• 𝐟𝐨𝐫𝐭𝐲 𝐟𝐢𝐯𝐞 •

2.1K 124 18
                                    

• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •

Warknęłam zirytowana i zgniotłam kolejną kartkę w kulkę. Przygryzłam lekko końcówkę długopisu i westchnęłam zrezygnowana, gdy nic nie przychodziło mi do głowy. Przewertowałam raz jeszcze rozdział o zagraniach w quidditchu na przestrzeni lat, ale nic nie naprowadziło mnie na jakiś nowy pomysł. Siedziałam na samym końcu mostu, który łączył Hogwart z drogą do Hogsmeade, chowając się za kamiennym posągiem. Chciałam mieć spokój i trochę samotności do myślenia, a w murach szkoły nie było takiej możliwości. Bliźniacy Prewett zorganizowali swój coroczny konkurs na Małego Żartownisia i w szkole, aż roiło się od "zabawnych" pierwszorocznych. Zostałam zasypana śmierdzącymi skarpetkami z pralni, kiedy próbowałam coś wymyślić. Nie chciałam wszczynać awantur, więc tylko zwróciłam im uwagę, że to nie jest śmieszne i wyniosłam się ze szkoły, chowając się przed uczniami.

Nagle usłyszałam kroki. Drewniana powierzchnia mostu dudniła pod naporem stóp, więc od razu wiedziałam, że ktoś idzie. Gdzieś już miałam to, czy ktoś mnie znajdzie, bo wena i tak nie przychodziła. Wyjrzałam zza posągu i w oddali zobaczyłam postać w zwykłej koszulce i dżinsach. Uśmiechnęłam się, poznając czarne, rozwiane przez wiatr włosy.

– Syriusz – szepnęłam, uśmiechając się, a szarooki posłał mi zaczepny uśmiech i lekko się ukłonił.

– Cześć piękna. Co to za ucieczka z zamku? – zapytał Black, siadając obok mnie. Po ostatniej imprezie, dużo się zmieniło. Zniknął dystans między nami, ale nie posunęliśmy się dalej niż do subtelnych objęć, czy spojrzeń. Ani się nie całowaliśmy, ani nie robiliśmy nic więcej od moich urodzin. I tym razem Łapa objął mnie delikatnie ramieniem, przysuwając do swojego boku.

– Konkurs Prewettów mnie do tego zmusił, ale i tak nie potrafię nic wymyślić. Jestem do niczego – westchnęłam, wskazując na stertę zmiętych kulek papieru, leżących obok moich nóg. Syriusz nagle obrócił się tak, aby spojrzeć mi prosto w oczy. Szarooki złapał moją twarz w obie dłonie i uniósł do góry.

– Posłuchaj mnie uparta, irytująca kobieto. Nie jesteś do niczego i nawet się waż mówić w ten sposób o sobie. Rozumiesz mnie? – zapytał, a ja lekko przytaknęłam głową. Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie i zeskanował moją twarz wzrokiem. Zatrzymał się na dłużej na oczach, a potem spojrzał na moje usta. Również spojrzałam na jego wargi. Pochyliłam się do przodu, złączając nasze usta w pocałunku. Syriusz przeniósł dłonie na moją talię i lekko uniósł, sadzając mnie na  kolanach. Uśmiechnęłam się, odrywając się od chłopaka i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej. Syriusz mocno zarumieniony objął mnie mocno, wtulając się w mnie, a ja objęłam go jednym ramieniem i pogładziłam dłonią po włosach.

Ponownie usłyszałam dudnienie kroków nadchodzących osób. Zeszłam szybko z Syriusza i usiadłam w poprzedniej pozycji zażenowana zaistniałą sytuacją. Black ponownie usiadł obok mnie i objął mnie szybko ramieniem całując w czubek głowy.

– Co to za niecne knowania bez nas? – zapytał James, który razem z Remusem dosiedli się do nas. Uśmiechnęłam się, wskazując na pogniecione kulki papieru, tłumacząc mój problem.

– Wykorzystaj stare taktyki Gryffindoru. Takie sprzed kilkunastu lat. Nikt się ich nie spodziewa, a o ile się nie mylę, masz dostęp do notatek poprzednich kapitanów – zaproponował Lupin, a ja poderwałam się z ziemi, wskazując na niego palcem.

– To jest...To jest genialne! – powiedziałam i rzuciłam się biegiem, aby jak najszybciej zrealizować pomysł Lunatyka.

Dokończyłam ostatni rysunek i dumna ze swojej pracy odłożyłam ołówek. Miałam taktykę, a moi przyjaciele trochę dla żartów zaczęli bić brawa. Uniosłam różdżkę i skopiowałam plan, a następnie rzuciłam te same zaklęcia, jakie zabezpieczały Mapę Huncwotów. Kolejnym zaklęciem rozesłałam plan do członków drużyny i z zadowoleniem zamknęłam Księgę Kapitanów.

– Skoro już popracowałaś, to chodź z nami na piknik – zajęczał Potter, jak małe dziecko, a ja śmiejąc się przystałam na jego propozycję. Zabraliśmy całą naszą grupę i przygotowali kosze pożyczone z kuchni. Wyszliśmy na Błonia, mijając uczniów, którzy również korzystali z majowej pogody. Rozłożyliśmy koce, ja z dziewczynami od razu zajęłam miejsca, a chłopacy zaczęli się gonić, jak jakieś dzikie zwierzęta.

– Chłopcy serio dojrzewają później – stwierdziła, śmiejąc się Fleur, kiedy nasi koledzy podnieśli Gideona i zaczęli biec z nim w kierunku jeziora.

– Ale czasami są mądrzy – stwierdziłam, mając w pamięci dzisiejsze słowa Syriusza. Black w trzech zdaniach dowartościował mnie i odciągnął od złych myśli na temat mojej osoby.

– Ty mnie nawet nie osłabiaj. James ostatnio przestraszył się swojego cienia – westchnęła Lily, powodując nasz głośny śmiech.

– Ja polecam mój i Sami styl życia., Żadnych chłopaków i tyle, prawda Sami? – stwierdziła Fleur, a ja pomyślałam o Syriuszu. Nie wiedziałam, jak zdefiniować nasza relację.

– Tak, tak – potwierdziłam, choć w środku wciąż się zastanawiałam. Przyjaciele? Zdecydowanie nie byliśmy już tylko nimi. Para? Zbyt mocne słowo, które nie określało naszego zachowania. Byliśmy czym pomiędzy. Zbyt blisko na przyjaciół, zbyt daleko na parę.

– Witajcie piękne panie! – zawołał Fabian i wraz z pozostałymi ukłonili się rozbawieni. Za nimi biegł cały mokry Gideon. Chłopaki śmiejąc się, schowali się za nami, a ja szybko wyjęłam zaklęcie i osuszyłam Gideona za nim wpadł na koc.

– Nie dajesz się bawić, Sami – stwierdził James, który od razu położył się na kolanach swojej dziewczyny. Obaj Prewettowie położyli się na nogach Fleur, a Remus usiadł obok Callie. Poczułam ciężar na swoich kolanach, a gdy spojrzałam w dół zobaczyłam uśmiechniętą twarz i migoczące, szare oczy. Wplotłąm palce w czarne włosy i uśmiechnęłam się lekko, widząc, że Syriusz przymknął oczy.

– Przyjemnie jest. Oby tak zostało – westchnął Gideon, a ja miałam wrażenie, że po jego słowach w myślach wszystkich pojawiło się widmo wojny. Voldemort zbierał popleczników, a ludzie ginęli. Moi rodzice nie chcąc wydać tajemnic Ministerstwa Magii, oddali życie za tę sprawę, a czarnoksiężnik wciąż pozostawał na wolności. Zamierzałam walczyć. Jeśli tylko nadarzyłaby się okazja, stanęłabym ramię w ramię z innymi czarodziejami przeciwko kreaturze, której rozkazy rozwaliły moją rodzinę.

– Atak! – usłyszałam krzyki i nagle wylała się na mnie czerwona farba, a następnie pierze. Krzyknęłam, podrywając się z koca, a czterech pierwszorocznych śmiało się, siedząc z wiadrami na drzewie.

– Wyrecytować pierwszy punkt regulaminu Młodego Żartownisia! – wrzasnęli bliźniacy, celując różdżkami w Puchnów. Dzieciaki przestały się śmiać, a ja wyjęłam różdżkę z kieszeni i szybko wyczyściłam siebie oraz przyjaciół.

– Każdy atak na Huncwotów, skutkuje anulowaniem immunitetu i jest jednoznaczny z wypowiedzeniem im wojny. Huncwoci się mszczą – zacytował Fabian, a pierwszoroczni Puchoni szybko zeskoczyli z drzewa i uciekli.

– Mali amatorzy – prychnęłam, patrząc na żałośnie przygotowane materiały do żartu, a wszyscy się zaśmiali.

Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz