscy poszli za moim przykładem.

– Zróbmy z tego najlepsza imprezę roku! – krzyknęłam i szybko przechyliłam kieliszek, a pieczenie rozlało się w moim gardle. Odstawiłam kieliszek z hukiem, a wszyscy zrobili to samo i dziesiątki kieliszków stuknęły o blaty. Impreza się rozpoczęła.

– No to jazda! – wrzasnęłam i piszcząc skoczyłam obiema rękoma trzymając sznur. Zjechałam tyrolka aż do ogrodu i puściłam się w ostatniej chwili opadając na miękki materac. Podniosłam sie, a jakiś chłopak podał mi shota, a ja od razu go wychyliłam i potrząsnęłam głową.

– Kto następny? – zawołałam potrząsając tyrolką, a jakiś blondyn zgarnął ja ode mnie, wiec mogłam sie na spokojnie ulotnić. Ruszyłam na parkiet, gdzie mignęli mi moi przyjaciele, a gdy tylko postawiłam stopę na drewnianym podłożu, piosenka sie zmieniła. Rozbrzmiały pierwsze nuty Bohemian Rhapsody do Queen, a ja wybiegłam na środek wraz z innym krzycząc słowa utworu. Tuż obok mnie tańczył Gideo z Fleur, a kilka kroków dalej James obracał się z Lily w szaleńczym wirze piruetów.

– Można prosić? – zapytał Johnatan Collins, zeszłoroczny Prefekt Naczelny, a ja skinęłam głową łapiąc go za dłoń. Były Puchon obrócił mną kilka razy, a potem prowadził już do końca piosenki spokojnie od czasu do czasu wykonując bardziej wymagające figury. Nie odzywaliśmy się do siebie, a po skończony utworze podziękowałem grzecznie kierując się do baru. Uśmiechnąłem się biorąc drinka i oparłam się o bar obserwując zebrane towarzystwo. Impreza była bardzo udana, mnóstwo osób tańczyło, parę wciąż korzystało z tyrolki. Przewróciłam oczami widząc tu i ówdzie całujące się pary, a także kłócących się przy pokerze chłopaków. Bez problemu odnazlakm wzorkiem Jamesa, który wciąż wywijał z Evans na markecie. Obok nich dostrzegłam Remusa, Gideona, Fabiana, Callie i Fleur, którzy bawili się we wspólnym gronie. Czerwona koszula Petera mignęła mi wcześniej przy stole do pokera, ale nigdzie nie potrafiłam zlokalizować Syriusza.

– No chyba żarty... – mruknęłam do siebie, kiedy zobaczyłam Syriusza po drugiej stronie ogrodu. Stał przy wysokim stoliku w towarzystwie piątorocznej Puchonki. Dziewczyna chichotała zakrywając dłonią usta, a przy każdym wybuchu wesołości zbliżała się do Blacka. Ścisnęłam plastikowy kubek z drinkiem kiedy brunetka śmiejąc się zarzuciła ręce na ramię Syriusza, który odruchowo ją objął aby pomóc utrzymać jej pion. Dopiłam drinka jednym haustem i ruszyłam w ich kierunku. Na razie nie byłam zła, ale zwyczajnie poirytowana zachowaniem tej dziewczyny. Doskonale zdawała sobie sprawę ze Syriusz jest zajęty, ale i tak wyciągała łapy. Reakcja Blacka też daleka była od ideału. Mimo że Puchonka dawno już odzyskała pion, to Łapa ciągle obejmował ją lekko w tali opowiadając dalej historię.

– Jak tam się bawicie gołąbeczki? – mój głos zabrzmiał dużo bardziej lodowato niż zamierzałam, ale uśmiechy obojga mnie poirytowały. Tak jak się spodziewałam Syriusz zabrał rękę, ale dziewczyna się nie odsunęła ku mojemu uniesieniu brwi.

– A bardzo dobrze. Świetna impreza Sadie, tylko ten dresscode ahhh... Dużo lepiej się czuję w czerwieni – odpowiedział dziewczyna a mnie zamurowało. Syriusz parsknął lekko, ale rzuciłam mu szybkie spojrzenie, że nie jest to na miejscu. Uśmiechnąłam się słodko i zbliżyłam się  do nieznanej mi dziewczyny obejmując ją ramieniem.

– Wyjaśnijmy sobie jedno, słonko. Mam na imię Samantha i wypadałoby znać imię gospodarza, to po pierwsze. Po drugie wypadałoby również nie kleić się do zajętych chłopaków. I po trzecie, nie jestem przekonana że czerowny to twój kolor. A teraz grzecznie spadaj stąd zanim puszczą mi nerwy i opuścisz tą imprezę dużo szybciej niż zamierzałaś. Buźka – powiedziałam cały czas się uśmiechając, ale w środku aż się gotowałam. Puchonka prychnęła i odeszła zarzucając włosami, tak że oberwałam nimi w twarz. Zaśmiałam się szyderczo obracając się w kierunku Blacka, który stał z założonymi rękami. Jego twarz zdobił standardowy łobuzerski uśmiech, a w oczach błyszczało rozbawienie. Pokonał dzielącą nas odległość i wyciągnął dłonie aby objąć mnie w tali, ale złapałam go za nadgarstek.

– Teraz to wyciągasz ręce do mnie, a co było wcześniej? – zapytałam lodowatym tonem, a w srebrnych oczach błysnęła niepewność, kiedy Syriusz opuścił ręce.

– A co miałem zrobić? – zapytał Black, a ja zaniemówiłam. Jego ton głosu bardzo wskazywał na to, że już kilka shotów i drinków dzisiaj zaliczył, ale to nie było usprawiedliwienie. Nie spodziewałam się czegoś takiego z jego strony, a szczególnie takiego tekstu. Nie widziałam sensu się teraz z nim kłócić.

– Pocałować ją wiesz? – rzuciłam sarkastycznie i odwróciłam się na pięcie idąc w stronę wejścia do rezydencji. Usłyszałam jeszcze swoje imię, ale nie zamierzałam z nim rozmawiać dopóki nie wytrzeźwieje. Jego słowa były nie przemyślane, ale to nie miało teraz znaczenia, ponieważ tak czy inaczej bolało.

Weszłam do rezydencji i od razu skierowałam się do łazienki na parterze. Stała przed nią dziewczyna i tylko pokręciła głową, więc od razu ruszyłam do schodów. Postanowiliśmy zabezpieczyć część pomieszczeń przed uczniami zostawiając parę pokoi gościnnych otwartych i łazienki, ale nasze sypialnie oraz gabinety pozostały zamknięte. Machnęłam różdżką zdejmując zabezpieczenie z drzwi do mojego pokoju i weszłam do środka. Wpadłam do łazienki i trzasnęłam drzwiami. Zdążyłam oprzeć się o umywalkę i wziąć kilka głębszych wdechów, gdy klamka została gwałtownie naciśnięta.
– Idź sobie. Pogadamy rano – warknęłam tylko doskonale wiedząc kto znajduje się za drzwiami łazienki.

– Sam przepraszam. Głupio palnąłem i nie powinien w ogóle jej dotykać. Nie wiem o co mi chodziło. Naprawdę przepraszam. Jestem tylko głupim kundlem...

– Syriusz rano. Naprawdę. Potrzbuje chwili, a oboje nie jesteśmy w stanie aby prowadzić teraz tą rozmowę. Proszę idź – przerwałam mu, czując jak łzy napływają mi do oczu. Może i trochę przesadziłam z reakcją, ale byłam zraniona. Ta impreza miała być świetna, pozbawiona trosk i innych sporów, a przez głupotę Syriusza czułam się okropnie. Jak nic nie warte śmieci które ktoś wyrzucił do kontenera.

– Dobrze. Ale nie będę ci ignorował Sam, nie ma takiej opcji. Skoro nie chcesz teraz rozmawiać przynajmniej pozwól mi zadbać, aby ta impreza dalej była cudowna, pomimo moich głupich błędów – powiedział Black, a ja westchnęłam cicho. Cholerny Syriusz Black.

Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz