• 𝐭𝐡𝐢𝐫𝐭𝐲 𝐬𝐢𝐱 •

2.3K 121 15
                                    

• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •

Usiadłam na parapecie i zaczęłam czytać ostatni temat z numerologii. Jako jedyna z moich przyjaciół chodziłam na ten przedmiot, a reszta miała w tym czasie okienko.

– Cześć – pomachał w moim kierunku uczeń chodzący ze mną na zajęcia, a ja uśmiechnęłam się delikatnie znad podręcznika odwzajemniając gest . Krukon zajął miejsce na ławce pod ścianą na przeciwko mnie i otworzył własny podręcznik. Skupiłam się na Liczbie Celu Życia, ale nie skończyłam czytać działu, bo ktoś oparł dłoń o moje ramię. Uniosłam wzrok i skrzyżowałam spojrzenie z metalicznymi tęczówkami.

– Sam ja... – zaczął Syriusz nie zdejmując ręki z mojego ramienia, więc delikatnie lecz stanowczo zabrałam jego rękę. Czarnowłosy odchrząknął speszony i potarł ręką kark szukając dla niej zajęcia.

– Tak? – zapytałam, a mój głos nawet mi wydał się zbyt zimny i oschły.

– Ja przepraszam. Nie wiem dlaczego tak wtedy powiedziałem... – przerwałam Łapie uniesieniem dłoni i spojrzałam mu w twarz z wyrzutem w oczach.

– Powiedz mi jedno Syriusz. Pocałowałeś mnie wtedy? – zapytałam nie przerywając kontaktu wzrokowego, ale Gryfon przeniósł wzrok na okno za mną.

– Tak – szepnął tak cicho, że ledwie go usłyszałam, ale jednak. Chciałam zacząć krzyczeć, płakać i przytulić chłopaka, ale wiedziałam, że to nic nie da. Syriusz musiał zrozumieć jak bardzo zraniło mnie jego kłamstwo, więc zachowałam grobową minę.

– Sam... – zaczął, ale ja kolejny raz tego dnia przerwałam mu surowym spojrzeniem.

– Ze względu na moją i twoją przyjaźń z resztą, nie będę cię ignorowała, ale na Merlina Syriusz. Nie licz, że ci teraz zaufam. Nie po tym co powiedziałeś – powiedziałam cicho zaciskając dłonie na okładce podręcznika.

– A wybaczysz mi kiedyś? – zapytał ze smutkiem w szarych tęczówkach, a ja przetarłam ręką twarz.

– Już ci wybaczyłam, ale ja ci nie ufam Syriusz. Nie ufam – wyszeptałam, a Black jeszcze bardziej posmutniał.

– Jak mogę odzyskać twoje zaufanie? – zapytał ponownie, a ja uśmiechnęłam się sztucznie.

– Wymyśl coś, kombinuj, przecież w tym jesteś najlepszy. A teraz możesz już iść, bo profesor Smith będzie dzisiaj pytać i muszę powtórzyć wiadomości – powiedziałam podnosząc książkę, a Syriusz z westchnieniem zdjął ręce z parapetu o który się opierał. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył korytarzem w kierunku Wieży Gryffindoru. Kiedy zniknął za zakrętem korytarza powoli odłożyłam książkę i podciągnęłam kolana pod brodę. Nie wiem kiedy z moich oczu pociekły łzy, które szybko wytarłam rękawem, ale zaczęły lecieć następne. Schowałam twarz w dłoniach opierając o kolana i starałam się powstrzymać szloch.

Fleur zawiązała gumkę na końcu mojego warkocza i uśmiechnęła się przerzucają mi go przez lewe ramię.

– Dziękuje – uśmiechnęłam się do przyjaciółki poprawiając odznakę kapitana na piersi. Blondynka poprawiła swój kucyk i obydwie zabierając miotły po cichu, aby nie obudzić dziewczyn, wyszłyśmy z dormitorium. Zbiegłam po schodach, ale na ostatnich stopniach po raz kolejny zahaczyłam o pelerynę stroju i spadłam z konstrukcji. Uderzyłam o podłogę i jęknęłam przeciągle podnosząc się na rękach. Fleur doskoczyła do mnie razem z Jamesem, który siedział na fotelu i wspólnie pomogli mi wstać z podłogi. Posadzili mnie na kanapie, a Zabini zaczęła wypytywać mnie czy wszystko w porządku.

– Trochę obiłam sobie biodra, ale jest w porządku. Cześć James – uśmiechnęłam się do bruneta, a Rogacz zaśmiał się głośno.

– Jak tam pani kapitan? Gotowa na dzisiejszy mecz? – zapytał Rogacz obejmując mnie ramieniem, a ja posłałam mu szeroki uśmiech.

– Oczywiście! Te ptaszyska nie mają szans! – zapewniłam uśmiechając się szeroko, a James zaśmiał się razem z Fleur. Ktoś oparł dłonie na moich ramionach i po chwili bliźniacy Prewett przeskoczyli przez kanapę nade mną i Fleur.

– Cześć Sami! – zawołał Gideon, a ja posłałam mu szeroki uśmiech. Dołączył do nas jeszcze Drake i Syriusz, który przygaszony usiadł na fotelu obok. Po paru minutach wygłupów wstałam wyplątując się z ramion przyjaciół i uniosłam dłonie.

– A teraz drużyno, misja. Nazwa tej tajnej operacji to pożywne śniadanie i obecność jest obowiązkowa – uśmiechnęłam się wyciągając ręce do Fleur i Jamesa, których poderwałam z kanapy. Całą drużyną ruszyliśmy do Wielkiej Sali mijając czasami uczniów, którzy ubrani w barwy Gryffindoru lub Ravenclawu zmierzali na śniadanie. Usiadłam na stałym miejscu drużyny i nałożyłam każdemu zawodnikowi jajecznicę i tosty z zastrzeżeniem, że talerz ma być pusty.

Weszłam do szatni jako ostatnia i zobaczyłam jak spięci zawodnicy siedzą na ławce przed tablicą taktyczną. Ustawiłam miotłę obok reszty i stanęłam przed zawodnikami opierając ręce na biodrach. Musiałam podnieść na duchu ludzi, których miałam poprowadzić do zwycięstwa, choć sama trzęsłam się ze zdenerwowania.

– Rozumiem, że to ważny, a nawet cholernie ważny mecz, ale macie miny jak byście szli na ścięcie! Ktoś wam wyczyścił pamięć i nie pamiętacie co mamy zrobić? To wam przypomnę! Skopać im tyłki, tak aby bolało do Bożego Narodzenia! Wychodzimy w ustawieniu trzy. Syriusz i Drake tradycyjnie rozpoczynamy od zagrania Wybuchającego kotła – zaczęłam mówić wskazując odpowiednie ustawienia na tablicy i paplałam tak długo, aż głosy na trybunach stawały się coraz głośniejsze.

– Jeszcze macie takie miny? Mamy grać przeciwko Krukonów, małym ptaszkom, malutkim – stwierdziłam pokazując kciukiem i palcem wskazując odległość około centymetra. – A my czym jesteśmy? Wielkimi, potężnymi lwami! Złamiemy ich na pół! Dawać! – krzyknęłam zdzierając sobie gardło, a drużyny odpowiedziała nieopisywalnym okrzykiem. Uniosłam swoją miotłę do góry i pokierowałam swoją drużynę na boisko.

Pogoda chyba się nad nami zlitowała, bo zamiast deszczu i wiatru, tak jak w ostatnim meczu, świeciło słońce, a mój medalion od Jamesa piszczał wesoło o doskonałych warunkach.

– Kapitanowie! – krzyknęła pani Hooch, więc zostawiłam swoją drużyną i podeszłam do kobiety stojącej z kapitanem Krukonów.

– Hall, Green, przywitajcie się – poleciła pani Hooch, więc mocno uścisnęłam dłoń krótkowłosej Krukonki z okularami do latania. Poczułam jak kość przeskoczyłam mi ręce, kiedy Brooke ścisnęła moją dłoń w miażdżącym uścisku. Brooke Green była barczystą, niesamowicie wysoką dziewczyną o ciemnych, krótkich włosach i zielono-miodowych oczach. Poza boiskiem była niezwykle uczynna i miła, ale podczas gry zmieniała się w potężną maszynę do zabijania.

– To ma być ładna i czysta gra – zaznaczyła Hooch wypuszczając znicza i tłuczki. Uniosła kafla w górę, a ja przełożyłam nogę przez drążek miotły i przygotowałam się do startu. Kobieta popatrzyła na nas obie i podrzuciła kafel w górę.

– I ruszyli! Hall minęła się z kaflem dosłownie o centymetry, ale to Green ma piłkę! Podaje do Darkside'a, który przekazuje piłkę idealnie ustawionej Vulpis, ale...Na Merlina! Jeden z Prewettów odbija tłuczka w kafla i piłka ląduje w dłoniach Blacka, który od razu wyprowadza kontrę i... niestety ścigający Gryffindoru zostaje zablokowany przez obrońcę Krukonów! – usłyszałam głos komentatora, ale nie wsłuchiwałam się w jego dalsze słowa, bo pochłonęła mnie gra.

Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz