Znowu złapałam się na nerwowym obgryzaniu skórek na palcach i pacnęłam się po rękach, w ramach ostrzeżenia. Okropnie się stresowałam, a to, że obudziłam się o piątej rano bynajmniej nie pomagało, ponieważ miałam więcej czasu na zamartwianie się. Oglądałam wschód słońca, siedząc na parapecie okna ubrana w pełny strój do quidditcha. Zegar wybił godzinę szóstą, a ja po cichu zeszłam z parapetu. Wyszłam z swojego dormitorium i powoli zeszłam po schodach do Pokoju Wspólnego. Cisza, jaka panowała w Wieży Gryffindoru, była bardzo dziwna, bo przywykłam do gwaru panującego u Gryfonów.
– A pani kapitan to ranny ptaszek? – podskoczyłam wystraszona, a Syriusz objął mnie, przyciągając do swojej klatki. Uśmiechnęłam się, odchylając głowę do tyłu, a Black wtulił twarz w moją szyję.
– Stresuję się Łapa – powiedziałam cicho, a czarnowłosy nie puszczając mnie, przeszedł na kanapę i posadził mnie bokiem na swoich kolanach.
– Rozumiem, słońce, ale naprawdę nie masz czym. Jesteś najlepszym kapitanem tego stulecia i najlepszą ścigającą, a nasza strategia jest genialna. Wierzę w ciebie i w naszą drużynę – oznajmił szarooki, gładząc mnie jedną dłonią po policzku, a ja uśmiechnęłam się do niego. Syriusz zawsze wiedział, co powiedzieć, aby podnieść mnie na duchu i tym razem zrobił to bezbłędnie. Nachyliłam się i lekko musnęłam jego wargi, co chłopak natychmiast odwzajemnił.
– Nie sądziłam, że aż tak was do siebie ciągnie – usłyszałam czyjś głos dochodzący z wejścia do dormitoriów dziewcząt i natychmiast oderwałam się od Syriusz, patrząc w tamtym kierunku. Hestia Jones uśmiechała się szeroko, a jej lew na szaliku co chwilę ryczał, jakby w aprobacie. Zarumieniłam się po same uszy i zeszłam z Syriusz, siadając obok niego, a chłopak od razu objął mnie ramieniem.
– Mogłabyś nie mówić nikomu? Na razie ? – zapytałam, a młoda Gryfonka skinęła głowa, ale zastrzegła sobie prawo, aby w przyszlości być uważaną za pierwszą osobę, która o nas wiedziała. Czarnowłosa posiedziała trochę z nami, ale później wyszła, mówiąc, że idzie do kuchni załatwić przekąski w kształcie lwów.
– Aż tak nas do siebie ciągnie, Luan? – zapytał Syriusz, cytując słowa Hestii, a ja zarumieniłam się, nie wiedząc co o tym myśleć.
– Ty mi powiedz, Łapo – powiedziałam, unosząc kącik ust, a Black posłał mi również zaczepny uśmiech. Syriusz ponownie objął mnie w talii, sadzając sobie na kolanach. Ponownie usłyszałam kroki, więc znowu zeszłam z kolan Syriusz, siadając obok niego na kanapie. Do Pokoju zeszła Fleur, a zaraz za nią przyszli bracia Prewett i James. Po chwili wszyscy członkowie drużyny znaleźli się na kanapie i razem ruszyliśmy na śniadanie.
Wciąż się stresowałam, ale przywoływałam na twarz sztuczny uśmiech, chcąc pokrzepić drużynę. Wciąż obgryzalam skórki w lewej ręce, aż Black pacnął mnie po dłoni. Uśmiechnęłam się nerwowo i schowałam ją pod stół. Łapa przesunął kciukiem po wierzchu mojej ręki i splótł nasze palce, przysuwając się do mnie.
– Dasz radę – szepnął czarnowłosy i stanowczo nałożył mi dwa tosty na pusty talerz. – Chyba, że nie zjesz, to zemdlejesz po piętnastu sekundach. Sam, ja nie żartuję. Albo zjesz albo cię nakarmię – obiecał Syriusz, a ja westchnęłam i niechętnie ugryzłam kawałek chleba. Black uśmiechnął się i poklepał mnie po głowie, wywołując śmiech drużyny. Puściłam jego rękę i napiłam się soku, a osamotniona dłoń Łapy znalazła sobie miejsce na moim kolanie, Uśmiechnęłam się do siebie, ale po chwili umysł przypomniał sobie o zbliżającym się meczu i na nowo się spięłam.
Usiadłam w szatni i nerwowo przejrzałam swoje notatki. Nasza strategia była ryzykowna i doskonale o tym wiedziałam, ale nie miałam innego wyjścia. Szanse, że Ślizgoni przejrzeli wszystkie taktyki Gryffindoru pięćdziesiąt lat wstecz były nikłe, ale nie niemożliwe. Obawiam się, że kapitan Węży, Thorfinn Rowle, mógł wpaść na pomysł przestudiowania naszych starych taktyk. Sama spędziłam dobre cztery godziny na przejrzeniu poprzednich zagrań Slytherinu i potem subtelnie uświadamiałam je swoim zawodnikom, więc nie wykluczałam, że platynowłosy również to zrobił.
Drużyna usiadła na ławkach przede mną, a ja jednym ruchem różdżki powieliłam tablicę. Na każdej z nich wywieszona była jedna strategia, a ja tłumaczyłam wszystko po raz setny. Okropnie się stresowałam, ale powstrzymywałam emocje, aby nie zepsuć nastawienia mojego zespołu. Byłam z każdego z nich taka dumna, bo dzięki nim zaszliśmy aż do finału.
– Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć. Chyba tylko mogę powiedzieć, że damy radę. Najlepszo drużyno jaką znam, czy my damy radę?! – krzyknęłam, a zawodnicy odpowiedzieli równie głośnymi okrzykami, zagrzewającymi do walki.
– I na boisku pojawiają się nasi zawodnicy w szkarłatnych szatach. Pierwsza wychodzi Samantha Hall, a zaraz za nią Syriusz Black i Drake Johanson. Za nimi James Potter oraz bracia Prewett i nieustępliwa Fleur Zabini. Zaraz za nimi wychodzą te przebiegłe... znaczy wychodzą Ślizgoni w zielonych strojach. Rowle, Goyle, Avery, Nott, Rosier, Carrow I Flint. Najlepsze drużyny tego sezonu j stoją na murawie, posyłając sobie nienawistną spojrzenie. To będzie piękne widowisko! – krzyknął Marcus do mikrofonu, a Mini zdzieliła go po głowie za przejęzyczenie w stosunku do Domu Węża. Byłam w pełni skupiona, a gdy madame Hooch zaprosiła nas na środek cały stres uleciał jak powietrze z balonika. Thorfinn posłał mi obrzydzone spojrzenie i teatralnie się wzdrygnął gdy podeszłam bliżej. Każdy z kapitanów miał w zwyczaju miażdżyć sobie dłonie, ale nie Rowle. Brzydzili go czarodzieje półkrwi o mugolakach nawet nie wspominając. Jako jedyny tylko lekko łapał moją dłoń dwoma palcami na ćwierć sekundy i od razu puszczał, ku niezadowoleniu Rolandy.
– To ma być ładna i czysta gra – Hooch wygłosiła standardowa formułkę, a Thorffin jedynie prychnął, przewracając oczami. Ślizgon byl idealnym przykładem cudownej powierzchowności i okropnego charakteru. Arystokratyczne rysy, ułożone, czarne włosy i te błyszczące zielone oczy nadawały mu wyglądu bóstwa, ale jego osobowość wszystko niszczyła. Wzdrygnęłam się, odchodząc od kapitana i zajęłam swoje miejsce, wsiadając na miotle. Rolanda rozpoczęła mecz, a ja wzbiłam się w powietrze.
Słowa pani Hooch zostały zignorowane, przynajmniej przez Ślizgonow. Przed meczem zastrzegłam zawodnikom, że używanie przemocy to ostateczna ostateczność, ale najwidoczniej Thorffin zastosował inna taktykę. Węże grały tak jakby celem gry było zrzucenie przeciwnika z miotły. Johanson juz raz zlecial z jakis pięciu stop, więc na szczęście nim mu się nie stało i mógł dalej grać. Ślizgoni bezlitośnie wbijali się łokciami, nogami, barkami, miotłami i Merlin jeden wie jak jeszcze, łamiąc zasady. Byliśmy szybsi i sprytniejsi,ale góry mięsa miały przewagę siłowa w bezpośrednim starciu. Na czasie zdecydowałam zagęścić liczbę podań i zwiększyć ich szybkość. Musieliśmy pozostać poza zasiegiem Ślizgonów i jednocześnie prowadzić grę, a w tym mieli nam pomóc bracia Prewett. Gideon i Fabian stali się istnym koszmarem dla graczy Slytherinu. Pojawiali się dosłownie znikąd, uderzając tłuczki pod przedziwnymi kątami i zmuszali graczy Domu Węża do zaprzestania ataku. Pałkarze w zielonych wdziankach zrezygnowali z ataku na rudowłosych, skupiając się wyłącznie na niedostarczaniu im piłek. Taktyka Thorffina posypała się jak domek z kart, a ja wraz z Syriuszem i Johansonem bez problemu przerzucałam kafel przez obręcze. W końcu James złapał znicza, a Hooch odgwizdali zakończenie meczu. Łzy radości zasłoniły mi pole widzenia, gdy zsiadłem z miotły, wpadając w objęcia drużyny. Dumbledore podał mi Puchar i dyskretnie się ulotnił, a ja uniosłam go ku okrzykom radości. Czerwona fala kibiców wylała się z trybun w naszym kierunku, a ja odszukałam wzrokiem Łapę. Wpadłam w jego objęcia, owijając ręce wokół jego ciała i zaśmiałam się głośno. Jakiś starszy chłopak mnie podniósł do góry, a po chwili kolejni podnieśli pozostałych członków drużyny. Jeszcze raz uniosłam puchar, a tłum zaczął skandować głośno "Gryffindor". Udało mi się. Powiodłami moja drużynę do zwycięstwa. Byłam przeszczęśliwa, a tłum niósł nas do zamku, cały czas krzycząc.
CZYTASZ
Huncwotka ||Syriusz Black
FanfictionCo by było gdyby na roku Huncwotów pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna? Dziewczyna o duchu żartownisia, godna miana Huncwotki. Co by się stało gdy największy szkolny Casanova i największa szkolna łamaczka serc zakochali się w ... sobie? START: 19...
