• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •
Uniosłam wzrok znad książki i spojrzałam zaciekawiona na Fleur, która wskoczyła na moje łóżko w towarzystwie Lily i Callie.
– O co chodzi? – zapytałam odkładając książkę na stolik i wlepiłam domagający się odpowiedzi wzrok w przyjaciółki.
– Kto to jest Lucas? – zapytała jako pierwsza Zabini wskazując na mój kalendarz wiszący nad moją szafką nocną. Westchnęłam domyślając się, że blondynka zauważyła wpis o wyjściu z Lucasem.
– Kolega – odpowiedziałam zdawkowo widząc pojawiające się poirytowane na twarzach dziewczyn.
– Tyle to się mogłyśmy domyślić – stwierdziła sarkastycznie Evans, a Danvers uniosła palec dając do zrozumienia, że na coś wpadła.
– To ten ładny z biblioteki? – zapytała Callie, a ja wywróciłam oczami widząc pytające spojrzenia przyjaciółek.
– Tak. Lucas to ten ładny z biblioteki i uprzedzając pytania, tak idziemy na randkę – wyjaśniłam, a Fleur spojrzała na mój kalendarz, a potem na zegarek.
– Zdajesz sobie sprawę, że masz godzinę do wyjścia? – zapytała Zabini, a ja pokiwałam głową biorąc do ręki książkę i wskazałam na krzesło obok biurka. Przygotowałam sobie wcześniej oficerki, brązowy płaszcz i szalik oraz czapkę w barwach Gryffindoru. Callie zaśmiała się i założyła szal na głowę tworząc z niego turban, co spotkało się z moim cichym parsknięciem. Danvers zachęcona moim rozbawieniem założyła czapkę na to wszystko i wyszła z pokoju z zamiarem straszenia pierwszorocznych.
– A co ubierasz zamiast tych spodni i bluzy? – zapytała krytycznie Lily, na co przewróciłam oczami i zaśmiałam się.
– Wiedziałam, że o to zapytacie, bo Fleur już od godziny wpatrywała się w ten kalendarz jak sroka w kość – ironizowałam chwytając za różdżkę i z pomocą prostego zaklęcia niewerbalnego otworzyłam szafę. Na wieszaku zamontowanym od wewnętrznej strony szafy wisiała czarna sukienka w kratkę na szerokich ramionach, golf oraz grube rajstopy w czerwonym kolorze. Evans uśmiechnęła się usatysfakcjonowana dotykając materiału sukienki, a Fleur również zaakceptowała moje ubranie na randkę z Puchonem.
– A gdzie idziecie? – zapytała Fleur rozczesując swoje długie blond włosy i spojrzała na mnie wyczekująco. Przewróciłam oczami wiedząc, że nie wymigam się od rozmowy, która aplikowała na rolę przesłuchania.
– Spotykamy się w bibliotece – zaczęłam, a widząc oburzone spojrzenia przyjaciółek uniosłam dłoń. – Oficjalnie mamy się uczyć, a nieoficjalnie to randka – wyjaśniłam udając poufny szept, a dziewczyny uśmiechnęły się zadowolone. Zeszłam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki po drodze chwytając rzeczy do ubrania. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam sukienkę i pomalowałam się delikatnie. Ułożyłam włosy w gładkie fale z pomocą metamorfomagii i wyszłam z łazienki. Założyłam oficerki i używając zaklęcia zmniejszającego włożyłam płaszcz do torby z książkami z Zaklęć.
– Wrócę późno – oznajmiłam i pomachałam przyjaciółką wychodząc z dormitorium. W Pokoju Wspólnym spotkałam Callie, która w akompaniamencie śmiechów Huncwotów wyskakiwała zza kanapy na młodszych uczniów wciąż ubrana w moje rzeczy.
– Chyba mogę się załamać – zaśmiałam się zakładając ręce na piersi i spojrzałam rozbawiona na przyjaciół, którzy świetnie się bawili.
– Wychodzisz gdzieś Sami? – zapytał Potter wskazując moją torbę i ubranie, a Callie poruszyła sugestywnie brwiami i zrobiła serduszko palcami, na co zareagowałam przewróceniem oczami.
– Nasz kochana Sami wybiera się na randez-vous z uroczym Niemcem z Hufflepuffu – wyjaśniła "poufnym" szeptem szatynka uśmiechając się szeroko, a chłopcy wymienili zaniepokojone spojrzenia.
– Jesteś co do niego pewna, Luan? Pamiętasz co było z Darthem? – zapytał Syriusz patrząc na mnie z troską w oczach, a ja przymknęłam oczy słysząc nazwisko George'a. Nie lubiłam rozdrapywać starych ran, a George był dla mnie zdecydowaną przeszłością. Dwa lata starszy Krukon zostawił mnie zauroczony siostrą dziewczyny swojego starszego brata i nasze drogi się rozeszły. Moi przyjaciele od tamtej pory zawsze sceptycznie podchodzili do każdego nowego chłopaka z którym się spotykałam i nie winiłam ich za to, ale nie byłam też szczególnie zadowolona z tego obrotu spraw.
– Lucas jest w porządku, Syriusz. Jeżeli chcesz, mogę cię umówić z panem Schumacherem na romantyczną kolację w blasku świec – wyjaśniłam pozwalając sobie na drobny żart, aby nieco uspokoić przyjaciela, który z całej czwórki chyba najbardziej się o mnie martwił. Pomachałam do przyjaciół i poprawiając torbę na ramieniu wyszłam z Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
– Cześć Lucas – powiedziałam cicho kładąc dłonie na ramionach szatyna, który siedział przy stoliku w bibliotece. Chłopak obrócił się z uśmiechem na ustach i wstał z krzesła. Przytulił mnie na powitanie uśmiechając się szeroko i odsunął mi krzesło naprzeciwko. Zajęłam miejsce uśmiechając się delikatnie w kierunku szatyna, który wyjął z torby książkę do Zaklęć. Zrzedła mi mina, kiedy Schumacher otworzył podręcznik i zaczął gorączkowo czegoś szukać.
– Miałem problem z tym zaklęciem niewerbalnym . Sprawdzisz co robię źle? – zapytał unosząc różdżkę, a ja zawiedziona wzięłam książkę i spojrzałam na temat zamiany przedmiotów w inne z pomocą magii niewerbalnej. Lucas wycelował różdżką w pióro i wykonał perfekcyjny ruch nadgarstkiem. Piór zamieniło się w piękny bukiet konwalii, a Puchon uśmiechnął się szelmowsko i podał mi bukiet.
– To dla pani, panno Hall – uśmiechnął się szatyn, a ja podniosłam bukiet pod nos i krzywiąc się odłożyłam go z powrotem.
– Masz rację, Lucas. Potrzebujesz dużo nauki. Zaklęcie może i zamieniło pióro w bukiet, ale zapomniałeś o zapachu – powiedziałam, a Puchon powąchał konwalie i natychmiast odłożył go na bok śmiejąc się cicho.
– Masz rację. Nie sądziłem, że konowalie mogą pachnieć atramentem i piórami. Ale dziś nie czas na naukę. Pani pozwoli – powiedział Lucas wstając i szarmancko podał mi dłoń. Podniósł mnie z krzesła i trzymając się pod ręce opuściliśmy bibliotekę.
Lucas prowadził lekką rozmowę opowiadając o różnych wygłupach jego przyjaciół na lekcjach. Dowiedziałam się między innymi, że Puchon kumpluje się z chłopakiem Fleur- Amosem. Chłopak opowiadał o swojej rodzinie, o młodszym bracie, który jeździł gokartami. Dopytywałam zaciekawiona, a Lucas wyznał, że sam też jeździł w klubie kartingowym, ale jak dostał list z Hogwartu musiał zrezygnować z dopiero co rozwijającej się kariery. Z ciekawością wsłuchiwałam różnych ciekawostek technicznych na temat gokartów.
– Mój kuzyn od strony matki zawsze chciał ścigać się na torze kartingowym, ale ciocia Gabriella wybiła mu to z głowy i został prawnikiem – powiedziałam, a Lucas uśmiechnął się i wskazał drzwi wychodzące na dziedziniec.
– Wyjdziemy? – zapytał, a ja pokiwałam głową i sięgnęłam do torby. Puchon założył kurtkę, a ja wyciągnęłam zmniejszony płaszcz i jednym ruchem różdżki powiększyłam odzienie i zarzuciłam je na plecy.
– Nosz cholera jasna – warknęłam przeszukując torbę w poszukiwaniu szalika i czapki, kiedy przypomniałam sobie o "fenomenalnym" pomyśle Callie.
– Co się stało? – zapytał Lucas otwierając mi drzwi i przepuścił mnie przodem. Zaśmiałam się cicho mijając chłopaka, a na zewnątrz uderzyło mnie lodowate, listopadowe powietrze.
– Callie, moja przyjaciółka, zabrała moją czapkę i szalik, aby straszyć pierwszorocznych – wyjaśniłam, a widząc zszokowane spojrzenie Puchona machnęłam ręką.– Nie pytaj – westchnęłam zapinając płaszcz pod samą szyję, kiedy kolejny podmuch rozwiał moje włosy. Roztarłam ręce i schowałam je do kieszeni wsadzając brodę pod kołnierz. Lucas widząc moje zachowanie bez słowa zdjął swój szalik i założył mi szeroki materiał na ramiona.
– Przecież będzie ci zim... – zaczęłam, ale Lucas położył mi palce na ustach. Spojrzałam na niego urażona i machinalnie otarłam wargi, na co szatyn zareagował śmiechem
– Tak, zamarznę – stwierdził ironicznie obejmując mnie ramieniem w talii i poprowadził w kierunku drewnianego mostu.
CZYTASZ
Huncwotka ||Syriusz Black
FanficCo by było gdyby na roku Huncwotów pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna? Dziewczyna o duchu żartownisia, godna miana Huncwotki. Co by się stało gdy największy szkolny Casanova i największa szkolna łamaczka serc zakochali się w ... sobie? START: 19...
