• 𝐭𝐡𝐢𝐫𝐭𝐲 𝐭𝐡𝐫𝐞𝐞 •

2.3K 125 13
                                    

• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •

– Boli cię coś, kochanieńka? – zapytała pani Pomfrey, a ja kiwnęłam głową wciąż oszołomiona wydarzeniami sprzed kilkunastu sekund.

– Boli mnie brzuch oraz głowa i trochę nieostro widzę, ale tak to wszystko chyba jest w porządku – stwierdziłam pocierając skronie, a pielęgniarka zapisała coś w notatniku.

– Poczekaj chwilkę, kochanieńka. Przyniosę ci coś na głowę i będzie trzeba zmienić opatrunek na brzuchu za godzinę – powiedziała kobieta i odeszła w kierunku składziku. Podparłam się na rękach i usiadłam prosto wydając ciche syknięcie spowodowane raną na brzuchu.

Nagle drzwi do szpitalnej sali się otwarły i do środka wpadła Lily, Fleur wraz z Callie.

– Sami! – zawołała rudowłosa i podbiegła do łóżka. Szybko objęła mnie ramionami i roześmiała się głośno, choć po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Blondynka wraz z brunetką do niej dołączyły i wszystkie usiadły na moim łóżku.

– Jak się czujesz, Sam? –zapytała Danvers, a ja uśmiechnęłam się do niej niemrawo.

– Nawet dobrze – odpowiedziałam wymijająco, aby nie martwić przyjaciółek. Drzwi ponownie się otworzyły i do środka wpadł James i Syriusz, a za nimi spokojnie wszedł Remus.

– Sami, księżniczko! – zawołał James i mocno mnie objął, a ja uśmiechnęłam się delikatnie oddając uścisk. Remus również mnie przytulił, a Syriusz stanął w pewnej odległości. Skrzyżowałam spojrzenie z szarookim i zawstydzona odwróciłam wzrok. Wcześniejsza sytuacja była zdecydowanie zbyt świeża i do mojego mózgu jeszcze nie dotarł sens tego zdarzenie.

– Co tu się dzieje?! – warknęła pani Pomfrey wychodząc z spiżarni i zmroziła uczniów Domu Lwa spojrzeniem.

– Dzień dobry, madame, my tylko... – zaczął Remus, ale Pomfrey machnęła na niego rękę.

– Przy pacjencie mogą przebywać maksymalnie dwie osoby, szczególnie po takim poważnym wypadku! Muszę podać pacjentce leki, a wy wychodzicie! Panie Lupin proszę poinformować profesora Dumbledora i profesor McGonagall, że panna Hall się wybudziła – poleciła stanowczo Popy wypraszając moich przyjaciół za drzwi.

– Masz tu kochaniutka płyn, który zlikwiduje przyczyny bólu głowy, a to jest środek przeciwbólowy, który zadziała na twój brzuch – zwróciła się do mnie pielęgniarka i podała mi dwa różne eliksiry. Szybko przyjęłam lekarstwo, a ból brzucha natychmiast ustał. W głowie przestało szumieć, a obraz stał się ostrzejszy i powoli zanikał ból.

– Dziękuje – uśmiechnęłam się delikatnie w podzięce do Madame Pomfrey. Drzwi do Skrzydła ponownie się otworzyły, a do środka wszedł Drops wraz z Minnie. McGonagall podeszła do mnie szybkim krokiem i uśmiechnęła się do mnie siadając na krześle.

– Dobrze, że się obudziłaś Samantho – powiedziała Minnie , a ja uśmiechnęłam się słabo do kobiety.

– Samantho, rozumiem, że to było dla ciebie traumatyczne przeżycie, ale musisz nam powiedzieć co się wtedy stało – zaczął Dumbledore, a ja cicho westchnęłam spodziewając się tego pytania.

– Musimy wiedzieć kto użył na tobie tej klątwy – dodała Minnie, a ja westchnęłam instynktownie wbijając paznokcie w dłoń.

– To była Cereus Greengrass – powiedziałam cicho, a Minerva warknęła cicho.

– Wraz z nią był jeszcze Severus Snape oraz paru innych Ślizgonów, ale to właśnie ona rzuciła zaklęcie – dokończyłam, a Drops wymienił spojrzenia z Minnie.

– Panna Greengrass zniknęła ze szkoły, wcześniej wyczyszczając pamięć dziesięciu Ślizgonów w tym pana Snape'a – poinformował Dumbledore, a ja nie wiedziałam czy się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony Ślizgonki nie było na terenie Hogwartu, a z drugiej strony nie było wiadomo gdzie przebywała Śmierciożerczyni.

– Profesorze. Ona jest Śmierciożercą. Widziałam Mroczny Znak na jej przedramieniu – powiedziałam szybko, a McGonagall uniosła zszokowana dłoń do ust. Dumbledore westchnął i złapał się u nasady nosa ściągając okulary.

– Spodziewałem się szpiegów Voldemorta w Hogwarcie, ale nie wiedziałem, że wyśle tu Śmierciożerców. Panno Hall, życzę panience szybkiego powrotu do zdrowia. Profesor McGonagall, proszę zająć się moimi obowiązkami. Muszę na chwilę wyjechać-oznajmił dyrektor i szybkim krokiem wyszedł z sali.

Pani Pomfrey podała mi pakunek i uśmiechnęła się szeroko.

– Pamiętaj aby brać leki rano i wieczorem, opatrunek zmieniaj trzy razy dziennie, a jak ci się pogorszy to od razu do mnie – poleciła kobieta, a ja posłałam jej wdzięcznie spojrzenie.

Wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego i samotnie ruszyłam korytarzem w kierunku wieży Gryffindoru. W szkole było cicho, ponieważ wszyscy znajdowali się na lekcjach, a ja ubłagałam panią Pomfrey aby nikomu nie mówiła, że wychodzę ze szpitala.

– Za Gondor – zwróciłam się do Grubej Damy, uśmiechając się na samo brzmienie hasła. Ewidentnie Lunatyk dał się poznać ze swoją miłością do książek Tolkiena. Weszłam po schodach i znalazłam się w swoim dormitorium. Zaniosłam opatrunki oraz leki od pielęgniarki do łazienki i z cichym westchnieniem rzuciłam się na łóżko. Usłyszałam ciche miauknięcie i Bosley wskoczył na łóżku przytulając się do mojego policzka.

– Cześć słodziaku. Wiesz jak się twój przyjaciel dziwnie zachował? O Syriusza mi chodzi skarbie. Pocałował mnie, wiesz? I co ja mam teraz zrobić? – zapytałam, a Bosley popatrzył na mnie swoimi błyszczącymi oczami.

– Masz rację. Leki mi zaszkodziły i musiałam sobie coś ubzdurać. I do tego gadam do kota! – parsknęłam chowając głowę w poduszkę, a kot pacnął mnie łapą w ramię.

– Czyli uważasz, że to się naprawdę stało? I jestem w miarę normalna? – zapytałam unosząc głowę znad poduszki, a Bosley miauknął cicho i dotknął nosem mojego nosa.

– Powiedz mi Bosley, co ja mam teraz zrobić? Jasne jest to, że muszę z nim porozmawiać – przewróciłam się na plecy i założyłam ręce pod głowę. Kot wskoczył na mój łokieć i zaczął się bawić moimi włosami.

-Chyba powinnam go zapytać co znaczyła dla niego ta sytuacja, prawda?- stwierdziłam, a Bosley pacnął mnie łapką w nos. Zeskoczył z mojej ręki i usadowił się na moim brzuchu. Syknęłam cicho, a Bosley ostrożnie zszedł z bolącej części ciała.

– A jeżeli on odpowie że to nic dla niego nie znaczyło? – powiedziałam przestraszona, a kot spojrzał na mnie zaciekawiony. Przygotował się do skoku i zaatakował piórko, które wyleciało z poduszki i osiadło na moich włosach.

– Oh Bosley. Ty masz o wiele łatwiej w życiu – westchnęłam i ze świstem wypuściłam powietrze wpatrując się w sufit.

– Samanto Elizabeth Hall! Jak mogłaś nawet słowem nie pisnąć słowem o swoim wyjściu ze Skrzydła! Jesteś skrajnie nieodpowiedzialna! – Lily gwałtownie wyrwała mi książkę z rąk i odrzuciła ją niedbale na bok.

– A co jeślibyś zasłabła?! Jakbyś wpadła w pułapkę Irytka?! I nikt by ci nie pomógł?! Czy ty w ogóle myślisz przyszłościowo?! – zawołała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.

– I co się szczerzysz?! – warknęła już wyraźnie poirytowana Lily, a ja podniosłam się z łóżka i mocno ją przytuliłam.

– Żyje chwilą, Lily. Nie martw się tak o mnie, bo mając na głowie mnie i Jamesa oraz resztę Huncwotów osiwiejesz w wieku dwudziestu lat. Też się cieszę, że cię widzę – powiedziałam cicho, a rudowłosa mocno mnie uścisnęła. Po kolei przytuliłam Fleur i Calie, które do tej pory trzymały się z boku, a teraz na równi z Evans – Prawie – Potter prawiły mi reprymendy.

– Dobra dziewczyny, stop! Rozumiem! Jestem nieodpowiedzialna, nie dbam o swoje zdrowie i tak dalej! Idę przywitać się z chłopakami, dobrze? Bosley! Osłaniaj mnie! – zawołałam rozbawiona i wyszłam przez drzwi zapinając bluzę Syriusza. Zbiegłam po schodach i wbiegłam do Pokoju Wspólnego, lecz nie zastałam tam chłopaków. Ruszyłam do męskiego dormitorium wymieniając szybkie powitania z innymi uczniami Domu Lwa. Bez pukania weszłam do pokoju chłopaków i ponownie zastałam pustki. 


Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz