• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •
– Ulubiony mugolski sport? – zapytał Lucas zakładając mi pasmo włosów za ucho. Uśmiechnęłam się do chłopaka rozglądając się dookoła i oparłam dłonie o drewnianą barierkę.
– Chyba piłka ręczna, bo jest bardzo podobna do quidditcha – stwierdziłam machając nogami nad kilkudziesięciu metrową przepaścią. Razem z Lucasem siedzieliśmy na szerokiej barierce zabezpieczającą drewniany most i swobodnie rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Puchon okazał się całkiem przyjemnym towarzyszem rozmów, choć zauważyłam, że nie pozwalał sobie na ostrzejsze żarty w mojej obecności. Syriusz i James nie mieli z tym żadnego problemu, często niewybrednie komentując różne rzeczy związane z moją osobą.
– Zaczyna się robić późno – zauważył Lucas patrząc na swój zegarek, a ja kątem oka zauważyłam, że chłopak zadrżał z zimna.
– I zimno. Chodźmy już może – zaproponowałam i obróciłam się przekładając nogi na drugą stronę, a po chwili już stałam na bezpiecznych deskach.
Lucas odprowadził mnie pod sam portret Grubej Damy i uśmiechnął się słodko zakładając dłonie na kark. Powoli zsunęłam szalik Puchona z ramion i wyciągnęłam go w jego kierunku.
– Dziękuje – powiedziałam, kiedy Lucas odebrał ode mnie żółto-czarny szalik i przerzucił go sobie przez ramiona.
– Nie ma sprawy – uśmiechnął się szatyn i znowu zaplótł dłonie na karku, więc niepewnie położyłam dłoń na ramieniu, a chłopak od razu opuścił luźno ręce.
– Było bardzo fajnie – powiedziałam i wspięłam się na palce cmokając chłopaka w policzek. Odsunęłam się, a Lucas złapał mnie w talii i spojrzał głęboko w moje oczy. Odbierając to jako zachętę ponownie wychyliłam się i nienachalnie pocałowałam Schumachera. Chłopak go od razu odwzajemnił wplatając dłonie w moje włosy, a ja poczułam delikatny zapach wanilii, którymi pachniał cały Puchon.
– Jeszcze raz dziękuje za wspaniały wieczór – uśmiechnęłam się odsuwając od chłopaka, a Lucas uśmiechnął się szeroko.
– Musimy to powtórzyć, proszę pani – powiedział uśmiechnięty szatyn i obrócił się ruszając korytarzem w kierunku kuchni. Wpatrywałam się jeszcze chwilkę w plecy oddalającego się Puchona, aż w końcu zniknął za zakrętem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wykonałam gest zwycięstwa, a następnie podałam hasło Grubej Damie i na palcach wróciłam do swojego dormitorium.
Wstałam o godzinie siódmej podekscytowana moim pierwszym meczem quidditcha w roli kapitana. Davies w zeszłym roku skończył Hogwart i to właśnie mi przekazał opaskę kapitana z czego niezmiernie się ucieszyłam. Zgarnęłam swój strój z szafy i pobiegłam pod prysznic. Zaplotłam długiego warkocza i spięłam odstające kosmyki włosów wsuwkami, aby mi nie przeszkadzały
– Wstawać! Za dwie godziny gramy! – krzyknęłam, a dziewczyny poderwały się z łóżka. Fleur także grała w drużynie na pozycji obrońcy, więc nałożyła szatę do quidditcha i ciasno spięła swoje włosy.
– Dobra, Ja już idę! – rzekłam i łapiąc swoją nową miotłę wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem rozmyślałam o strategii mimo to, że byłam pewna swojej drużyny, obawiałam się, że wybrane przeze mnie rozwiązania zawiodą w najgorszym możliwym momencie
Moje rozmyślania przerwały donośnie głosy, kwiaty, czekoladki i głównie chłopcy z różnych domów próbujący zaprosić mnie na bal. Od razu się wściekłam i zaczęłam się przeciskać przez tłum chłopaków, co chwila odmawiając. Otworzyłam drzwi z hukiem i weszłam do Wielkiej Sali, zła jak osa.
CZYTASZ
Huncwotka ||Syriusz Black
FanficCo by było gdyby na roku Huncwotów pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna? Dziewczyna o duchu żartownisia, godna miana Huncwotki. Co by się stało gdy największy szkolny Casanova i największa szkolna łamaczka serc zakochali się w ... sobie? START: 19...